sobota, 21 lutego 2015

Don't Walk Away 3

Postanowiłem , że te notki specialne będą pod nazwą Don't Walk Away. Jak będziecie chciały to wtedy bym zrobił, że raz by pojawiała sie nowa z Liberian Girl a raz z tego. Dziś notka o Rose i o Michaelu, gdyż mam notkę na Liberian Girl , ale jest strasznie krótka i chciałbym ją dopracować, no chyba, że chciałybyście, to wrzucę jutro, wieczorem.


Teraz zapraszam.

Czułam ciepło bijące od jego osoby. Nie chciałam się od niego odrywać. Czułam sie tak bezpiecznie, tak dobrze. Taka kochana. To była jak chwila spokoju od codzienności. Smutnej codzienności. Zrozumiałam jedno, pomimo iż go nie znam mogę mu ufać i mogę na nim polegać. Owszem nie zaufam mu od razu, ale jeśli będzie chciał otworzę sie trochę. Nagle poczułam jak Michael palcami drapie mnie po plecach od razu odskoczyłam. Przechodziły mi wtedy dziwne dreszcze i zaczynałam się chichrać. Michael chyba pomyślał, że zrobić coś nie tak, bo posmutniał jeszcze bardziej.
- Mam łaskotki- spojrzał na mnie- to znaczy, już od dziecka tak miałam, że jak ktoś mnie tak drapie po plecach, to tak dziwnie się czuje- odparłam, na co zachichotał- Nie smutaj się. No już, bo oberwiesz- uśmiechnął się raczej kwaśno.
- Nie potrzebnie zawracam ci głowę- wyszeptał i spuścił głowę.
 Obróciłam się na pięcie i poszłam przed siebie, po chwili usłyszałam jego krzyk za moimi plecami, a po chwili odwrócił mnie w swoją stronę.
- Rose.
- Czego?!
- Ja..
- Chcę wracać do domu- mruknęłam.
- Nie..
- Słucham?
- Nie pojedziesz- powiedział stanowczo.
- A co będziesz mnie tu przetrzymywał siłą?- Zaśmiałam się z drwiną- Mam gdzieś, co myślisz.
- Przecież było tak miło.
- Było czas przeszły- znów zaczęłam iść.
- Wiem, że wszystko spieprzyłem i- zaczął, lecz postanowiłam mu przerwać.
- Po jaką cholerę mnie ratowałeś?!- Naskoczyłam na niego.- Chciałeś udawać jakiegoś bohatera? Proszę udało ci się Rose żyje, dzięki tobie. Mogę iść do gazet i powiedzieć, Michael Jackson uratował głupią dziewczynę- warknęłam, a po jego policzku spłynęła łza. Chciałam coś dodać, ale przyciągnął mnie do siebie. Na początku się szarpałam, a po chwili uspokoiłam- Puść mnie.
- Nie.
- Jackson, bo zaraz pożałujesz, że się urodziłeś- spojrzałam na niego z zaszklonymi oczami on też miał zaszklone.
- Trudno, zaryzykuje, dla takiej dziewczyny jak ty się opłaca.
- Takiej walniętej.
- Postrzelonej, w dobrym tego słowa znaczeniu- zaśmialiśmy się przez łzy.- Mądrej, inteligentnej, pomocnej, lojalnej i czułej.
- Nie wiesz, jaka jestem- spuściłam wzrok.
- Ale chce wiedzieć. Proszę cię zostań tutaj.- Podniósł mój podbródek i teraz znów patrzyłam w te piękne oczy.
- Naprawdę tego chcesz?- Spytałam speszona.

- Chcę, a teraz wracajmy- przytulił mnie i pocałował w policzek. Objął mnie ramieniem i razem podeszliśmy do golfowego samochodu. Jechaliśmy w ciszy, po czym podjechaliśmy pod piękny dom. Przed którym gościł wielki zegar słoneczny oraz napis Neverland.
Czułam się jak w bajce, a raczej jak mała dziewczynka prowadzona przez tatę, przez Disneyland. Nie Disneyland nie sięga Neverlandowi do pięt. 
