Poczułam
okropny ból, przeszywający moje ciało od nóg, po kręgosłup. Byłam sparaliżowana,
nie mogłam wykonać, żadnego ruchu. Nie czułam niczego jednak nie zemdlałam
słyszałam jeden wielki szum, który zgrał się w hałas. Niewyraźne
przekrzykiwanie ludzi. Nie wiem ile czasu minęło, gdy wszystko zniknęło.
Hałasy, ból, zapadła ciemność.
Otworzyłam oczy i widziałam jasne światło, oraz ludzi,
idących nade mną. Skrzywiłam się, czując okropny ból głowy, był tak mocny, że
przez chwilę myślałam, że głowa mi eksploduje.
- Gdzie.. Gdzie jestem- wyszeptałam, z trudnem. Miałam na
ustach maskę, pomagającą mi oddychać.
- Jest pani w szpitalu, wpadła pani pod samochód- rzucił
jakiś lekarz. - Czy jest ktoś, kogo możemy poinformować? Z trudem szepnęłam
moje ukochane imię
- Michael....
***
Jeździłem
bez celu po mieście. Słowa Angie bardzo mnie zabolały. Skoro mnie kocha jak
mogła wykrzyczeć mi, że mnie nienawidzi? Zjechałem na pobocze, wyciągnąłem
portfel i wyjąłem jedno z jej zdjęć. Było zrobione dwa miesiące temu.
Czy
umiałbym o niej zapomnieć? Chce wyjechać? Może przerwa dobrze nam zrobi? Może
to zauroczenie? Jest tyle lat ode mnie młodsza, Opadłem na siedzenie, po czym
głośno westchnąłem. Nie dam rady o niej zapomnieć, po raz drugi. Raz dałem jej
odejść. Schowałem zdjęcie do portfela, po czym odpaliłem i ruszyłem w kierunku
hotelu. Błagam niech wszystko się uda. Spojrzałem na zegar 22:30. Nieźle Liz
mnie zabije, ale będzie wymyślać, co mogliśmy by robić. Bo byśmy robili, gdyby
nie telefon Rose. Zaparkowałem samochód w podziemnym parkingu, po czym udałem
się do hotelu, skierowałem się do windy, po czym wjechałem na trzecie piętro.
Nie zdziwię się, jeśli wywali mnie na zbity pysk, podszedłem do drzwi, gdy
nagle poczułem, że mam jakąś blokadę.
Zaraz, po
co mam do niej iść, przecież pieprzy dzień, w którym mnie poznała. Jak jej
zależy to sama przyjdzie, a jeśli nie to będę znał odpowiedź czy mnie kocha czy
nie.
Była
pierwsza w nocy, nie umiałem zasnąć. Ciągle czułem dotyk Angie, smak tych
słodkich ust.. Boże, zlituj się, choć raz nade mną. Jakby Angie na mnie
zależało, to dawno by do mnie przyszła. Chociaż może nie wie, że wróciłem. Zapytam
się jutro Liz, może Angie wróciła na przyjęcie? A może siedziała zapłakana w
fotelu z mojego powodu? A może..
' Mogłeś
iść zobaczyć, co z nią, a nie unieść się dumą i snuć teraz domysły"
Usłyszałem
walenie do drzwi, więc wstałem i skierowałem się w tamtą stronę. Kto o
pierwszej nocy się do mnie dobija. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem na maxa
wkurzoną Rose. Wyminęła mnie i weszła do środka, po czym stanęła za mną.
Zamknąłem drzwi i spojrzałem na nią zaskoczony, założyła ręce na klatce
piersiowej i piorunowała mnie wzrokiem.
- Gdzie
Angie?- Zapytała chłodno. Wzruszyłem ramionami.
- Nie
wiem, ostatni raz jak ją widziałem była w pokoju.
-
zabawne, bo recepcjonistka, powiedziała, ze ona oddała klucz, chwilę po tym jak
wyszedłeś, i do tej pory nie wróciła.
- Co?
- Ostatni
raz sie pytam gdzie ona jest. Okej szefem mojej mamy jesteś, ale Angie to moja
przyjaciółka, jeśli przez ciebie coś jej się stało... Nie ręczę za siebie.
- Niby,
czemu miałoby się jej coś stać z mojego powodu?- Zapytałem wchodząc, do
sypialni.
-
Dlatego, ze ona cię kocha idioto!- Kocha mnie. Czyli nie kłamała. Poczułem
ulgę, która od razu zmieniła się w niepokój.
- Boże.
- Coś ty
zrobił.
