Do tego mam zły humor, i jestem wściekły na siebie. Pewnie zauważyliście , że Magda nie dodała notki. To wszystko przez totalnego debila. Rozkochał ją a teraz zdradził. Nie wiem jak można być aż tak bezdusznym. Zwykły dupek. Na siebie jestem zły, że nie zrobiłem wszystkiego by wybić jej go z głowy. Ale czasu nie cofnę, więc nie wiem kiedy będą pojawiać się notki, dla mnie Magda jest ważna jest moją przyjaciółką od dziecka. Zawsze może na mnie polegać, tak jak ja mogę na niej. Więc dam jeszcze znać dobrze?
Nie wiem
ile trwała operacja, ale zaczęło mi odwalać. Wszyscy czekaliśmy na wieści o
stanie zdrowia Angie. W końcu zobaczyłem lekarza, zerwałem się i do niego
podbiegłem. Najgorsze było to, że jego twarz nie wyrażała, żadnych uczuć.
- Co z nią?
Lekarz popatrzył na mnie, po czym odparł...
- Stan Pani Castello jest stabilny. Nic jej nie grozi.
Obeszło się bez komplikacji- poczułem ulgę. Odetchnąłem głęboko- Zaraz
pielęgniarka przewiezie Panią Castello na salę. Powinna spać do rana.
- Mogę..Mogę do niej iść?- Zapytałem drżącym głosem.
- Oczywiście. Jakby coś się działo to proszę mnie
zawiadomić.- Pokiwałem głową. Lekarz położył rękę na moim ramieniu. Spojrzałem
na niego wtedy rzucił: Niech się pan nie martwi. Już po wszystkim.
- Dziękuje.
- Niech nie dziękuje pan mi. Powiem szczerze to był cud, że
ona żyła. Musiała być naprawdę silna, że nadal jest z nami.
- To dzielna i silna dziewczyna- rzuciłem z uśmiechem.
- Nie musi mnie pan przekonywać. Do widzenia.
Radość oblała moje serce. Ona żyje. Jest tutaj. " Boże
dziękuje ci". Ze szczęścia łzy zaczęły spływać po moich policzkach, po
czym z brody kapały na bluzę. Spojrzałem na Tiff i Rose. Uśmiechnęły się do
mnie. Też płakały. Usłyszałem głos Liz, Maca i Wayna szli korytarzem. Mac
widząc mnie podbiegł, po czym rzucił:
- Żyje prawda?- Jeszcze nigdy nie widziałem takiego strachu
w jego oczach. Jego głos był tak słaby, że bałem się, że się załamie.
Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową.
- Nasza "złośnica" żyje.
Na twarzy Maca pojawił się uśmiech.
- Moja dziewczyna żyje?
- No może nie twoja, ale tak żyje.
- Niby, czemu nie moja?- Założył ręce na klatce piersiowej.
- Mały potworku..- Poczochrałem jego włosy. Roześmiał się, po czym się
wtulił.- Już dobrze Mac,...Już po wszystkim
- Tak bardzo się bałem. Bałem się, że umrze. Michael- szlochał-Ja
myślałem..
- Mac jest p[o wszystkim. Angie dała radę. Jest z nami i nadal jest wredną
złośnicą.
- Ale nie jest szczęśliwą złośnicą. A ty nie jesteś też szczęśliwy. Każdego
dnia bledniecie i wyglądanie jakbyście mieli umrzeć z tęsknoty- popatrzyłem na
niego uważnie. Nigdy bym nawet nie pomyślał, że Mac może się domyśleć, że
cierpimy z powodu, że nie możemy być razem. Taki mały a taki mądry.- Nie
kochasz Lisy... Kochasz Angie prawda?
- Prawda.. Najszczersza prawda. Nie wiem jak to zrobię, ale coś wymyślę, i
za jakiś czas może będziesz moim świadkiem i będziesz podawał nam obrączki.
- Prędzej kosmici się zlecą na świat.
