wtorek, 24 marca 2015

Don't Walk Away 6

- Skoro go nie kochasz to, dlaczego tak się zachowujesz?- Spytała Roxanne. Ubrałam dżinsową kurtkę, i założyłam obrożę Piorunowi- Czy ty mnie słuchasz?- Ignorowałam ją- Rose mówię do ciebie do jasnej cholery!
- Nic do niego nie czuje okej! Po prostu, nie wierzę, że jest jak typowy facet. Że działa na dwa fronty- wyszeptałam- A myślałam, że jest inny- dodałam, przytulając się do siostry. Zabawne, bo jeszcze kilka dni temu to Michael mnie pocieszał z jej powodu.
- Rose wszystko okej?
- Okej- mruknęłam i pokiwałam głową.- Ja i on jesteśmy całkiem innymi światami. Nie potrzebnie zawracałam mu głowę.
- Oh Rose- pogłaskała mnie po ramieniu.
- To ja uciekam, chodź Piorun- założyłam smycz, i wyszłam z domu.

Chodziłam bez celu od 4 godzin. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. On nie był by zdolny do tego. Jednak nie znam go. Co ja mogę wiedzieć o takiej gwiaździe. Nim sie obejrzałam Piorun, zerwał mi się z smyczy i pobiegł do przodu.
- Boże Piorun!- Wykrzyknęłam. Biegłam ile sił w nogach, gdy w końcu zobaczyłam mojego pieska, w ramionach jakiegoś mężczyzny.- Dziękuje panu- uśmiechnęłam się nieśmiało, jednak zamurowało mnie, gdy dotarło do mnie, kto to jest.


Michael:
Po prawie dwóch tygodniach, wydzwaniania, wysyłania listów postanowiłem do niej w końcu pojechać. Wczoraj tez tu byłem, ale niestety nikt nie odpowiadał. Zaparkowałem samochód przed jej domem, i wysiadłem z samochodu. Niepewnym krokiem podeszedłem do drzwi by potem zapukać dwa razy. Błagam niech ktoś otworzy. Usłyszałem kroki a po chwili w drzwiach stanęła Rudowłosa dziewczyna.
- Jestem Michael.,
- Wiem- rzuciła szorstko- Rose nie ma.
- A gdzie jest?
- Poszła 4 godziny temu na spacer z piorunem do tego parku, - palcem wskazała nie daleki park - pogadaj z nią- dodała i zamknęła drzwi. Wypuściłem powietrze z ust z świstem i ruszyłem w kierunku parku. Miałem gdzieś, że ktoś mnie rozpozna. Teraz ważna była dla mnie tylko i wyłącznie Rose. Gdy w końcu byłem w parku, rozglądałem się w każdym możliwym kierunku by go zobaczyć. Już chciałem się poddać, gdy usłyszałem:
- Piorun!
To był jej głos, do tego Piorun, tak zwie się jej mały piesek. Nim się obejrzałem, piesek podbiegł do mnie i zaczął bawić sie moją nogawką. Ukucnąłem i go pogłaskałem. Był uroczy, ale też zadziorny jak jego pani. Wziąłem go w obie ręce, kiedy:
- dziękuje panu- podniosłem głowę, i spojrzałem najpierw na uśmiechniętą od ucha do ucha Rose, po czym posmutniała- miło cie widzieć.
- Dlaczego zerwałaś ze mną kontakt?- milczała- To przez to, co mówią w mediach.
- Jako możesz działać na dwa fronty, co?!- Wykrzyknęła- A ja myślałam, że jesteś inny.
- Nie działam na żadne dwa pieprzone fronty, a co do tego dziecka, to nie jest i nie będzie moje dziecko. Chyba, że do zapłodnienia dochodzi, podczas dotyku ręki- wyznałem.