-
Pokłóciliśmy się.
- To ona przyjeżdża
tyle mil do ciebie.
- Rose,
wytłumacz mi jedną rzecz.
- Jaką
nie kumaty facecie?
- Skoro
mnie kocha, to, dlaczego nie chce ze mną być?
- Wyobraź
sobie, że jest na odwrót. Ona ma męża, i dzieci. Kochacie się... Chciałbyś
spieprzyć czyjeś małżeństwo?- Zapytała poirytowana- Doprawdy myślałam, że
jesteś bardziej kumaty.
- Trzeba
jej szukać.
-
Doprawdy, ubiera się, bo zaraz cię wywalę na ten dwór w piżamie- warknęła, po
czym podeszła do okna.
-
Świetnie wszystko jest moją winą- syknąłem.
-
Michael, Angie pomaga mi przejść ten ciężki okres mego życia. Może przeżyję.
Teraz wiem, ze życie jest piękne. Dzięki niej.. Nie chce jej stracić-
powiedziała załamanym głosem, a po jej policzkach pociekły łzy.
- Ja też.
- Jeśli
jej coś się stanie zabije się.
- Nie mów
tak, ja to zrobię...
Szybko
się ubrałem. W czarne dżinsy, adidasy, oraz czarną kluzę z kapturem, by nikt
mnie nie poznał.
- Chodź-
wyszliśmy na korytarz wpadając na Elizabeth.
- Gdzie
Angie.
- Nie
wiem... Zaginęła- odparłem.
- Jak to,
przecież miałeś z nią być.
- No
wiem, ale..
- Mike my
ci o tym nie wspominaliśmy, ale gdy ciebie ostatnio nie było... Angie.. Ona
próbowała się zabić- rzuciła niepewnie Rose. Wstrzymałem oddech.
- Musimy
sie rozdzielić, przeszukać każdy zakamarek.
- Nie
znamy Berlina.
- No
wiem, ale nie zostawię jej. Liz razem z Tiff oddzwońcie szpitale, Mac niech
próbuje się do niej dodzwonić, a ja i Rose idziemy jej szukać.
- A ja?- Na
korytarzu pojawił się Wayne.
-
Pojeździj po mieście może ją spotkasz, my przeszukamy park i inne typu rzeczy.
- Okej
***
Szukaliśmy
już Angie 7 godzinę. Nigdzie jej nie było. Ani w mieście, ani w parku, a w
szpitalach też nie.. Nikogo nie znaleziono. Usiadłem na ławce w parku, po czym
schowałem twarz w dłoniach.
- Mike,
co jest- rose dotknęła moje ramienia.
- To moja
wina.
- Nie
prawda.
-, Po co
przeczysz, sama mówiłaś, że to moja wina- rzuciłem.
- Ale
teraz wiem, ze się myliłam. Ty naprawdę ją kochasz.
-
Gdy odnajdziemy Angie wszystko jej wytłumaczę, i wniosę sprawę o rozwód.
Nie pozwolę jej odejść.
- Mam
nadzieję, że sie jej też oświadczysz, chce być na waszym ślubie- zaśmiałem
się.- Albo chciałabym być matką chrzestną.
- Jeśli
kiedyś będzie taka możliwość, to mi pasuje.
- Chodźmy
stąd ludzie cię rozpoznają..
Wstałem i
razem z Rose skierowaliśmy się w stronę samochodu, gdy się zatrzymałem. Jak
mogłem o tym prędzej nie pomyśleć?
- Mike,
co jest?
- Ludzie.
- No
zaraz cię rozpoznają.
- No
właśnie, pokażę im zdjęcie Angie może ją rozpoznają- odparłem, a Rose
popatrzyła na mnie jak na świra.
- Ta a
jutro w każdej gazecie będzie nagłówek " Michael Jackson pytał ludzi, czy
nie widzieli niejakiej Angie. Czy to kolejna kochanka Jacksona?
- Trudno-
wyciągnąłem portfel i podałem jej jedno zdjęcie.
- Masz
jej dwa zdjęcia w portfelu?- Zapytała z uśmiechem.
- Nie uśmiechaj
się głupio tylko do roboty..
****
Nie. Nie
przykro mi? Skądś kojarzę tą twarz? Nie, nie widziałem/ nie widziałam jej
wczoraj. Takie odpowiedzi padały z ust prawie każdego przechodnia. Byłem
załamany minął prawie cały dzień, od kiedy ostatni raz widziałem Angie. Co
jeśli już nigdy jej nie zobaczę?