- dzięki, że we mnie wierzysz.
- Żartuje.. Mogę ją zobaczyć?
- Pewnie, pójdziesz z Rose dobrze?- Pokiwał
głową.- Mac?- Spojrzał na mnie zdziwiony- Uwielbiam cię.
- Ja ciebie też- przytulił się- Ale Angie też. Wolę ją
od tego babsztyla, z którym wziąłeś ślub- słysząc nutkę zirytowania w jego
głosie, głośno się zaśmiałem.- Obiecaj mi, że przemyślisz, sprawę, z kim chcesz
być.
- Nie muszę ci tego obiecywać. Wiem, z kim chce
być- powiedziałem z powagą. Mac puścił moją dłoń i udał się z Rose na
salę.
- Zadzwonię po Annie i Natalie- mruknęła Tiff, po czym
poszła. Wayne też gdzieś się zmył. Wypuściłem powietrze z ust, po czym
usiadłem.
- I co dalej- Liz usiadła bezszelestnie obok mnie.- Mike?
- Nie wiem. Jestem rozdarty. Chce być z Angie. Kocham ją. Szaleję. Marzenę
o niej.
- W taki niegrzeczny sposób- zaśmiałem się- Zapewne masz fantazje o niej,
co. Zasłoniłem twarz ręką, po czym zacząłem chichotać.
- Nie odpowiadaj i tak wiem.
- Liz jak możesz mówić o takich rzeczach.
- A co to nie jest prawda? Ja umiem wyczuć, kiedy człowiekowi jedno w
głowię.
- Skąd?.. No tak jesteś doświadczona.
- Kochaniutki widziałam tyle rzeczy na oczy, że już nic mnie nie zaskoczy.
- Nie myślałem o Angie w takich..
- Nigdy?
Miała mnie. Przygryzłem wargę czując jak szczypią, mnie policzki.
- Ktoś został przyłapany na gorącym uczynku.
- Liz błagam.
- No, dobra, ale wiesz, że mnie możesz sie zawsze doradzić.
- Tak wiem.
- Jeśli byś chciał wziąć rozwód z Lisą, to ci pomogę to przejść.
- Liz wiem, po tylu rozwodach jesteś doświadczona bardziej niż moja babcia
ok. 80-tki- rzuciłem. Liz zrobiła nadąsaną minę i mruknęła:
- Też prawda.
- Z kim ja się zadaje.
- Ze mną.
- Kocham cię Liz. Jesteś najlepszą przyjaciółką.
- Michael zawsze ci pomogę. Nie martw się.
- Wiesz nie boje się tego, co powie Lisa. Tylko tego jak zareagują dzieci.
Czy mnie znienawidzą i czy przypadkiem, znienadziwą też..
- Angie- dokończyła. Pokiwałem głową.- Nie wiem Mike. Musisz z nimi na
spokojnie porozmawiać. Sam mówiłeś, że dzieci są mądrzejsze niż nam się wydaje.
- Wiem- przypomniałem sobie słowa Mac'a- Muszę pogadać z Lisą.
- Oj musisz...
***
Poczułam okropny ból. Uchyliłam oczy, po czym rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Pamiętałam Michaela i nic więcej. Czyżby to był piękny sen? Może nie było go tu
a ja sobie coś ubzdurałam.
Chciałam się podnieść wtedy syknęłam z bólu.
- Ty mała niecierpliwa dziewczynko, nie umiesz się nie ruszać?- Rozpoznałam
ten głos. Przekręciłam głowę na bok, na poduszce i wtedy zobaczyłam Michaela.
Od razu się uśmiechnęłam. No może dość maskakrycznie się uśmiechnęłam. Ale
zawsze coś.
- Jesteś.
- A co ty myślałaś? Jeśli przypuszczałaś, ze wyrzucisz mnie stąd na zbity
pysk to się przeliczyłaś.
- Nie chciałam cię wyrzucić na zbity pysk, tylko kazałabym ci zabierać ci
te chude 4 litery, bo inaczej bym ci dowaliła.