- Rose- spojrzałam na uśmiechniętego Michaela.
- Tak?
- Co taka zamyślona jesteś?- Założył mi za ucho jedno pasmo włosów, które wyrwało się z kucyka. 
- Bo nadal do mnie nie dociera, że to dzieje się na prawdę, to wszystko. To takie magiczne!- Wykrzyknęłam.
- Michael tu jesteś- podeszła do niego jakaś wysoka blondynka. Pocałowała go w usta a potem spojrzała na mnie krzywo.- A ty to, kto.
- Rose Adams- wyszeptałam nieśmiało.
- Oh.. A Michael jest ci jeszcze do czegoś potrzebny- jak usłyszałam jak się o nim zwraca ciśnienie mi się podniosło.- Bo chciałabym go porwać. Mam pewne plany, co do niego.
- A Michael jest przepraszam rzeczą?- No i się stało. Oh z temperamentem Rose Adams się nie zadziera. Palnęłam za nim ugryzłam się w język.- Traktujesz go jak jakąś pieprzoną zabawkę.
- Nie wtrącaj się- mruknęła.
- Bo co?- Założyłam ręce na klatce piersiowej. 
- Ty wiesz, z kim rozmawiasz?- Spojrzała na mnie wściekle.
- Z szanowną panią, Brooke Shields- oświadczyłam.
- No właśnie.
- Dla mnie jesteś tylko zwykłą aktoreczką- palnęłam-, która traktuje innych jak zabawki.
- Michael każ jej odejść.
- A co ty jesteś jego panią, że mu rozkazujesz?- Syknęłam. Spojrzałam na Michaela, stał z boku i uważnie słuchał tego, co mówiłam.
Miałam nadzieję, że coś jej odpowie, lecz on milczał.- Nie wiem, jakim prawem tak go traktujesz, i dlaczego się nie odzywa, ale ja ci nie pozwolę, na takie traktowanie. Masz go przeprosić, no, na co czekasz- spojrzałam na nią jak na kosmitkę, Michael uśmiechał się pod nosem.
- Rose przestań.
- Nie chcesz, żeby traktowała cię jak nic.
- Jestem przyzwyczajony..
- No właśnie! Za dużo im pozwalasz. Nie jesteś zabawką ani szmatką do wycierania podłogi. Jesteś człowiekiem, który ma uczucia, który kocha i który chce być kochany. Który rozumie innych i chce by inni rozumieli go. Chcesz by ludzie cię pokochali i akceptowali takim, jakim jesteś.- Mówiąc to zauważyłam łzy w jego oczach.
- Nie widzisz, że nie odpowiada?- Zaśmiała się Brooke. Szczerze chciałam dać jej w mordę, ale jakoś się powstrzymałam.
- Bo ma zamydlone oczy, tobą. Może kiedyś zmądrzeje. - Popatrzyłam na niego z wyrzutem. Jak on mógł jej pozwolić na takie traktowanie.- Teraz was zostawiam..- Już otwierał usta, gdy rzuciłam- dziękuje za gościnę, ale jak sam widzisz, twoja pani, kazała ci sie mnie pozbyć się, a ty wolisz siedzieć cicho. Zawiodłam się na tobie- spojrzałam na niego z smutkiem- A tobie- spojrzałam na Brooke- też życzę takiego rzeczowego traktowania. Naprawdę zasługujecie na siebie- odwróciłam sie na pięcie.
- Rose to nie tak.
- a jak?! Jak możesz jej pozwolić na takie traktowanie?!- Założyłam ręce na piersiach. Miałam gdzieś, że stoi i słucha- Jakby kazała wskoczyć ci w ogień to byś skoczył?
- Nie- odparł, co ją zdziwiło.
- No właśnie, przemyśl to, a teraz życzę udanej nocy, bo zapewne tylko o to chodzi.
- Michael każ jej iść- zapiszczała tupiąc nogą.
- Nie- powiedział.
- Co?