Nie
chciałem dać tego po sobie poznać, ale bałem się coraz bardziej. Traciłem
nadzieję, z minuty na minutę. Iskierka nadziei gasła, oddaliłem się trochę od
Rose, i popatrzyłem w niebo.
"
Boże czy będzie mi jeszcze dane ją spotkać? Będę mógł usłyszeć ten głos,
śmiech. Widzieć te oczy, uśmiech...
Czy będę
mógł kiedyś wziąć ją w ramiona pocałować i powiedzieć, "kocham cię i nigdy
mnie nie opuszczaj. Jesteś tylko moja. Na wieki' Dam mi tą szansę. Proszę"
Zobaczyłem
starszą panią z pieskiem. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale coś kazało mi do
niej podejść. Wiedziałem, że jeśli znów usłyszę.
"
Nie przykro mi." Załamię się. Nie podniosę się, jednak wolałem
zaryzykować.
-
Przepraszam Panią- starsza kobieta spojrzała na mnie i chyba mnie nie
rozpoznała, bo patrzyła na mnie z przestrachem.
- Stało
się coś?
- Czy widziała
Pani tę dziewczynę?- Zapytałem drżącym głosem, podając jej zdjęcie.
- tak
wczoraj.
Boże
dzięki ci.
- Gdzie?
- Karetka
ją zabierała, z pod jednego z hoteli. Podobno jakiś pijany kretyn ją
przejechał.,
"
Matko Boska. Okej tego to się nie spodziewałem"
-
dziękuje Pani. Dziękuje.
- To
twoja dziewczyna.
- Na
razie nie, ale chciałbym by nią była.
- To dam
ci radę. Powiedz wszystko otwarcie, niczego nie ukrywaj. Powiedz to, co leży ci
na serduszku, a i nie zapominaj o róży.
Zaśmiałem
się, po czym rzuciłam.
- Wie
Pani, spod jakiego hotelu.. Gdzie był ten wypadek?
- Karetka
przyjechała po nią, wczoraj o 20: 20, i to było hotelu... " Adlon".
-
dziękuje, dziękuje. Do widzenia.
- Do
widzenia- krzyknęła z uśmiechem.
-
Idziemy- złapałem Rose za rękę.
- Dokąd?
-
Podobno, wczoraj koło naszego hotelu, jakiś pijany kierowca potrącił Angie-
zakryła dłonią usta.- Przeszukamy szpitale.
- Ale Liz
i mama.
- Angie
nie wzięła ze sobą dokumentów, ona nigdy ich lubi brać ze sobą, a potem tak się
dzieje, czekaj- wyjąłem telefon. Włączyłem go, i wyszukiwałem, numeru do Liz,
gdy doszła wiadomość, że mam jedno nieodebrane połączenie. Zamarłem słysząc
głos Angie.
--
Michael naprawdę nie chciałam tego powiedzieć, jestem idiotką, świnią,
debilką.. Kocham cię wariacie. Jesteś dla mnie cenniejszy niż całe moje życie. Nie
zapominaj. Proszę nie znienadzidź mnie. Proszę....- Mówiąc to szlochała,
chciała coś dodać, lecz wtedy usłyszałem jakieś piski, po czym jakiś trzask i
połączenie zostało przerwane. Do oczu napłynęły mi łzy. Rose widząc, w jakim
jestem stanie wzięła mi telefon i wybrała numer do Liz. Powiedziała jej o
wszystkim i o tym, ze jedziemy do szpitali, pokazać zdjęcie, czy może nigdzie
nie widziano, Angie. Po czym oddała mi telefon i spytała spokojnym głosem.
- dasz
radę prowadzić.
- dam.
***
- Cholera
jasna to już 6 szpital!
- Mike
nie denerwuj się.
- Jak mam
sie do cholery nie denerwować...
-
Przepraszam- odwróciliśmy się i zobaczyliśmy jakaś pielęgniarkę.
- Ta pani
była tutaj, ale została przeniesiona, mieliśmy zamało miejsc.
- Co z
nią.
- Nie
wiem, oto adres- podała nam kartkę z adresem i wróciła do szpitala.
-
jedziemy- wsiedliśmy do samochodu. Starałem się udawać, ze wszystko było w
porządku, ale to była brednia. Co chwila naciskałem pedał gazu by przyśpieszyć.
- Michael
zaraz nas wsadzą za kraty, albo spowodujesz wypadek...- Nie reagowałem,
patrzyłem na drogę- Mówię do ciebie, ona potrzebuję cię przy sobie nie za
kratkami lub w trumnie- zwolniłem.- Wszystko sie ułoży.
