poniedziałek, 18 maja 2015

Don't Walk Away 8

Hej! Przepraszam, że nie komentuje waszych notek ani nic nie wstawiałem, ale za dużo się u mnie dzieje. Szczerze z Magdą nie jest najlepiej, strasznie przechodzi to co zrobił jej " jej chłopak", moja dziewczyna się uwzieła i zaczeła mi robić sceny zazdrości. Do tego szkoła.. i trzy dni temu zostałem wujkiem. Jej. Żona mojego brata urodzila słodkiego synka i oszalałem na jego punkcie. Jest cudowny... Co do bloga zauważyłem, że coraz więcej osób chce zrobić przerwę i się nie dziwie, Maj to taki najgorszy okres, w szczególności jeśli chodzi o szkołę. Sam robię sobie przerwę. Nie wiem na ile, będę od czasu do czasu coś wrzucać.. ale kiedy dokładnie nie wiem. Dziś pojawi się też notka specialna , a jutro Liberian Girl.. a w środę może The Most Beautiful Girl In The World.. ale nic nie obiecuję, a teraz zapraszam na notkę do ... nie dokończe. Wszystko się zaczyna psuć, ale może kiedyś będzie lepiej. Przepraszam za błędy. Aha i zmieniłem osobę grającą Rose.
Wygląda teraz tak:


Ale większych zmian nie ma. Dobra nie zanudzam i zapraszam do czytania.

Siedziałam razem z Roxy oraz Markiem w kuchni. Maddy nawijała przez telefon z Tajem. Jak wspomniałam o tym Michaelowi, chciał zawołać księdza. Nasze małe skarbki się w sobie zakochały. Maddy nie gada o niczym innym. Teraz niestety jest smutna, bo Taj wraca do domu i w najbliższym czasie się nie zobaczą. Więc czemu ona jest smutna wiedziałam, ale czemu Mark i Roxy nie miałam pojęcia... Roxanne wspominała, coś, że rodzice Marka jej nie polubili. No, co się dziwić, kilka miesięcy temu przedstawiał mnie. To nie był najlepsze rozwiązanie. Jednak.. Może to głupio zabrzmi, ale nie żałuje, że mnie zdradził. Bo w moim życiu pojawił się słodki pan rozrabiaka...
Uśmiechnęłam się do siebie. Pomyśleć, że jeden facet wywrócił mój świat do góry nogami. Jak on to zrobił do cholery jasnej nie wiem. Podniosłam wzrok i patrzyłam to na Roxy to na Marka. Było tak cicho, że było słuchać wiatr wiejący za oknem oraz tykanie zegara. W końcu nie wytrzymałam. Odłożyłam widelec i mruknęłam:
- Do cholery może wytłumaczycie, mi, dlaczego siedzicie tak przybici jakby okazało sie, ze ktoś wam zabił babcię?
- Zamknij się- mruknął Mark.,
- Co proszę?
- Powiedziałem, żebyś się zamknęła.
- Słuchaj mnie nadęta ropucho.. Nie rozkazuj mi, bo zaraz oberwiesz w swoje krocze i będziesz klęczał na podłodze wyjąc z bólu- mruknęłam.
- Grozisz mi?
- Obiecuję.
- Spokój- upomniała nas Roxanne.
- To on zaczął, pierdo..
- Rose proszę.
Ugryzłam sie w język, po czym wyszeptałam:
- To powiecie mi, co się dzieje?
- Rodzice Marka nas nie zaakceptowali..
- To wiem..
- I Mark..
- Co Mark?
- Nie twój zasrany interes- syknął.
- Stul dziób debilu, Rox..
- Mark nie może mieć dzieci..
- Ohh- wybuszyłam oczy. Spojrzałam na Marka i już chciałam powiedzieć słowa współczucia, kiedy wtrącił:
- Ja, chociaż wolę kobiety.
- Co?
- Twój kochany Jackson jest pedałem- odparł, zerwałam się z miejsca i już chciałam do niego podejść, ale Rox złapała mnie za rękę.- Debil z niego do tego jest gejem.
- A ty zaraz zostaniesz wykastrowany!!!
- Rose uspokój się- powiedziała błagalnie Roxy.
- Nie wiem, co w tobie widziałam.
- A co widzisz w nim? To zwykły gej.
- Skąd takie przypuszczenia?- Zapytałam siadając i starając się uspokoić.
- Od rana o tym trąbią w Telewizji- wyjaśniła Roxy.
- I wy w to wierzycie? Te hieny są w stanie zniszczyć własną matkę dla pieniędzy. I Mike nie jest gejem jest jak normalny facet. Lubi kobiety inaczej nie spotykał się by z Brooke.
- W takim razie to pedofil- mruknął Mark, biorąc łyk soku.
- Odszczekaj to!!!
- Nie!
- Ty..
- Rose! Mark!
- Nie pozwolę temu.. Obrażać Michaela.
- Mówię fakty normalny facet nie spędza całego dnia z dziećmi.
- Zaraz ty spędzisz resztę życia w kostnicy, albo w piachu- syknęłam piorunując go wzrokiem.
- Rose proszę przeproś Marka.
- Że co?! Za co? To on zaczął. Naskoczył na mnie i obraża Michaela, ja mu na to nie pozwolę.
- Uspokójcie się proszę- mruknęła siadając. Płakała. Uklękłam przed nią i mruknęłam:
- Już dobrze. Nie będę sie kłócić.
- Nie ma się, o co kłócić. Prawda jest jedna.