- NIE! To nie ona pójdzie tylko ty. Rose ma rację, całe życie pozwalałem innym na takie traktowanie. Jestem ci potrzebny tylko do jednego. Odzywasz się tylko raz na jakiś czas. Dlatego proszę cię, żebyś opuściła Neverland- uśmiechnęłam się do niego.
- Niby, co?
- Dobrze słyszałaś.
- Nigdzie nie pójdę.
- Mam zawołać ochronę?- Spojrzał na nią jak na idiotkę.
- Ochrona nie będzie potrzebna, jak złapie ją za te kudły to pożałuje- spojrzałam na nią wkurzona. Syknęła coś pod nosem, odwróciła się na pięcie i poszła do swojego samochodu.
- Dzięki, otworzyłaś mi oczy.
- Załamujesz mnie. Naprawdę nie wierze, że jej na to pozwalałeś.
- Kochałem i nadal kocham Brooke.
- I naprawdę nie bolało cie to, że odzywa się raz na jakiś czas, tylko po to, bo na ciebie ochotę. Nadal nie wierze, że dzwoniła tylko jak miała ochotę na szybki numerek. To nie do pomyślenia- potrzasnęłam głową.
- Naprawdę byś ją wygoniła?
- No raczej- prysnełam.
- Chodźmy- z uśmiechami weszliśmy do środka. Jeśli myślałam, że " podwórko" jest magiczne, to dopiero, jaki cudowne było wnętrze. - Rose to jak zostaniesz?
- Jako twój osobisty bodyguard- zaśmialiśmy się.
- Tak i z innego powodu- speszył się nieco. Po chwili zjawiliśmy się w kuchni, gdzie krzątała się kobieta ok. 40 letnia.
- Rosario- kobieta spojrzała na nas.- Poznaj Rose, od teraz pomieszka tu trochę.
- Co?- Spojrzałam na niego zdezorientowana.- Czemu ja nic o tym nie wiem.
- Już wiesz.
Rosario widząc nas wybuchła śmiechem, i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Bardzo mi miło- podeszła do mnie i mnie przytuliła. Po jej akcencie rozpoznałam, ze nie jest amerykanką.
- Przepraszam bardzo, ale. Ale pani nie jest amerykanką prawda? W sensie rodowitą.
- Nie jestem pół polką pół amerykanką.
- Ja też!- Wykrzyknęłam z entuzjazmem.
- Wreście będę miała, z kim pogadać, bo panna Shields się nie nadaje- słysząc to zaśmiałam się szczerze.
- Widzisz dla nas obojgu dobrze wyjdzie twój pobyt tutaj.
- Po prostu chcesz mnie tu przetrzymać- mruknęłam siadając na krześle.
- a musze?
- Na razie nie- on słysząc to zaśmiał się.
- Zaraz podam obiad. Mam nadzieję, że ty też Rose zjesz.
- Z miłą chęcią, ale nie dużo.
- Nie jadek?- Pokiwałam głową- Dobraliście się- spojrzała na Michaela i trzepnęła go szmatką po palcach, gdy dobierał sie do ciasteczek. Widząc ten widok wybuchłam śmiechem.- Gdybyś tak chętnie jadał obiady.
- To nie byłbym sobą- całą trójeczką, wybuchliśmy śmiechem, wtedy Rosario spojrzała na mnie i kontynuowała:- A gdzie się urodziłaś?
- W Gary, ale moja mama pochodzi z Polski i mieszkałam tam 5 lat.
- A gdzie?- Spytała z ogromnym uśmiechem.
- Krakowie- rzuciłam.
- Oh Kraków to piękne miasto- westchnęła.
- Czy tylko ja nic nie wiem o Polsce.
- To najwyższa pora trochę sie pouczyć na jej temat.
- To może my z Rose udamy sie do biblioteki, a ty nas zawołasz?- Spojrzał na nią błagalnie. 
- Za 10 minut was widzę- on słysząc to złapał mnie za rękę, podkradł cała miseczkę ciasteczek i pociągnął mnie za sobą. 