Nie odpowiedziałem.
Przestałem wierzyć w te bajeczki, dopiero, gdy sie okaże, że Angie nic nie grozi,
to przyznam jej rację.
Dojechaliśmy
do szpitala, zaparkowałem samochód, po czym z Rose podbiegliśmy do rejestracji.
- Dzień
dobry.
- Czy
została tutaj przywieziona ta dziewczyna- podałem jej zdjęcie Angie.
- Tak..
- Muszę sie
z nią zobaczyć.
- Pan
Michael.
- tak.
- Mówiła
o panu- uśmiech wpełzł na moje usta.
- Co z
nią.
- Lekarze
ciągle badają, proszę za mną..
- Mogę
iść do niej,
- No
dobrze, ale zawołam lekarza..
- sala nr
28- pokiwałem głową.
Gdy
znaleźliśmy tą salę popatrzyłem przez szybę. Miała zamknięte oczy, a na ustach
miała maskę tlenową.
- Idź do
niej, zadzwonię do mamy i je uspokoję- pokiwałem głową, po czym weszłam do
środka. Usiadłem obok niej na krzesełku i wziąłem jej dłoń, po czym ją
delikatnie pocałowałem.
- Już
dobrze.. Jestem przy tobie.. Nic ci nie grozi- pogłaskałem kciukiem jej dłoń.
Angie pomrugała oczami, po czym odwróciła głowę i na mnie spojrzała. Chciała
ściągnąć maskę, lecz jej nie pozwoliłem- Musisz ją mieć.
- Jesteś.
- Jestem.
-
Myślałam, ze mnie nienawidzisz.
- Nie
jest tak łatwo się mnie pozbyć- zaśmiałem się. Angie uśmiechnęła się krzywo.
- Nie mam
zamiaru.
- Kocham
cię ty wredna..
-
wredna...
- myszko-
Angie zarumieniła się.
- Mój
miś.
- Tylko
twój...
- Nie do
końca- odwróciła głową, lecz widziałem łzę, która spływała po jej policzku.
- Już nie
długo.
- Co?
- Teraz
mam kilka spraw, ale po powrocie, wnoszę pozew o rozwód.
- Ale co
z Riley i Benem?
- Jakoś
im to wytłumaczę... Nadal chcesz wyjechać?
- Nom..
Tam jest moja kuzynka, do tego Natalie przedstawi nam swojego faceta.
- Ale
będziesz się odzywać.
- No
raczej, a co myślałeś- zaśmiała się. Lecz nagle pobladała.
- Angie myszko,
co się dzieje..
Zrobiła
się strasznie blada, a uścisk jej dłoni znikł.
- Angie..
Jej klata
nie unosiła, się, a jej usta zrobiły się sine. Nie czekałem dłużej, zerwałem
się z miejsca i wybiegłem na korytarz.
- O
szukałem pana- rzucił lekarz.,
- Panie
doktorze, ona nie oddycha.
- Co-
wszedł do sali, przyłożył dwa palce do jej szyi.
-
Cholera..
- Co jej
jest?
- Proszę wyjdź-
zostałem wyproszony na korytarz, podbiegłą do mnie Rose.
- co
jest?
- Ona..
Ona nie oddycha..
- Co?
- Rozmawialiśmy,
gdy nagle pobladła i przestala oddychać..- Przestałem mówić, bo zobaczyłem
lekarza, podbiegłem do niego- Co z nią.
- Doszło
do krwotoku wewnętrznego, musimy ją operować.
- Ale przeżyje.
- Panie
Jackson, każda operacja wiąże się z ryzykiem. Nie mogę obiecać, że wszystko
będzie dobrze..To będzie skomplikowana operacja.. Przepraszam musze iść.
Z sali wywieźli
Angie podbiegłem do niej, po czym wyszeptałem.
- Czekam
tu na ciebie. Masz żyć! Kocham cię Angie- pocałowałem ją w usta, po czym
pielęgniarki ją zabrały.
****
Nie wiem
ile trwała operacja, ale zaczęło mi odwalać. Wszyscy czekaliśmy na wieści o
stanie zdrowia Angie. W końcu zobaczyłem lekarza, zerwałem się i do niego podbiegłem.
Najgorsze było to, że jego twarz nie wyrażała, żadnych uczuć.
- Co z
nią?
Lekarz
popatrzył na mnie, po czym odparł...
Ciąg dalszy nastąpi...
"Jeżeli ktoś nie kocha cię tak jakbyś tego chciał, nie oznacza to, że nie kocha cię on z całego serca i ponad siły"
Szczerze jakbym miał ją oceniać dałbnym 2/10.
Jest fatalna, do tego dziwna, jest pełno błędów, ale nienajlepiej się dziś czuje.
Zdrowie a raczej jego brak znów daje o sobie znać.
No dobra nie znaudzam i pozdrawiam. Mike
Po pierwsze.. Dziękuje, że dodałęś tą piosenkę, mogę jej słuchać cały czas, ty dobrze o tym wiesz, P.S Mam nadzieję, że uczysz się zagrać piosenkę Just The Way You Are na gitarze. Obiecałeś mi.. jakbyś umiał też tą nie obraziłabym się..
OdpowiedzUsuńA teraz należy ci się porządny ochrzan i kopniak.. o czym wczoraj rozmawialiśmy przez dwie godziny? Przypomnę ci.. mówiliśmy o tym, że nie ładnie kończyć w takim momencie, bo inaczej podepczę ci nogi, albo strzele w łeb ( oczywiście delikatnie) z poduszki. Jak mogłeś skończyc w tym momencie się pytam? Jak? teraz będę umierać z ciekawości co z nią...mam nadzieję, ze wszystko się ułoży i oni będą razem, Lisa nie powiem gdzie ma iść... O do Nicolasa Cage, napewno będzie im wesoło, a Michael idzie do Angie.. No i po problemie. Jak to czytałąm myślałam, że oni nigdy jej nie znajdą , ale to nie możliwe. Nie u ciebie..
Pozdrawiam. Meggie
Będę bić. Dosłownie, bo mnie dzisiaj nosi. DLACZEGO W TAKIEJ CHWILI?! Robisz to specjalnie ej.
OdpowiedzUsuńSzukał i szukał aż znalazł swoją myszkę. Co prawda w szpitalu, ale przynajmniej ma ją przy sobie.
Niech ta operacja się uda. To musiał być dobry lekarz. Uda się, prawda?
Jak Angie umrze, to ja też X(
Z rozpaczy odejdę z tego świata.
Czekam na nową, mam nadzieję, szczęśliwą notkę.
Pozdrawiam
~Bunia ;3
OdpowiedzUsuńLekarz popatrzył na mnie, po czym odparł...
Ciąg dalszy nastąpi... - rozumiem że to odparł lekarz tak? :D nie no żarcik.
Jak zobaczyłam ten gif Michaela na końcu to myślałam że już po Angie, ale mam nadzieję że nie.
Ps." It will rain" to też moja ulubiona piosenka 🎶 :D
Pozdrawiam
Heej..
OdpowiedzUsuńDzięki, że dodałeś, wreszcie coś miłego w tym dniu, ale tak poparzyć z drugiej strony. Wiesz? Ja troche rozumiem Angie, jak bym była na jej miejscu tak samo bym postąpiła (że nie chce rozpieprzać malżeństwa) wiem, że notka nie całkowicie na temat, ale przyznam się, że ostatnimi czasy dużo myślałam o Liberianie i o tej całej 'problematyce' opowiadania i zachowanie Angie świadczy o tym, że naprawdę kocha Mike w takim stopniu, że nie chce rozpieprzać jego małżeństwa mimo tego, że ten związek jest i tak chore.
Jeju aż mi serce do gardłaa skoczyło, wypadek i potem krwotok.. Jeju.. Szkoda mi jej, ale myślę, że nie zejdzie bo opowiadanie nie miało by sensu.. Ale i tak sie boje co ty tam chłopaku wymodzisz :) Oby nic sie nie stało bo ja prędzej z żalu i rozpaczy wykituje :) Czekam na nexta, dużo weny, Pozdrawiam chłopaku :p ~MeryMJ
PS; Sorki za błędy, ale pisze z telefonu :)
Zwariuję zaraz! Chłopaku! Nie teraz! Nie w takim momencie! :( :'(
OdpowiedzUsuńPowiedz tylko, że będzie wszystko dobrze... POWIEDZ! (dobra, napisz xDD. Tak, ja i moja logika xD)
Ach, no normalnie... jestem w szoku.
Nie chcę tak, nie chcę :(
Chcę następną notkę już, zaraz... NOW! XD
Pozdrawiam i życzę Ci dużo weny.
Susie.
Notka cudowna lecz smutna ! No i dlaczego kończysz w takim momencie?! Mam nadzieję , że wszystko będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Fanka Michaela