Patrzyłam na niego w skupieniu. Był taki zdeterminowany i pewny swego, chyba by mnie nie oszukał.
- Dlaczego wtedy mnie oszukałeś?
- Wtedy, kiedy powiedziałem, że idę na próbę?- Pokiwała głową- Spanikowałem. Pamiętasz dzień, w którym do mnie zadzwoniła?- Pokiwałam głową- A więc, powiedziałabyśmy gdzieś sie wybrali, zgodziłem sie, ale powiedziałem, że bez żadnych gierek. Zgodziła się. Wiedziałem, jakie macie zdanie, do tego nie chciałem ci mówić, prawdy, bo pomyślałem, właśnie, że ty pomyślisz, że działam na dwa fronty- odparł, gdy szliśmy wolnym tempie, on prowadząc Pioruna, a ja otulając się rękoma.
- A co z dzieckiem?- Spytałam.
- Nigdy przenigdy z nią nie spałem. Nie spał bym z kimś, kto w ogóle mnie nie pociąga, bo czy to ma sens? Nie. Nie wyobrażam sobie iść do łóżka, z kimś, kogo się nie kocha, i ani trochę cię nie pociąga. Rozumiesz?- Przytaknęłam- Proszę nie odrzucaj moich połączeń- zatrzymaliśmy się- Nie wytrzymuje bez ciebie. Te dwa tygodnie to najdłuższe tygodnie, jakie kiedykolwiek przeżyłem rozumiesz- dotknął mojego policzka.
- Dla mnie też.
- To jak zgoda?- Spytał z nadzieją.
- Zgoda- uśmiechnęłam się szeroko. Wtuliłam się w niego, i wsłuchiwałam w miarowe bicie serca i wciągałam do płuc, te piękne perfumy. Black Orchid Toma Forda.
- Boże jak ja za tobą tęskniłem- wtulił się w moje włosy.
- No już królu, bo ktoś cię jeszcze rozpozna, co u ciebie słychać, co?- Spytałam wesoło.
- Oh, napisałem piosenkę. I za niedługo znów wrócę do nagrywania piosenek- wyjaśnił- Wracamy?
- Pewnie- uśmiechnęłam się. Po dziesięciu minutach byliśmy w domu, - Już jestem- krzyknęłam od progu- Michael na chwile do mnie wpadnie.
- Okej, a będziecie jeść obiad?- Zapytała Roxanne wesoło.
- Tak chodź- pociągnęłam go za rękę, do swojego pokoju, lecz zapomniałam o jednym ostatnio rozwieszałam stare plakaty i na jednym z nich jest Michael! O jacie, to wpadłam. Rozglądał się uważnie, a gdy zobaczył swoją sylwetkę, na jednym z nich uśmiechnął się szeroko i napuszył się jak paw. " Co za facet".
- Nie pusz się tak- storchnełam go, rzucając się na łóżko.
- Ja puszyć, nie wiem, co to znaczy- zachichotał- Dlaczego nie przedstawiłaś mi Pioruna wcześniej?
- Nie było jakoś na to czasu- wyszeptałam- A co w Nibylandii?
- Oprócz tego, że ciągle Rosario sterczy mi nad głową no i Max, mówiąc, „ Kiedy Rose wróci?" To wszystko po staremu- roześmiałam się.- A u ciebie?
- Nudyyy, a taki teledysk będziesz kręcił?- Zapytałam wesoło. Jak mi tego brakowało przez ten czas.
- E tam- machnął ręką- nie chce zabierać ci czasu.
- Oj panie ładny mamy go bardzo dużo. Słucham- oparłam pięść o policzek i uśmiechnęłam się do niego.