- Musiałeś?- Pokiwał głową i wepchnął mi jedno ciastko do ust.- Czekolada.
- Moja ulubiona, ach.
- Gdzie się podziały ciasteczka- koło nas zjawiła się Rosa. Michael schował miseczkę za plecami, a ciastko, które zaczynał jeść wepchnął do ust. Chciało mi sie z niego śmiać się, lecz musiałam się powstrzymać.- Michael?- Uniosła jedna brew do góry a po chwili pogilgotała Michaela.- Oh znalazły się, nie ładnie podjadać.
- jakbyś mi dawała t bym nie musiał- wyszeptał dokańczając ciastko.
- z pełną buzią się nie gada- potarmosiła jego nos.
- ty mnie zmuszasz do tego.
- Słyszałaś to Rose. To ja ci kazałam brać te ciasteczka? Po prostu ręce opadają- chichotałam pod nosem, Michael też. A Rosa, ach szkoda gadać.
- To my idziemy do biblioteki- pociągnęłam go za rękaw. Weszliśmy do przepięknej biblioteki a mi wyrwało się głośne westchnienie. 
Piękne obrazy, do tego pełno książek. Wciągnęłam powietrze i mimowolnie się uśmiechnęłam. Kochałam zapach książek. Podeszłam do jednego regału i opuszkiem przejechałam po okładkach. Michael stał z boku i uważnie mi się przyglądał.
- Chyba już stąd nie wyjdę- wyszeptałam i spojrzałam na niego.- Ile tu książek. Dlaczego masz aż tyle książek?
-  Bo po prostu kocham je. A ty?
- Ach, książki to całe moje życie. Moi rodzice też kochali książki, pamiętam, że też zrobiliśmy sobie taką mini bibliotekę. Potem siadaliśmy i siedzieliśmy w niej do wieczora. Kochałam przeróżne historie. Od baśni po kryminały, to pozwala słuchaczowi przenieść sie chociażby na chwilę do innego świata.
- Zgodzę sie w stu procentach- podszedł do mnie.- Gdy byłem dzieckiem też kochałem czytać i zostało mi to do dziś. Gdy miałem chyba 12 lat obiecałem sobie, że kiedyś jak będę miał dom to wybuduje w nim bibliotekę- odparł.
- Dotrzymałeś danego sobie słowa. Tutaj przesiadujesz całe dnie?
- zależy. Jak jest pochmurno i nie muszę zjawić się sie w studiu to tak- usiadł na kanapie. Ja też usiadłam i odkryłam, jaka ona jest miękka.
- A gdzie masz wenę?
- Raz tutaj, czasem jak lecę samolotem, gdy bawię się z dziećmi. Czasem zdarza się też, że zamykam oczy i nagle bierze mnie oświecenie i alive derci sen, do póki nie przeleję tego na taśmę lub na papier, będzie mnie to męczyć.
- Miałam tak samo. Kiedyś, jako mała dziewczynka pisałam piosenki potem zaczęłam pisać, krótkie opowiadania- usiadłam przyciągając do siebie nogi.
- O czym.
- Raczej, o kim. To zależy. Kiedyś pisałam opowiadanie o mnie. Że jestem pewną tancerką, i nagle idę na casting do jakiegoś teledysku. A potem ten casting kończył się gorącym romansem- on słysząc to zachichotał- ci bohaterowi brali ślub, potem mieli dzieci, a potem patrzyli jak one dorastają.
- To cudowne, przeczytasz mi je kiedyś.
- Chciałbyś- prysknełam.
- No, dlaczego?
- Przeczytam pod warunkiem, że ty mi pokażesz swoje dzieła- pokręcił głowa- no to widzisz.
- nie lubię nikomu ich pokazywać.
- ja też.
- oh no, ale jedną.
- dwie- rzuciłam, na co westchnął i rzucił " okey". 
- Michael, Rose chodźcie tu- usłyszeliśmy głos Rosario.
- wrócimy do naszej rozmowy wieczorem- pokiwam głową i wstałam- to znaczy, że zostaniesz?