- Nie będę tego słuchać. Przepraszam Roxanne- wybiegłam z kuchni wpadając do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz, po czym rzuciłam się na łóżko, wybuchając płaczem. Jak on mógł mówić takie kłamstwa? No jak? Co Michael mu takiego zrobił?.

Teraz rozumiałam, o co chodziło Michaelowi. Ludzie uwierzą w wszystko, co mówi się w gazetach lub telewizji. Nie zapytają się danej osoby, lepiej osądzać. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do Michaela. Po trzecim sygnale odebrał:
- Cześć wróbelku.
- Cześć misiu.
- Płakałaś.
- Nie- mruknęłam, chociaż wiedziałam, że i tak mi nie uwierzy.
-, Po co kłamiesz? Dobrze wiesz, że mnie nie nabierzesz.
- Ludzie to perfidne szuje! Mam wszystkiego dość!
- Hej różyczko spokojnie, mów powoli i spokojnie- polecił. Wzięłam jeden wielki wdech, po czym zaczęłam:
- Od rana trąbią w TV, że niby jesteś gejem- słyszałam jak wzdycha.- Nie jesteś nim prawda?
- Oczywiście, że nie.. Jak mogłaś tak pomyśleć?
- Nie pomyślałam, tak tylko zapytałam. Przepraszam, mogłam sie zamknąć.
- Nic się nie stało.. Co porabiasz?
- Leże w łóżku zasmarkana, popłakana i rozczochrana.
- To musi być niezły widok- zachichotał.
- Ja ci dam niezły.. Jakbyś mnie zobaczył, to byłoby po tobie.
- Niby, dlaczego?
- Na zawał byś zszedł- Michael wybuchł śmiechem, po czym słuchałam, ze ktoś go woła.
- Przepraszam, cie, ale..
- Zadzwoń wieczorem plosie..
- zadzwonię. Całuje. Pa Pa.
- Uważaj na siebie.
- Ty też.
- Musze?
- Rose!
- Pa- rozłączyłam się i odłożyłam telefon na łóżku. Usiadłam opierając się o dużą poduszkę. Wtedy dostrzegłam, że jestem uważnie obserwowana, przez Pioruna. Uśmiechnęłam się, do siebie, zeszłam z łóżka, opierając się o nie.
- Piorun, chodź.

Piesek jak na zawołanie do mnie podszedł.
Wzięłam go na ręce, po czym pocałowałam go w główkę.
- Tęsknisz za Michaelem?- Szczeknął.
- To znaczy tak czy nie?.. O jak tak to zaszczekaj dwa razy a jak nie to raz- Piorun zaszczekał dwa razy. A ludzie mówią, że zwierzęta są takie głupie. One są mądrzejsze niż ludzie mogą to sobie wyobrazić.- Kocham cię wiesz.. Ty nigdy mnie nie zostawisz. Nikogo nie oceniasz, chcesz po prostu być kochany- pogłaskałam go po główce, spojrzał na mnie, po czym oblizał mi policzek. Ludzie mogliby pomyśleć, że jestem walnięta. Gadam do psa.. Tyle, że on też ma uczucia. Weszłam na łóżko, i położyłam obok siebie małego. Nawet się nie zorientowałam, kiedy moje powieki stały się ciężkie i opadły.
***
Obudziłam się wieczorem. Popatrzyłam na mojego maleńkiego przyjaciela. Podniósł ten swój łebek i spojrzał na mnie.
- Zaraz wracam.
Postanowiłam pogadać z Roxy. Wiedziałam, ze jest przybita, a te nasze kłótnie jej w niczym nie pomogą, ale co ja poradzę. To wszystko, co Mark mówił zabolało mnie.