- Black Or White.
- Brzmi nieźle- wyszeptałam.
- Wiesz chciałbym by teledysk, pokazywał, innym ludziom, że pomimo innego koloru skóry wszyscy jesteśmy jedną wielka rodziną. No i będzie grał ze mną Mac'- ucieszył się.
- Mac'?
- Poznasz go- uśmiechnął się tajemniczo.
- No panie ładny jestem z pana taka dumna, to nie jest codzienność, że ktoś chce zwalczyć rasizm- zaćwierkałam.
- dziękuje- speszył się.
- Ale słodki rumieniec- zachichotałam pod nosem.- Mikuś, zostaniesz dziś? Roxan, i Mark idą do znajomych na urodziny i wrócą nad ranem a ja nie chcę zostać sama- ułożyłam głowę na jego kolanach.
- Pewnie- rzucił radośnie.
- Chodzicie na obiad- usłyszeliśmy głos, Roxanne. Zbiegliśmy na dół cały czas chichocząc. Gdy zasiedliśmy w kuchni, Michael bacznie obserwował Marka. Miał do niego żal.
Jedliśmy w ciszy, kiedy nagle przerwała tą niezręczną ciszę moja siostra.
- Michael, kim jest dla ciebie Rose?- Słysząc to zakrztusiłam się, i o mało, co nie wyplułam makaronu na talerz. Michael wyglądał na zmieszanego, lecz rzucił:
- Jest dla mnie kimś, bardzo, bardzo ważnym. Nie wyobrażam sobie życia, już bez niej. Ona już zawsze dla mnie kimś wyjątkowym- spojrzał na mnie z ukosa. Uśmiechnęłam się speszona, i zaczęłam dzióbać, w jedzeniu.
- A dla ciebie, kim jest Michael Rose?- Spytał Mark.
- Najlepszym przyjacielem pod słońcem, dla którego pewna cząstka mojego serca należy i będzie należeć, zawsze może na mnie liczyć- wyznałam, zawstydzona. Po tych jakże wyznaniach, znów panowała cisza. Gdy zjedliśmy podziękowaliśmy i poszliśmy na górę, lecz Michael zatrzymał się na chwilę na schodach.
- Rose, chcesz bym został?
- No raczej..
- No to może pojadę po coś do przebrania,. I wrócę hymn?- Zaproponował.
- Okej, tylko szybko- pożegnałam się z nim ( przytuliłam i dałam całusa w policzek), po czym poszłam do siebie. Szukałam ciekawego filmu. W końcu wybrałam film Harolda Ramisa " W krzywym zwierciadle: wakacje", i czekałam na Michaela. Gdy dostałam sms'a że już wyjeżdża z Nevelandu, postanowiłam wszyscy przygotować.
- Rose- zatrzymała mnie, Roxnne.- Siadaj.
Usiadłam wtedy ona kontynuowała:
- Widzę, co się święci, między tobą i Michaelem, i powiedz mi szczerze, na pewno między waszą dwójką nie ma nic więcej niż tylko przyjaźń?- Spytała prosto z mostu.
- Tak.
- mam nadzieję, że mnie nie kłamiesz, no dobra to miłej nocy życzę- puściła mi oczko. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi, więc pobiegłam je otworzyć i rzuciłam się Michaelowi na szyję.
- Co się stało księżniczko?
- Moja siostra jest potworem. Porwali ją kosmici wiesz- palnęłam.
- Tak- patrzył na mnie jak na idiotkę.
- Mówię, ci jest miła, gotuje coś się święci. Bo to Nie jest Roxanne Adams- odparłam.
- Jesteś przewrażliwiona.
- Zobaczysz, coś się święci. A jak cos się wydarzy to przyznasz mi rację?
- Wtedy tak- przyciągnął mnie do siebie za pasek-, Ale nie sadzę, żebyś ją miała.
- Ty, ty- przepnełam go w głowę, oczywiście delikatnie.- Mała żmija. Pasowałbyś do Madonny.
- Ale do ciebie pasuje lepiej ty moja buntowniczko- nachylił się i pocałował mnie w policzek.
- Nie jestem buntowniczką- rzuciłam po chwili namysłu. Michael roześmiał się, po czym spojrzał na mnie uśmiechnięty.
- To, kim jesteś?
- Księżniczką- wyszeptałam głosem 5-cio letniej dziewczynki.
- Owszem jesteś moją małą księżniczką buntowniczką. O widzisz teraz wszystko się zgadza- oparł się o szafkę.
- Ty też musisz mieć jakąś ksywkę.
- Pan ładny? Wielki?
- Paw.
- Ooo, EJ!
- Piotruś Pan.
- Doo Doo.
-  KŁAPOŁUCHY!_ Wykrzyknęłam uradowana.
- Kłapołuchy?
- Kłapouszek- uśmiechnęłam się- to mój przyjaciel z dzieciństwa, i dla jego pamięci nadam ci jego nazwę.
- Zaraz będzie prosiaczek, tygrysek, albo Kubuś.
- Okej, chyba, że wolisz być mamą maleństwa. Szczerze jesteś nawet podobny- zaśmiałam się.
- Wyglądam ci na kangurka?
- Ooo będziesz maleństwem!
- Rose- spojrzał na mnie jak na kosmitkę- Wszystko gra.
- Tak misiu.
- Hymn ładnie- powiedział.
- I tak będziesz moim kłapouszkiem.- Przytuliłam się do niego- chodź.
- Hej Roxanne.
- Hej Mike.
- To jest kłapouszek!- Warknęłam.
- ach- przewrócił oczami.
- Wyrazy współczucia, czeka cię cała nocka z nią- spojrzał na mnie a ja zaśmiałam się iście diabelsko.
- zaryzykuje
- Widzisz, mój miś mnie lubi.
- Jaki miś?- Zapytała zaskoczona.
- No..No Michael.
- To on nie jest przydatkiem kłapo..kłapo.
- KŁAPOUCHEM!
- No właśnie miałam to na końcu języka- pstryknęła palcami, a ja udałam obrażona minę.
- Jestem i tym i tym- przyciągnął mnie do siebie i pocałował mnie w skroń.
- Przy tobie superman wymiękła wiesz?
- Nie wiedziałem, ale to miłe- zaśmiał się.
- To my spadamy- rzucił Mark.