- co ci tak zależy
- eee- zaczął się mieszać.- Rosa już idziemy.
- Nie mam do ciebie sił- odparłam a on pokazał mi język. -Co to miało znaczyć?
- Ze cie lubię- wyszczerzył się. Walnęłam go w ramie- a to, za co.
- Lubię cię.
Popatrzył na mnie z litością i w jednej chwili złapał mnie w pasie, i przerzucił sobie przez ramie. Nie miałam sił by się drzeć, więc mówiłam w kółko " puścisz mnie do jasnej cholery?"
- Płyta ci sie zacięła czy jak?- Zapytał i postawił mnie na równe nogi.
- tak- rzuciłam krótko i popatrzyłam na trzy osobniczki.
- Mama, Janet Toya- podrapał się po głowie-, co wy tu.,
- Byliśmy umówieni a ty się nie zjawiłeś, i nie odbierasz, to postanowiłyśmy do ciebie przyjechać- Michael wyciągnął telefon i spojrzał na wyświetlacz. Wyjrzałam mu przez ramie i zobaczyłam 20 nieodebranych.
- Przepraszam, nie słyszałem.
- Trudno, nie będziemy sie gniewać o ile przedstawisz, nam tą oto piękną panią- mruknęła jego mama.
- Mamo, Janet i Toy'u poznajcie moja znajomą Rose- spojrzały na mnie a ja szeroko się uśmiechnęłam i rzuciłam:
- hej.
Michael to słysząc wybuchnął śmiechem.
- To znaczy dzień dobry przepraszam- speszyłam się. Mama Michaela oraz jego siostry zaśmiały się, z resztą Michael też. Złapał się za brzuch i osunął po podłodze śmiejąc się jak popaprany.- Jeszcze raz przepraszam.
- Oh Rose nic się nie stało. Zabawna jesteś- odparła i popatrzyła z litością na swojego syna. Ja ledwo, co powstrzymywałam śmiech, po chwili jednak nie wytrzymałam i zaczęłam chichotać.- Opanuj się.
- Okej- jakoś wstał i podparł się o szafkę, niestety nie na długo, wywalił się razem z szafką.
- Co tu- w przedpokoju zjawiła się gosposia.- Naćpałeś się czy jak?
 Może i to nie było zabawne, ale słysząc to z ust 40 letniej kobiety, stojącej z ścierką  nad turlającym się po podłodze Michaelem Jacksonem wydawało się mega śmieszne.
- Dobrze, to ja państwu nie przeszkadzam- odparłam wymijając go.
- A ja, co?
- Idź do Zoo, tam są twoi krewniacy.
- Ej nie bądź złośliwa.
- Ja? Złośliwa? Ja mówię fakty- zaśmiał się i wstał.
- zapraszam do  jadalni obiad podano- mruknęła Rosa. Udaliśmy sie do jadalni. Usiadłam koło Michaela, na przeciw Janet. On oczywiście cały czas śmiał się pod nosem.
- Ogarnij się- mruknęła Janet. Po chwili ( długieeeeej chwili uspokoił się) i zaczął normalnie jeść.
- Długo się znacie?
- nie- rzucił Mike.
- Oh, a Rose będzie tutaj częściej?- Spytała z nadzieją Janet.
- Dlaczego?- Zapytał.
- Bo chciałabym się z nią zakolegować- mruknęła wesoło Janet.
- Na razie będzie tu mieszkać.
- Ee poprawię cię na razie musi tu mieszkać, gdyż nie chcesz mnie wypuścić- poprawiłam go.
- No wiesz, co? Nie chcę być sam. Przy tobie to, chociaż odnajduję, bratnią duszę. Jesteś moim krewniakiem.
- Nie jestem małpą.
- jesteś kapucynką.
- No i weź ty go zrozum- Mama Michaela i Janet zaśmiały się a Toya, pokręciła głową.
- jutro przyjeżdżają dzieciaki hymn?- Zagadnęła p. Katherine.