- Ciekawe jak.
- Musze pomyśleć nad tym... O zastraszę cię strzykawką.
- I co mi nią zrobić?
- Emm.
- A już wiem. Wstrzykniesz mi coś a potem weźmiesz do jakiegoś kantorka i
wykorzystasz.
- od początku tylko o to mi chodziło- głośno się zaśmiałam- Mickey usiądź
tutaj proszę. Michael usiadł na skraju łóżka, wzięłam jego dłoń i przyłożyłam
do policzka.
- Tęskniłem.
- Ja też.. Bałam się..
- Ja też. Mac i reszta tak samo. Ale ja chyba najbardziej odchodziłem od
zmysłów.
- Czyli norma.
- No wiesz, co- nachylił się. Oddech od razu mi przyśpieszył.
- Nie zaczynaj.
- Niby, co?
- Jesteś w szpitalu- upominałam go przełykając ślinę.
- Nic nie chciałem zrobić.
- Yhym.
- No, co?
- Zbliż się tylko a dam ci w pysk.
- Ale nie mocno, co?
- zastanowię cię.
- Mogę ci pomóc..
- Niby jak?- Przybliżył się i stało się to, na co czekałam. Delikatnie
złączył nasze usta. Pocałunek był krótki, lecz bardzo namiętny. Gdy chciał się oderwać, odwzajemniłam.
- Tracę przy tobie zmysły złośnico.
- Nic nie poradzę królewiczu.
- Hym królewicz ze mnie kiepski. Nie chodzę w rajstopach, nie jeżdżę na
białym rumaku.. Nie mam zamku.. i nie wykrzykuję wierszy pod oknem.
- Nie pomyliłeś się przypadkiem.
- Nie wcale.
- Bo to trochę przypomina mi Romeo. Z " Romeo i Julia"
- No właśnie muszę ci poczytać. Obiecałem w końcu.
- Ale po francusku.
- Na co ja się godzę. .. No wracajac do tematu nie jestem księciem.
- Nie pomyliłeś się przypadkiem.
- Nie wcale.
- Bo to trochę przypomina mi Romeo. Z " Romeo i Julia"
- No właśnie muszę ci poczytać. Obiecałem w końcu.
- Ale po francusku.
- Na co ja się godzę. .. No wracajac do tematu nie jestem księciem.
- Nie?
- Chociaż mogę stać się księciem, ale potrzebuję księżniczki. Życie księcia
jest wyjątkowo nudne.
- I ja mam być rozrywką?- Syknęłam.
- Nie rozrywką. Ukochaną, którą Bedem kochał przez cała wieczność.
- Oh Michael- wpiłam się w jego usta, w spragnionym pocałunku.
Potrzebowaliśmy tego. Niczym powietrze. Było już tak cudownie, gdy usłyszeliśmy
ciche gwizdy i brawa. Michael oderwał się, ciężko dysząc. Spojrzałam w kierunku
drzwi widząc Mac'a, Rose, Wayna oraz Liz.
- Nie wiemy, że przeszkadzamy mistrzu- rzucił szeroko uśmiechnięty Wayn.
Rose chwile milczała, gdy nagle wykrzyknęła:
- W szpitalu? Serio? Co wam chodzi po głowie.
- Jackson odsuń się od mojej laski- rzucił Mac szczerzą szeroko swoje
ząbki.
- Mac- wykrzyknęłam.
- hej a my to, co?
- Rose... Wayne- dodałam.
Michael zakrył usta dłonią, dusząc się ze śmiechu. Przygryzłam wargę, żeby
nie wybuchnąć niepohamowanym atakiem śmiechu.
- Co to miało być.
- Przywitanie.
- Wymuszone było- rzuciła Rose.
- Maruda- wtrącił Wayne-, Chociaż się z nami przywitała... Chociaż biorąc
pod uwagę jak przywitała tego pana w kącie to bym się nie obraził na takie
przywitanie.