Oglądaliśmy już trzeci film, jednak zbytnio nie interesowaliśmy się nim, a raczej sobą. Wpatrywałam się w oczy Michaela, a on w moje. Niby taka zwykła Recz jednak aż tak magiczna. A w szczególności, kiedy można roztopić się w czekoladowych tęczówkach. Był dla mnie bardzo ważny i chyba powoli zaczynałam coś do niego czuć. A może po prostu to zwykle, zauroczenie? Nim się obejrzałam, usnęłam. Otworzyłam oczy, skrzywiłam się nieco, bo białe światło poraziło moje oczy. Spojrzałam na Michaela, na którym spałam ( wiem dziwnie to zabrzmiało). Spał uśmiechając się niewinnie, przez sen. Jego loczki opadały na ramiona i na czoło, co było takie urocze. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Położyłam głowę na jego piersi, która unosiła się w miarowym tempie. Jednak bałam się o niego był wychudzony. Mam nadzieję, że ani nie ma bulimii ani anoreksji, bo nie wiem, co wtedy zrobię. Nim się obejrzałam, pomrugał powiekami i spojrzał na mnie zaspany.
- Dzień dobry.
- dobryyyyy- przeciągnął się- Stało się coś.
- Jesteś trupem.
- co?
- Jesteś patyczakiem, jesteś za chudy- mruknęłam.
- Powiedział chuderlak.
- Michael pomału widać ci kości- odparłam. Skąd to wiedziałam, gdyż wczoraj się przebierał niestety wpadłam do pokoju, gdy się przebierał i stał w samych dżinsach. Oczywiście spalona jak burak ( nie miej niż teraz) uciekłam. On chyba domyślił, się, że to sobie przypomniałam, bo speszył się.- Musisz jeść.
- Jem.
- Bo ja ci uwierzę- wstałam.
- Rose, na prawde jakby coś się działo powiem ci dobrze?- Wstał i dotknął mojego policzka.
- No dobrze, ufam ci.