- tak i już nie mogę się doczekać.- Odparł. Zerknęłam na niego z ukosa, uśmiechał się łagodnie a gdy zorientował sie, że od dłuższej chwili patrzę się na niego spojrzał na mnie mrugając powiekami, wyglądając cholernie uroczo.
- Co mi się tak przyglądasz?- Szepnął.
- Nadal do mnie nie dociera, że istnieją jeszcze faceci, którzy przejmują się innymi, że nie myślą tylko i wyłącznie o sobie- wysypałam- Na mojej drodze cały czas stawał jakiś palant, zapatrzony w siebie niczym w obrazek, a tu nagle przez przypadek na mojej drodze staje osobnik, za którego miliardy ludzi dałoby się zabić. To jest niezwykłe- on słysząc to zarumienił się i spuścił głowę. Musiałam przyznać jedno cholernie słodki był, gdy się miotał. Udawał takiego silnego, lecz w środku był małym słodkim chłopczykiem- Nie dziwię, że miliony ludzi cię kocha, zasługujesz, na miłość i na kogoś, kto cię szczerze pokocha- mama Michaela słysząc to miała łzy w oczach, Janet uśmiechała się, Toya, z resztą też a Michael przyglądał mi się uważnie.
- Jesteś cudowna- wyszeptał w końcu.- Cieszę się, że cię spotkałem.
- To ja cieszę się, że spotkałam ciebie... A teraz zostawiam państwa i idę, pomóc Rosario- uśmiechałam się, wstałam i poszłam do kuchni. Rosa trzepnęła mnie szmatką, za to, że chciałam pomóc, ale po kilku minutach marudzenia, zgodziła się. Gdy było posprzątane, wyszłam na taras, i odetchnęłam świeżym powietrzem. Z jednej strony cieszyłam się, że napotkałam go na swojej drodze, ale z drugiej żałowałam. Znam go jeden dzień, a już przywiązałam się do niego. Trzeba pamiętać jedno, jak raz spotka się prawdziwego Michaela Jacksona, to ten z plakatów nie wystarcza. On jest niczym narkotyk. Po, mimo iż go dobrze nie znałam, czułam się tak bezpiecznie, i tak dobrze, wiedziałam, że z czasem będę chciałaby uczestniczył w moim życiu. W pewnym momencie poczułam ciepłą dłoń na ramieniu, odwróciłam się i zobaczyłam panią Katherine.
- Czyż Neverland nie jest cudny?- Zagadnęła.
- On jest niezwykły tak samo jak jego właściciel.
- Wiesz, Rose poznałam wiele dziewczyn, z którymi mój syn, albo się przyjaźnił albo spotykał, ale jeszcze żadna nie sprawiła, że mój syn, co chwila się śmiał, by wreście się otworzył. Nigdy tego nie widziałam. Albo jak uśmiechnął się do ciebie zawstydzony. Dawno nie widziałam Michaela takiego.- Rzuciła siadając na drewnianej ławce, na której leżał biały przytulny koc,- usiądź ze mną proszę. Nieśmiało usiadłam koło niej wtedy kontynuowała-, Gdy Michael zaczął dorastać, zamknął się w sobie.
- Dlaczego?
- W największym stopniu przez ojca, Joseph, zmienił się po urodzeniu dzieci. Prędzej był czułym, opiekuńczym oraz romantycznym facetem. 
- Ale nie rozumiem- spojrzałam na nią zdziwiona.