- W twoich snach stary pierniku- Michael nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
Rose i mac z resztą też.
- ja piernikiem.
- No..
- Nie jestem piernikiem.
- zapyziałym zgredem w takim razie- wystawiłam mu język- Od tej pory jesteś
Pan zapyziały zgred.
- Katarynka.
- To jest Pani "trudna sztuka"- wtrącił Michael uśmiechając się
szeroko.
- Jackson jak tyś to zrobił, że ona na ciebie poleciała.
- Ma sie te zdolności- zatrzepotał rzęsami, na co zaśmiałam się pod nosem-
No popatrz tylko na mnie...
- Ciacho- rzuciła Rose.
- Widzisz.
- Pan "naćpany misiami haribo" chciał powiedzieć, że ma atuty,
których ty nie masz.
- Naćpany misiami haribo?- Michael spojrzał na mnie.
- Może być naćpany żelkami. Będzie krócej.
- Matko Boska- skrzywił się.
- Widzę, ze humor Pani dopisuje- usłyszałam trzeci głos. Jak się okazało
należał do lekarza-, Ale chyba nawet wiem, dla czego- spojrzał na Michaela,
który się zawstydził- A Pan tu od nocy Panie Jackson no..
- Od nocy.
- Pan Jackson przyjechał tu wczoraj o 23 wybłagał z siedem pielęgniarek
żeby go do pani wpuściły.
- Siedem? Wydawało mi się, że pół personelu- mruknął Mike, siadając.
- Człowieku spać nie umiesz?- Wtrąciła Rose.
- Oh Come' On. Co pan tu robi doktorze?
- Muszę zobaczyć Pani stan. Więc jak się Pani czuje? Nie ma Pani żadnych
zawrotów głowy..
- Na widok niego na pewno- wtrącił wayne.
- Oh, ale nie chodzi, mi o zawroty na widok Pana Jacksona- i lekarzowi
udzielił się dobry humor.
- Dostanie pan z nami do głowy- rzuciła Rose.
- Nie, nie miałam żadnych zawrotów głowy, mdłości, jedynie, trochę boli
mnie głowa- wyznałam.
- Dobrze, zaraz po przosze pielęgniarkę, żeby pani poddała coś na ból..
- Doktorze?
- tak?
- Ile będę tu musiała jeszcze zostać?
- Przewiduję, ze tydzień, jeśli pani stan nie będzie się pogarszał. A teraz
proszę, żebyście państwo tak nie męczyli pani Castello. Musi odpocząć.
- Dobra, będziemy na korytarzu. Tylko nie świntuszyć mi tu, bo was..- Pogroziła
nam palcem, po czym wyszła.
- Dziwnie się czuje.
- Dlaczego? Boli cię coś?
- Nie, spokojnie- wysłałam mu uśmiech- Chodź.
Michael bez słowa, położył się obok mnie. Położyłam głowę na jego tors, i zaczęłam
rysować niewidzialne wzorki.- Czuję się tak, jakbym nie widziała was wieki. A nie
minęło dużo czasu.
- Tak czasem bywa- bawił się moimi włosami.
- Mike, co będzie dalej?
- Uciekniemy na koniec świata i jeszcze dalej.
- A tak naprawdę- spojrzałam w jego oczy.
- Będziemy razem. Będziesz moją żoną, i będziesz mi gotować, i przynosić
jedzenie jak będę oglądał mecz przed telewizorem.
-A co z czasem dla mnie?
- Będziesz mieć go oczywiście,
- Nie zamierzam spędzić całe życia, jako twoja służąca- mruknęłam, uśmiechając
się. Dobrze wiedziałam, że żartuje. Michael nie jest typem takiego faceta.
Nawet sobie nie wyobrażam sobie go, siedzące z puszka piwa, przed telewizorem oglądając
mecz.