**
Kilka dni później, siedzę sama na kanapie ( gdyż moja siostrunia razem z Markiem poszła do lekarza), a tu nagle słyszę dzwonek do drzwi. Wyciszyłam telewizor, i ruszyłam w kierunku drzwi. Otworzyłam je a za nich wyłonił się Michael.
- Cześć misiaczku- pocałowałam go w policzek, czym odwdzięczył się tym samym.
- Jak mija dzionek mojej małej buntownice hymn?
- Nudzi mi się.
- No to się zbieraj jedziemy do ważnej dla mnie osoby- powiedział z uśmiechem rozpinając kurtkę.
- Do kogo?
- Do Elizabeth, chcę by cię poznała.
- Okej.
Narzuciłam na siebie kurtkę, i włożyłam kwiatowe martensy. Po czym wyszliśmy i usiedliśmy w samochodzie.
- Elizabeth nie będzie miała ci za złe, że no wiesz. Że zapraszasz obcą dziewczynę do jej domu?- Zapytałam.
- Nie, bardzo chce cie poznać, ja też tego chce.
- Więc ja też tego chce- wyszczerzyłam się.
Nie wiem ile jechaliśmy ( chyba z pół godziny), gdy nagle podjechaliśmy pod piękną willę. " Czego się spodziewałaś?"
Wysiadłam z samochodu, i tak samo jak pierwszego dnia w Neverlandzie rozglądałam się dokoła.
- A kim jest ta ciekawa świata dama?- Usłyszałam za siebie damski głos, i dostrzegłam Elizabeth Taylor.- Witaj Michael.
- Część Liz- pocałował ja w policzek- To właśnie Rose- ręką wskazał na mnie. Nieśmiało podeszłam i rzuciłam nieśmiałe" Dzień dobry"
- Rose, mogę tak do ciebie mówić?- Pokiwałam głową- Michael miał rację, że jesteś przepiękna- spojrzałam na mojego towarzysza, który nagle wyprostował się jak struna i spiorunował spojrzeniem Liz- Michael nie piorunuj mnie wzrokiem,.
- Liz bądź cicho.
- Wiesz ile on mi o tobie gada- obieła mnie ramieniem i ruszyłyśmy razem do ogrodu- A bo ta Rose zabawna, piękna miła i lojalna, no i jest typem buntowniczki. Myślałam, że Michael zmyśla, ale teraz. Stoisz przede mną żywa i piękna.
- Tak..- Podszedł Michael- Elizabeth wszystko wyolbrzymia.
- To, że gadasz jej imię przez sen też?
Zaśmiałam się pod nosem. Zabawne to było, bo jakiś czas temu Roxanne powiedziała mi, że ja gadam jego imię.
- Raz mi się zdarzyło- mruknął zakładając rękę na torsie.
- Oh, no dobrze, chodźcie do ogrodu- zaprosiła nas.