- Gdy Michael zaczął przechodzić, okres dorastania, to złapał go okropny trądzik, przez co nie chciał wychodzić, na dwór, unikał wszystkich a lustra w szczególności. Do tego Joseph mówił mu okropne rzeczy. Pamiętam dokładnie dzień, w którym Michael przyprowadził do naszego domu dziewczynę o pięknych czarnych włosach, i o niebieskich oczach. Od razu stracił dla niej głowę. Byli naprawdę szczęśliwi, chcieli nawet wsiąść ślub. Jednak okazało się, że Alice, bo tak się zwała dowiedziała się, że ma raka piersi. Musiała mieć operację, to była jedyna możliwość by przeżyła. Michael każdego dnia mówił jej jak bardzo ją kocha  nie zostawi z tego powodu, jednak ona była załamana. Trzy dni po operacji, połknęła dużo tabletek nasennych i podcięła sobie żyły. Nie dało jej się uratować. Michael popadł w depresję, też miał myśli samobójcze, gdy przyszła pora pogrzebu powiedział mi, że już nigdy się nie zakocha, że Alice wzięła jego całe serce ze sobą. I tak się stało, przez bardzo długie lata, był zamknięty w sobie. Spotykał się to z Tatum O'Neal, Brooke, i z Tatianą. Ona strasznie przypominała Alice, jednak Michael nie oddał się jej do końca, i skończyło się na czystej przyjaźni. Nigdy nie uśmiechał się szczerze no chyba, że na widok dzieci. Bardzo zamknął się w sobie i nie chciał pokazać, swojej prawdziwej twarzy...- Urwała.
- Przykro mi- wyszeptałam.
- Do dzisiaj- spojrzałam na nią zdziwiona.- Gdy patrzę teraz na niego przypominam sobie, jaki był z Ally. Dzięki tobie, znów wrócił ten dawny Michael. Dlatego chce ci podziękować.
- Ale nie ma, za co.
- Jest, mój syn znów się uśmiecha, a to jest cudowne- miała łzy w oczach ja też- Gdyby nie ty, Rose, obiecaj mi, że nigdy go nie zranisz.
- Nie mam zamiaru- mój głos po mału się załamywał.
- Dzięki tobie odzyskał radość życia.
- Proszę Pani, ale Michael zna mnie jeden dzień. Jestem przypadkową dziewczyną.
- Ale niezwykłą- dodała. Spuściłam głowę, a po moim policzku spłynęła samotna łza.- Widać, że wiele przeszłaś, i dogadujesz się z nim świetnie. Mam nadzieję, że nie stracisz nim kontaktu.
- Ale ja nawet nie wiem, kim dla siebie jesteśmy- bawiłam się rękawem mojego swetra. - Nie pasuje do jego światu. Pani Katherine słysząc to bardzo posmutniała.
- Zrobisz jak będziesz chciała.
- Mogę pani obiecać, że nie skrzywdzę go. tego jestem pewna- słysząc to znów się uśmiechnęła.
- Wierzę ci Rose... Wierzę



,, Jestem taki sam jak inni – kiedy się skaleczę krwawię..." ~ Michael Jackson.

8 komentarzy:

  1. O mamusiu! Się zaczytałam i nie zauwaźyłam, jak dojechałam do domu XD dlaczego kończysz w takim momencie?! Oni do siebie tak pasują <3 A jak Rose dogadała Brooke! Wow. Szalone rzeczy. Myślałam, że Brooke pęknie żyłka xD genialnie, mistrzowsko, najlepiej jak się da! No nie mam słów. Będę wiernie czekać na c.d. I poinformuj mnie o nim proszę na starszym blogu w zakładce jak zawsze ^^ życzę weny i oby dalej tak świetnie szło <333 podziwiam Cię
    Pozdrawiam
    ~Bunia ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedz, że w tej chwili nienawidzę Brooke z całego serca xD Cieszę się, że Rose jej nagadała, a Michael wreszcie przejrzał na oczy. Chciałabym widzieć złą Brooke w realu xD Czekam na nexta i życzę weny! :D Zapraszam też do siebie.
    http://whoisit1.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeej świetny rozdział ( chyba mogę już tak mówić ?). Rozwaliła mnie ta scena z Brooke, i moim zdaniem wypowiedź Rose (przynajmniej ja tak odbieram) miała głębsze znaczenie, bo przecież 3/4 jego potencjalnych 'przyjaciół' przyjaźniła się z nim jedynie dla sławy, popularności i właśnie jedną z nich była Brooke. A tak po za tym rozwaliła mnie ta akcja z turlającym się ze śmiechu Mike ... wyobrażam go sobie :D I taa rozmowa pani Katheriny z Rose ..nie no podziw, uwielbiam czytać twoje opowiadania bo one rozwalają psychicznie (w znaczeniu pozytywnym) Nooo życzę weeeny, bo teraz się przyda 3 opowiadania- szacunek. No i czekam na kolejne części 'Don't walk away' i 'Liberian Girl' .. Pozdrawiaaam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. *.* *.* *.*
    O MY GOD!