- Spokojnie kochanie, jestem nieskomplikowany w obsłudze. Naprawdę-
pogłaskał mój policzek. Po czym zrobił niewinną minę.- Gdy skończysz gotować,
szorować podłogi, podasz mi szklankę whisky.
- Ty i Whisky? Świat oszalał.
- Niedokończyłem. Gdy mi ją podasz ja będę siedział przed telewizorem a
wtedy ty będziesz miała pełno czasu dla siebie.
- Oj chciałbyś.
- żartuje. Nigdy bym cię nie zrobił za swoją służącą. Nie jestem takim
typem faceta.
- Wiem- podniosłam się i go pocałowałam- Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham...
I jak? Trochę krótka. no, ale trudno. Do tego jest do kitu.. ale już nie marudzę. Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam. Mike
Ohh współczuje Madzi niech się trzyma, kij w dupe temu idiocie co ją skrzywdził.. Nawet nie jest jej wart..
OdpowiedzUsuńAhh ja Cię rozumiem jeśli chodzi o 6 opowiadań, sama ledwo wyrabiam się z dwoma. Tu tylko może pomóc ekstremalny napływ weny bo inaczej jest krucho.
Notka cudna, ja Ci dam do Kitu.. Tak szybko zleciała.. Ale przyjemnie się czytało. Dobrze, że operacja Angie się udała.. Teraz tylko rozwód z Liską, rozmowa z dzieciakami.. I będą szczęśliwi. Czekam na nexta. Pozdrawiam ~MeryMJ
Wiesz ja też ostatnio nie w humorze... W ogóle mam zdecydowanie za dużo rzeczy na glowie kładę się wykończona przed dziewiąta lewo wstaję o siódmej i jeszcze mi się na lekcjach przysypia.. jakaś masakra. Sorry ze tak marudzę....
OdpowiedzUsuńWspółczuję Madzi i łącze się z nią w bólu :( :(:(:( będzie dobrze. Bo " wszystko się kończy dobrze, a jeżeli jeszcze nie jest dobrze to znaczy że jeszcze nie koniec" ;)
Rozumiem Cię że nie wyrabiasz. Naprawę masz dużo na głowie z 6 opowiadaniami. Za każdym razem kiedy wiedziałam nowe opowiadanie na twoim blogu to zastanawiałam się kiedy ty na to znajdujesz czas.
Nic się nie stanie jak zrobisz sobie przerwę od TMBGITW. Należy Ci się. Poczekamy. Każdy czasami potrzebuje przerwy by odpocząć nie można tak pędzić do przodu bez potknięcie.
No to do nn.
Trzymaj się i pocieszaj Madzię ;)
Pozdrawiam
Notka cudna i wcale nie jest do kitu tak jak ty to oceniasz :) Ha ha Michael siedzący przed telewizorem ze szklanką Whisky dobre :) Nie wyobrażam go sobie takiego ! Dobrze , że z Angie wszystko ok !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Fanka Michaela
Witaj!
OdpowiedzUsuńDawno nic u Ciebie nie komentowałam, co?
Już nadrabiam, mistrzu :)
Nareszcie... Są razem :3 I to tak oficjalnie :3
Teraz Mika czeka ciężka sprawa - Lisa i jej dzieci... Oh, ciekawa jestem jak się sprawy potoczą.
Pozdrawiam i życzę Ci weny.
Susie.
Jezu, przepraszam. Nie miałam ostatnio głowy do komentowania. Nie mogłam się zebrać. Naprawdę przepraszam.
OdpowiedzUsuńNareszcie Mike i Angie są razem. A teraz Wywalić Lisę za drzwi ;3
Całe szczęście, że operacja się udała.
Zapraszam do siebie na nn, bo nie wiem, czy widziałeś :)
Pozdrawiam
~Panda ;3
Witaj :D Przepraszam za brak komów, ale nie miałam czasu. :) Angie i Mike razem- super! :D Czekam na nexta i zapraszam do siebie-
OdpowiedzUsuńhttp://whoisit1.blogspot.com/?m=1 :)