-Pomieścimy się tu?- Zachichotałam, gdy położyliśmy się koło siebie na hamaku, w ogródku Liz. Ona musiała coś załatwić, więc na chwile zostawiła nas samych.
- Chyba tak, tacy grubi nie jesteśmy.
- Mów za siebie ja jestem jak hipopotam- powiedziałam przymykając oczy.
- A ja jak dwa słonie- rzucił, na co nie potrafiłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.- No, co?
- w pomniejszonej wersji, co?- Sturchnełam go w bok, zachichotał, i odgarnął mi włosy z czoła.
- Masz piękne oczy.
- Odbiję piłeczkę ty też- wyszczerzyłam się.
- I uśmiech.
- I znów odbijam i mówię to samo.
- i usta- wyszeptał, przygryzając wargi. Oblizał je i wpatrywał się we mnie w ciszy, ja leżałam jak sparaliżowana. Nie mogłam, wykonać żadnego ruchu. Nie przez te świdrujące mnie oczy. W pewnym momencie przejechał kciukiem po moich wargach, po czym się w nie wpił. Byłam zbyt zaskoczona by odwzajemnić jednak po chwili uległam, na moment.  Zaplotłam rękę w te jego bujne loki, natomiast drugą, odpięłam jeden guzik koszuli. On Jedna dłonią dotykał mojego policzka, a drugą położył na tali. Trwaliśmy tak w ciszy, rozkoszując się bliskością oraz słodkością pocałunków, gdy nagle:
- Michael ty podrywaczu.
Oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni, przez co Michael tak się przeturlał, że spadł, na trawę. Wychyliłam głowę i spojrzałam na jego skwaszoną minę.
- Zostawiłam was tylko na moment, pomyśleć, co wy byście robili przez całą noc- Liz zachichotała, a ja spłonęłam rumieńcem.
- My tylko- zaczął się tłumaczyć.
- Oh Mickey, kiedy ślub?
- Jaki ślub?- Ożywiłam się.
- no wasz, wiesz fajnie by było jakbyście mieli ślub w ogrodzie, oh tak to było by cudowne. I ty w pięknej białej sukni- spojrzeliśmy z Michaelem na siebie, po czym przenieśliśmy wzrok na nią.
- nie planujemy ślubu- odparłam łagodnie.
- Na razie- puściła mi oczko.
***
- Rose wstawaj musisz kogoś poznać- z snu wyrwał mnie głos Roxanne.
- Ludzie jest 6 rano.
- rusz dupę.
- spadaj- mruknęłam, zakładając poduszkę na głowę, wyrwała mi ją i zaczęła nią bić- SPADAJ!
Zerwała ze mnie kołdrę i zaśmiała się chytrze- Oh ty,... Czego chcesz?
- Chodź- wyrwała mnie z łóżka. Zbiegłyśmy na dół, gdzie koło Marka stała mała śliczna blondyneczka.
- Hej- przywitałam się- Jestem Rose a ty?
- Maddy- wyszeptała. Była taka urocza.
- A kto to?
- To nasza córeczka. Zaadoptowaliśmy ją- rzuciła wesoło Roxanne.
- Och.
- Rose, pobawimy się?- Spytała niewinnie, a mi serduszko od razu zmiękło. Pokiwałam głową i rzuciłam:
- Tylko się ubiorę i pójdziemy na plac zabaw okej?
Pokiwała główką.
Wbiegłam na górę ubrałam czarny t-shirt, dżinsową koszulę, oraz czarne dżinsy. Szczotką przeczesałam włosy i wróciłam na dół.
- To jak idziemy?
- Taak.
- Rose zajmiesz się ja jeden dzień dziś przyjeżdzają rodzice Marka i musimy im wszystko wytłumaczyć- poprosiła.
- Pewnie, to my spadamy.
- A śniadanie.
- No tak- klepnęłam sie w czoło. Zjadłyśmy rogaliki z dżemem truskawkowym i napiłyśmy się ciepłej herbaty, po czym wyszłyśmy na dwór. Kochałam dzieci i tak strasznie chciałam mieć swoje.
Gdy w końcu byliśmy na placu zabaw bawiłyśmy sie w piaskownicy, zjeżdżałyśmy z zjezdzalni i huśtałyśmy się na huśtawkach, gdy, zadzwonił do mnie telefon.
- Cześć księżniczko.
- Hej Piotrusiu hehe- zaśmiałam się do telefonu.
-, Z czego się śmiejesz?- Zapytał zaciekawiony.
- Z niczego.
- Halooo- Maddy wyrwała mi telefon-, Rose, kto to?
- Moj znajomy, poczekaj chwilkę dobrze- pokiwała główką- No, co?
- Kto to Maddy?
- A moja siostra ją zaadoptowała, no i od dziś jest w naszej rodzince- powiedziałam uśmiechając się szeroko- a co?
- to może wpadniecie do Neverlandu, akurat odwiedził mnie mój bratanek Taj ( Tito go podrzucił), bo jadą na jakiś bankiet i by się poznali i pobawili a my spędzilibyśmy czas razem- powiedział wesoło- Nie daj sie prosić.
- Maddy chcesz poznać Michaela?
- TAKKKKK
- KOCHAM CIĘ MADDY!- Wykrzyknął Michael w słuchawce, na co zachichotałam.- Gdzie jesteście?
- W parku, w tym gdzie byłam z Piorunem
- Okej, zaraz będę a co z nim?
- Roxanne sie nim zajmie- odparłam.
- To czekajcie.
- Czekamy. Papa- rozłączył sie a ja spojrzałam na małą.
- Jak wygląda Michael?