    Nie no, teraz nie wiem co napisać.
    Rozmowa Rose z Brooke...
    BOSKIE! <3 Tak jej nagadała, że normalnie... SZOK!
    Cudownie napisane.
    Chyba zacznę tworzyć listę Mistrzów Pisania, na której i ty się znajdziesz. OBOWIĄZKOWO! :)
    Masz talent, że ho ho ho :D
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Susie


    OdpowiedzUsuń
  5. *.* *.* *.*
    O MY GOD!
    Nie no, teraz nie wiem co napisać.
    Rozmowa Rose z Brooke...
    BOSKIE! <3 Tak jej nagadała, że normalnie... SZOK!
    Cudownie napisane.
    Chyba zacznę tworzyć listę Mistrzów Pisania, na której i ty się znajdziesz. OBOWIĄZKOWO! :)
    Masz talent, że ho ho ho :D
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Susie


    OdpowiedzUsuń
  6. Ooooo jaka dłuuuga ta notka xD
    Zagrywka między Brooke a Rose była mocna- wreszcie ktoś pokazał Michaelowi jak być asertywnym, biedak daje się wykorzystywać ;/
    A słowa Rose- słodkie i wruszajace- genialnie napisane
    Czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  7. Ugh, nic tu nie obiecam, bo nie mogę. Wiem, że nie dotrzymam słowa. Ale chciałabym powiedzieć, że przeczytam, że w końcu przeczytam. Lecz to dopiero jak ferie mi się skończą, bo podczas nich jestem kompletnie niezorganizowana. Najlepiej to bym tylko filmy z Melem Gibsonem oglądała do późna. XD Nic. Naprawdę nie chce mi się czegokolwiek robić. Dlatego przepraszam, bo zainteresowana jestem już od dawna, a nic z tym nie robię.
    I miałam oglądać Wichry Namiętności, a znów wpadnie mi Gibson z Tequila Sunrise, cholera... To uzależnienie. XD
    Więc widzimy się już niedługo, bo w poniedziałek ruszam do szkoły i włączam mózg, tutu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak w ogóle to będę Ci tu spamować. XD
      Zauważyłam, że jestem w Twojej liście blogów, za co Ci bardzo dziękuję! ♥ Naprawdę.
      I dziwnie się czuję, kiedy czytam 'jak będziecie chciały'. XD Jestem po prostu nieprzyzwyczajona do zwrotu w rodzaju żeńskim, bo ja sama zwracam się w męskim i większość też. A to dosyć zabawne, bo nikt z komentujących mojego bloga nie jest mężczyzną, więc może ja też się przerzucę na rodzaj żeński? XD
      Byłam już w bohaterach i chyba... Brak mi przyjaciół, bo jestem tu u Ciebie i wypisuję Ci głupoty. XD W ogóle jestem jakaś nienormalna i dziwna, nie uważasz? XD
      Jeśli chodzi właśnie o tych bohaterów, to skomentowałam ich. Ale nie tych, tylko tych drugich, dla jasności. Właśnie, nie wiem czy dam radę z dwoma, ale się zobaczy.
      A teraz idę z powrotem marudzić, że chcę obejrzeć Wichry Namiętności z Pittem, a nie film z Gibsonem. Ale wiesz, ja mogę te Wichry obejrzeć, tylko że sama się katuje. XD Bo nie mogę odmówić Melowi, ma ten urok. XD Lepiej już pójdę. XD
      Pozdrawiam Cię serdecznie i do zobaczenia.

      Usuń