Zastałam ją w kuchni. Siedziała, z chusteczkami i płakała. Usiadłam obok niej, podniosła na mnie swój wzrok, ale nic nie powiedziała.
- Gdzie Maddy?
- U siebie w pokoju, jest załamana, że Taj wyjechał- uśmiechnęłam się- To takie słodkie.
- A.. Gdzie- nie chciało przejść mi to imię przez usta- Ma..Mark?
- Pojechał do klubu.
- I ty mu na to pozwoliłaś.

- Wolałam, to niż, ciągle jego narzekania- odparła podchodząc do okna.- Przepraszam, za to, co mówił na Michaela. Wiem, że to kłamstwo. Ale... Rose.. On cię nadal kocha- poczułam sie tak jakby ktoś strzelił mnie po twarzy. Byłam totalnie zaskoczona.
- Nie, nie to nie możliwe- pokręciłam głową.
- Możliwe, on cie kocha.
- Kłamiesz!
- Rose wyznał mi, że zrobi wszystko by do ciebie wrócić.
- Ale ja go nie kocham. Nienawidzę go! To dupa jest nie facet- Roxy zaczęła się śmiać. On kocha ciebie.
- Powiedział mi, że nadal coś do ciebie czuję. I że żałuje- wyszeptała. Co za drań. Jak ja go tylko dorwę.
- Roxy nie płacz.
- Byliście szczęśliwi.. Miał być ślub.. A ja to spieprzyłam.
- I dobrze- popatrzyła na mnie zaskoczona- gdyby nie to nie było by w moim życiu Michaela.
- Rose co do niego czujesz.
- Przyjaźń- mruknęłam.
- Na pewno?
- Oj no nie zaczynaj- mruknęłam podpierając się o rękę. 
- Na pewno go nie kochasz?
- Nie, Roxanne chce żebyście byli szczęśliwi. Nie kocham go. Nie umiałabym mu drugi raz uwierzyć. Nie mu...
- Możesz mówić, co chcesz, ale wiem, ze się zejdziecie.
- Nie zejdziemy, bo teraz.. Bo dla innej osoby bije mi szybciej serce.
- Dla kogo?
- Nie ważne, ale na pewno nie dla Marka...
***
Następnego dnia, byłam w domu tylko z Markiem, który się do mnie nie odzywał. Roxy wraz z Maddy pojechały do babci. Chciałam jechać z nimi, ale byłam umówiona z Michaelem, więc postanowiłam zostać. Zmywałam właśnie naczynia, kiedy do kuchni wkroczył... Mark.
- Cześć.
- Cześć- mruknęłam zaskoczona. Co Pan obrażalski, postanowił zrobić rozejm?- Dlaczego nie pojechałeś, z Roxy do..
- Wolałem zostać.
- Okej.
- Rose musimy pogadać.
- Nie mamy, o czym- powiedziałam. Chciałam go wyminąć, coś wisiało w powietrzu. Czułam to.
- Właśnie, że mamy- złapał mnie za łokieć i odwrócił.
- Mark puść mnie.
- Odpowiedz mi na kilka pytań.
- Jakich?
- Tęsknisz za mną?
- Nie.
- Kochasz mnie?
- Nie.
- Żałujesz, że się rozstaliśmy?
- Nie.
- zacięłaś się czy jak.
- Mówię prawdę.
- Nie wierzę, że mnie już nie kochasz.
- No to uwierz- zaśmiałam się zirytowana. Odwróciłam głowę i popatrzyłam przez w inną stronę. Odwrócił moją twarz w swoją stronę i wpił się w moje usta. Stałam jak wryta. Jedyne, co poczułam to obrzydzenie.
- Puść mnie- warknęłam- Nigdy więcej nie waż sie tego robić!
- Dobra- wysyczał, po czym wyszedł trzaskając drzwiami. Oparłam się o blat, po czym wypuściłam powietrze z ust. Jak on tak mógł? Najpierw mnie zdradził a teraz pieprzy o miłości. Musiałam się ogarnąć... A Roxy nie mogła się o tym dowiedzieć.