Tak- pokazałam jej jedno z moich ukochanych zdjęć.
- to Michael Jackson!- Wykrzyknęła uradowana.
- Tak- pokiwałam głową.
- ale fajnie- rzuciła- a co bedzemy robić?- Spytała, wesoło.
- Zapewne dobrze się bawić. Przy Michaelu nie ma innej możliwości wiesz- pokiwała główką. Była taka cudowna. Pokochałam ją i zaczęłam zazdrościć Roxy małej.
Tez bym chciała dzieci, ale to chyba nie jest najlepszy moment.
- Witam najśliczniejszą panią, jaką znam. Kłaniam sie nisko- podszedł do nas wysoki mężczyzna w czarnym kapeluszu, po czym ukłonił się nisko. Rzecz jasna rozpoznałam Michaela.
- Cześć Piotrusiu- stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek.
- Ślicznie wyglądasz.
- E tam. Michael poznaj Maddy- wskazałam na małą zaciekawioną dziewczynkę, która patrzyła się na niego jak w obrazek. Uklęknął obok niej i z uśmiechem na ustach rzucił:
- A więc ty jesteś ta małą słodziutką Maddy, dzięki, której ta pani zgodziła się mnie odwiedzić?- Pokiwała głową- A popatrz, co ja tu mam- wyjął za pleców pluszaka. A dokładniej małą myszkę miki. Mała zapiszczała i zaczęła tulić myszkę, a po chwili wtuliła sie w Michaela. Zaczęłam chichotać, na ten widok.
- Dla pani też coś mam- wyjął Paluszaka, a dokładniej kłapouchego.
- Oooo,
- I jeszcze- z drugiej strony wyjął jedną czerwoną różę. Pocałowałam go w policzek i przytuliłam nie musiałeś.
- Ale chciałem, jak Maddy podoba ci się?- Uklęknął obok niej.
Pokiwała główką.
- Chodź- wziął ją na ręce. Wyglądali tak słodko.

Gdy Michael pokazał jej kierunek, w którym będziemy iść , ja to wykorzystałam i pod ich nie uwagę strzeliłam im fotkę.

Dopiero, gdy światło błysło Michael spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
- Kocham was- krzyknęła Maddy. Ja chce ją, jako córeczkę. Boże, jakie ja mam zachcianki.
- Jesteś taka cudowna- pogłaskałam ją po główce.
- Fajnie było by mieć, takich rodziców jak wy- oświadczyła. Spojrzałam na Michaela, po czym ten pocałował mnie w policzek.
- Ja chce dzieci- zaszlochałam.
- Oh.
-No, co?- Spojrzałam na niego.
- Wiesz zazwyczaj kobiety, które poznałem nie chciały.
- Ale ja chce.
- Ja moogiem być twoją córeczką!- Zapiszczała, z entuzjazmu.
- Dobrze- pocałowałam ją w czółko.
- To jak jedziemy?- Zapytał Michael.
- Tak- rzuciła Maddy. Przez drogę do samochodu gadała z Michaelem jak najęta. Gdy w końcu byliśmy w samochodzie, Michael posadził małą z tyłu i zapiął jej pas, a potem jak prawdziwy dżentelmen otworzył mi drzwi.
- Jak mija dzionek?
- Oprócz tego, że zostałam zerwana z łóżka, przez Roxy, a potem moje serduszko pokochało Maddy, i teraz widzę się z moim najlepszym przyjacielem, to wszystko po staremu- zaśmialiśmy się- A w Nibylandii.
- Oh, szkoda gadać. Rosario tęskni i gada jak najęta, nie lepiej niż Mac, chociaż i tak to ja wciąż o tobie gadam i myślę.. Oj- ugryzł sie w język i spłonął rumieńcem. Zachichotałam.- No to po staremu.
- Też cały czas o tobie myślę- mruknęłam. Spojrzał na mnie z ukosa i uśmiechnął się nieśmiało.- Mówiłam Ci, że Roxy i Mark coś knują- wystawiłam mu język. Jedną ręką, poglilgotał mnie, po czym złapał moją dłoń i rzucił:
- Miałem przyznać racje, więc przyznaje.
- A wracając na poprzedni tor, a jak tobie mija dzień Maddy?- Spojrzał na nią w lusterku.
- Cudownie. Bardzo was kocham.
- Oh bardzo mnie to cieszy, chociaż jedna woli mnie od Cruise- mruknął. Przewróciłam oczami i rzuciłam:
- zazdrośnik
- A żebyś wiedziała.
- co to Cruise?
- raczej, kto to- poprawiłam ją.
- To taki głupi pan nie lub go Maddy- polecił.
- Jesteś okropny- pokręciłam rozbawiona głową.
- Wiem.
- Nie lubie go. Ty jestes lepszy od Cru.. cruisa. - Odparła Maddy.
- I tak trzymaj!
- Nie buntuj jej.
- Bo co twój aktorek będzie smutny.
- Boże zlituj się nade mną, o co jesteś zazdrosny.
- O ciebie- wykrzyknął, po czym zawstydził się, ja też. Złość, która miałam zmieniła się w zmieszanie. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc milczałam.
- Jesteś dla mnie ważniejszy niż on- wydukałam niepewnie. Spojrzał na mnie, po czym znów spojrzał na drogę.- Muszę zadzwonić do Roxy i powiedzieć, że jedziemy do Nibylandii.
- Nibylandii?
- Nom, to dom tego pana.
- Cruisa?
- Nie Michaela, pan Cruise to idiota nie wie, co jest fajne- ukradkiem spojrzałam na Michaela, który uśmiechał się szeroko. Wybrałam numer do mojej siostry i czekałam.
- Halo Rose.
- Roxy słuchaj masz coś przeciwko bym ja i Maddy wybrały się do Michaela? Bo przyjeżdża do niego bratanek i..
- Okej- była zdenerwowana.
- Co jest.
- Nic po prostu denerwuje sie, że nie spodobam się jego rodzicom- wyznała.
- Polubią cię, nie martw się. Pozdrów ich ode mnie. Życzę szczęścia-rozłączyłam się.

Podniosłam głowę, bo usłyszałam okrzyk radości, Maddy, a jak sie okazało, byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu. Pomogłam wyjść Maddie. Wybiegła z samochodu i podbiegła do Michaela chcąc dać mu buziaka w policzek. On jednak ją podniósł i wziął na ręce.
Mała pocałowała go w policzek wtedy Michael rzucił:
- Witam w Nibylandii...



Oto mała córeczka Roxy, która zawróciła w głowie Rose i Michaelowi:



Maddy.


Przepraszam, za błędy i za ilość zdjęć w tym rozdziale, w ogóle wyszedł jakiś dziwny. No dobra, nie zanudzam i życze miłego dnia.
Pozdrawam
~ Michael

3 komentarze:

  1. Boziuuu <3 Jaaak ja kocham twoje opowiadania. Przez cały rozdział chichrałam się wniebogłosy .. Jakie to śliczne. Mała Maddy <3 I ten pocałunek <3 Michael spadł z hamaka hahahaha nie no do tej pory nie mogę powstrzymać śmiechu.. Nie wytrzymam do kolejnej nootkiii już umieram x_x.. Więc kiedy kolejna?
    Życzę dużo weny. Pozdrawiam :) ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej <3 <3 KOCHAM!!!
    KOCHAM WSZYSTKO!!! XDD
    Och, Maddy jest taka urocza :3 :3
    Normalnie... Ktoś polał moje serce miodem :3 :3
    I ja już wiem kto :) Ty i Twoje opowiadania :D
    Jesteś mistrzem!
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.
    Susie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się

    OdpowiedzUsuń