PO POŁUDNIU:
Weszłam do supermarketu, bo musiałam zrobić zakupy. Jak zwykle. Nie wiem, po jaką cholerę. Roxy i Maddy będą u babci przez tydzień, a Mark wyprowadził się do swoich rodziców. " Co za szczeniak". A ja? I tak nie miałam na nic ochoty. Po incydencie z Markiem, czułam się winna. To nie powinno się wydarzyć. Nigdy. Nie jesteśmy już ze sobą. To chore.
Podchodząc do kasy, zauważyłam dwie dziewczyny, rozmawiały o czymś zawzięcie. Podeszłam bliżej, żeby dokładniej wiedzieć, o czym. Normalnie nie zrobiłabym tak, ale nie każda osoba w rozmowie mówi o " Michaelu Jacksonie".
- szkoda, ze Michael to gej.
- Każdy przystojniak jest albo gejem, albo jest żonaty lub jest psychopatą- z tym się akurat zgadzałam. Wzdrygnęłam się na wspomnienie moim poprzednich facetów.
- Ale Mike? On jest za słodki- powiedziała Blondynka.
- Ale woli chłopców... Widoczno tak musi być.
Nie chciałam tego dłużej słuchać, więc podeszłam do kasy i jak najszybciej zapłaciłam. Myślałam nad tym wszystkim. Michael mówił, że nie jest gejem, więc nim nie jest. Nie umiałam sobie go nawet wyobrazić, jako geja.. On z innym facetem.. Bleee.
Wzdrygnęłam się, po czym weszłam do domu, odłożyłam torby na blacie, w kuchni, po czym wyciągnęłam telefon z kieszeni. Michael miał przyjechać wieczorem., Ale może chciałby sie wygadać. 
Niestety włączyła się sekretarka.. Niestety.
- Hej Misiu, wiem, że miałeś być wieczorem- mruknęłam rozpakowując torby- ale przyjedz, teraz. Pogadamy, pośmiejemy się.. Co ty na to?- Usłyszałam pukanie do drzwi- Kończę słodziaku. Całuje.
 Odłożyłam telefon na blat, po czym poszłam otworzyć drzwi. Jak sie okazało, to był, Mike.
- O akurat do ciebie dzwoniłam. Mike?- Spojrzał na mnie. Był strasznie przybity.
- Nie przeszkadzam?
- Nie wchodź- Michael niepewnie przekroczył prób, po czym wyszeptał;
- Mam do ciebie ważną prośbę.
- zaczynam się bać.
- Ta..
- Misiek, co jest.

- Po prostu boli mnie to ludzie o mnie mówią.
- Nie słuchaj tego. Ludzie to idioci, niektórzy... Nawet jakbyś był gejem to, co im do tego? Kiedyś miałam kolegę geja i się z nim bardzo przyjaźniłam- Michael się roześmiał- Ale ja wierzę, że nim nie jesteś.
- wolałabyś mnie, jako niego?
- szczerze.. Jakbyś nim był to trudno.. Chociaż kto wie.. Może byłabym twoim lekarstwem, i powróciłbyś na dziewczyny.- Michael roześmiał, się. Złapałam za jego podbródek, po czym podniosłam jego głowę do góry- Nie smutaj się- dodałam i pocałowałam go w policzek. Nieźle musiałam się namęczyć, bo jestem o wiele od niego wyższa, i musiałam stanąć na palcach.- Proszę uśmiechnij się.
- Wiedziałem, że poprawisz mi humor- obiął mnie w pasie.
- Ja bym miała ci humoru nie poprawić phii- Michael roześmiał się.
- Uwielbiam cię.
- To... Zaraz, co to był za głos- Michael zaczął gwizdać- Ty Jackson, powtórz.. Powiedz coś tym głosem.
- Ale co?
- O matko.. Ale twój głos.. Jak ty to?
- To moja naturalna barwa.
- jest genialna- mruknęłam. Mike się zawstydził- Będziesz teraz musiał do końca życia przy mnie mówić tym głosem.
- Chciałabyś- prysnął.
- Chodź do kuchni- pociągnęłam go za rękę.
- Byłaś na zakupach- odparł. Usiadł na blacie i wziął jedno jabłko- Mogę?
- Jasne... Michael Jackson przychodzi się do mnie najeść.
- Widzisz, powinnaś się cieszyć.
- ha.. Ha..
- Co będziemy robić?
- Pooglądamy filmy, co?- Zaproponowałam. Michael pokiwał głową- Głowa go góry królu...

Kilka Dni Później:

- Dam ci w pysk- mruknęłam wesoło.
- To nie moja wina.
- wcale, przez ciebie musimy wracać w deszczu!
- W deszczu?
- Pada geniuszu.
Spojrzał w nocne niebo z rozbawieniem.
- Pada? Nigdy bym sie nie domyślił- krople deszczu kapały mu po twarzy, spływały po brodzie i szyi. Otarł je jednym szybkim ruchem- To mżawka.
- Mżawka? Mylisz pojęcia- mruknęłam chichocząc. Od dwóch godzin spacerowaliśmy w deszczu. Ale najwidoczniej mu to nie przeszkadzało.- Michael, co jeśli jutro będziesz w gazecie.
- Raczej będziemy- poprawił mnie. Spojrzałam na niego nadąsana, na co zachichotał.
- Nigdzie z tobą nie idę. Nie chce być w gazecie.
- I tak będziesz.
- teraz mi to mówisz?
- Nie domyśliłaś się?
- Przepraszam, bardzo, ale zapomniałam, ze kretyn, który wczoraj zrobił mi cudowną pobudkę ( włożył mnie pod prysznic) jest królem Popu.
- No widzisz, jaki masz zaszczyt. A ty narzekasz.
- Jest cholernie zimno, i nie lubię takich spacerów.
- To jest przygoda.
- Przygoda, ja ci dam przygodę.
- Ale przyznaj, że nigdy nie miałaś przystojniejszego towarzysza.
- Tu mnie masz- zatrzymałam się i popatrzyłam na niego z uśmiechem. Podeszłam do niego bliżej i wytarłam krople deszczu z jego twarzy, po czym rękoma zaniechałam na jego klatkę piersiową. Michael przyglądał mi się uważnie. 

Po chwili jednak powoli, bardzo powoli opuścił głowę. Ujął moją twarz w dłonie i pocałował...

Miłość odkrywa się kochając.



I Jak? Bo według mnie rozdział do banii, nic sie nie klei. Ale jedno wyszło. Teraz to się zacznie jazda pod górkę. No, ale okej dam radę. I już powiem, że nie będą razem od razu. Już nawet wiem, co się wydarzy...

2 komentarze:

  1. Jeju! Wróciłeś! :D
    Notka the best!
    Ah, ten Mark -.- No co za palant, to on jest gejem xD
    Na miejscu Rose to dawno bym go... delikatnie mówiąc uderzyła ;)
    Biedna Maddy, jej miłość wyjechała :( To takie so sad :(
    No, ale końcówka... Mmm <3
    Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam.
    Trzymaj się!
    Susie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejkaa :)
    Notka cudowna.. Ja kocham takie 'nieklejące się' długaśne notki. Ja Ci dam, że do bani czy jak tam, żeś to ujął bo wyszła cudownie.. A Marek.. (kojarzy mi się z moją koleżanką z ksywki XD) niech się pieprzy (przepraszam za wyrażenie).. miał szansę to jej dupek nie wykorzystał to niech teraz spada na drzewo i pompuje kokosy. Wreszcie coś jest, a czegoś nie ma?.. Powiedziałeś, że będą schody. Oke przyjmuję i czekam z ogromną niecierpliwością na nexta.
    PS; Fajnie, że poruszyłeś temat ty głupich plotek, jak padło słowo 'pedofil' to, aż się we mnie zagotowało.. dobra już olejmy to, że gadają, że Mike miał nie wiadomo ile operacji plastycznych, już olejny to, że niby się wybielał, ale jak ktoś wspomina, że to pedofil.. To masakra.. Dziś na chórze pani opowiadała nam o tym, że na pedofilach (takich prawdziwych) stosują karę, że pokazują mu zdjęcie małego dziecka ( a właśnie pedofile reagują tak samo jak faceci na widok gołej kobiety, no wiesz.. XD ) i biorą wstrząsy elektryczne robią czy coś i sobie tak myślę.. XD no i tyle Michael jest niewinny i nie oszukujmy się, on nawet nie był wstanie dotknąć dziecka palcem bo jak to powiedział, że musiał by sobie żyły popodcinać (czy jakoś takoś powiedział *mniejsza o to*) Przepraszam, że się rozpisałam, ale jestem straszną gadułą. Życzę weny i lecę czytać notkę specjalną ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń