poniedziałek, 2 marca 2015

Don't Walk Away 4

Hej na początku chciałbym, powiedzieć, że notka Liberian Girl pojawi sie w sobotę, a co do bloga Another Story muszę spobie zrobić małą przerwę, chce by kolejna notka była bardzo długa, i jakoś się składała, a nie. Więc jak cos to jeszcze dam znać kiedy pojawi się tam nowa, a na razie zapraszam na nową Don't Walk Away.




- Tu się schowałyście- na taras wszedł uśmiechnięty Michael- Mam nadzieję, że nie nagadałaś nic Rose na mój temat, co ją do mnie zniechęci-dodał, opierając się o balustradę plecami.
- Jaaaa? Nie no coś ty- rzuciła, na co zachichotałam. Michael spojrzał wzrokiem typu, Na serio. Gorzej niż z dzieckiem".- Hej.
- No, co- wzruszył ramionami zerkając na mnie- Nie chciałbym stracić takiej osoby jak Rose- patrzył wprost moich oczu, przez co zawstydziłam sie nieco.
- Ja też bym nie chciałabyś stracił- wyszeptała wesoło. " Ludzie przestańcie"- błagałam w myślach.- Do końca życia będziesz miał mi za złe, tamtą dziewczynę?- Zapytała. Usłyszałam jak Michael głośno wzdycha, więc popatrzyłam na niego.
- Dziwisz mi się. - Rzucił.
- Michael nie wiem, o co chodzi, ale zapewniam Cię, że twoja mama chce najlepiej dla ciebie- wtrąciłam.
- Oooo- rzuciła, na co Michael zachichotał.
- Ach ta damska solidarność- pokręcił głową.
- Ja ci dam damska solidarność- wystawiłam mu język.- Ty, ty..
- no, co?- Uśmiechnął się szeroko.

- Niech cię szlag!- Zachichotał, i przygryzł wargę. Był uroczy, gdy to robił.
- Mamo możesz zostawić nas na chwilę samych?- Spytał. Mama Michaela pokiwała głową i wyszła. A on powoli do mnie podszedł.
- Co pan knuje, hymn?- Zapytałam zakładając nogę na nogę.
- Nic.
- Wcale.
- No wcale, po prostu chciałem ci podziękować- odparł. Spojrzałam na niego zaskoczona, więc dodał- Za to, że no wiesz, pomogłaś mi przejrzeć na oczy.
- Na długo?- Spytałam, a on spuścił głowę- Wiedziałam. Tylko wyjadę a ty znów jej na to pozwolisz- dodałam.- Dlaczego ty na to pozwalasz?
- Rose jestem do tego przyzwyczajony. Przez całe moje życie, ludzie udawali moich przyjaciół a tak na prawdę chodziło tylko o jakieś kontakty czy o kasę. Jestem po prostu przyzwyczajony- odparł smutno.
- Michael, skoro przez całe życie, pozwalałeś na to to...
- Nie chce narzekać i- wtrącił.
- Ale masz prawo! Jesteś tylko i wyłącznie człowiekiem. No może jesteś mistrzem w tworzeniu takich tekstów czy tańczeniu, ale to nie oznacza, że jesteś maszyną. Masz prawo do okazywania swoich uczuć tak jak mają na to prawo pozostali ludzie. To, że jesteś sławny nie powinno skreślać, tego, że niby nie możesz narzekać albo mówić tego, co czujesz. Nie mówię, żebyś zachowywał się jak arogancki dupek, bo oberwałbyś ode mnie, ale nie pozwalaj innym na to. Nie zasługujesz, na takie rzeczowe traktowanie. Dlatego nigdy nie będę chciała być sławna- wyszeptałam.
- Wiesz, 3/4 społeczeństwa, z jakim się zadaje przyjaźnią się ze mną tylko dla sławy- szepnął.- Nigdy nie spotkam kobiety, która mnie szczerze pokocha.
- No właśnie, Michael spójrz na mnie- wzięłam jego ręce w swoje i spojrzałam w tą parę pięknych oczu. - Kiedyś spotkasz jakąś cudowną kobietę, która będzie kochać cię za to, jaki jesteś, będziecie mieć dzieci i wszystko się ułoży- dotknął mojego policzka, lecz milczał- Będziecie cudowną rodziną, będziecie szczęśliwi- i on i ja mieliśmy łzy w oczach- Może jak kiedyś będziesz miał córeczkę lub syna będzie miał twoje oczy. 
- Myślisz.
- Taa.. Lepiej, żeby miało oczy i wygląd po tobie niż charakter- wybuchliśmy niepohamowanym atakiem śmiechu.
- Dziękuje Rose- pocałował mnie w policzek- Bardzo ci dziękuje- dodał.
- Nie dziękuj- speszyłam się. Cały czas patrzyliśmy się w swoje oczy. Teraz zgodzę się z innymi osobami był odurzający i czarujący. " I on nie miał by nie mieć kobiety"- prysnełam w myślach.
- Nie przeszkadzam- na taras wróciła mama Michaela tym razem z Janet.
- Nie- rzuciliśmy i oderwaliśmy się od siebie. Michael chciał coś dodać, ale zadzwonił do niego telefon. Wyciągnął go z kieszeni i mruknął:
- Madonna? Poczekaj chwilę.. Za chwilkę wracam- zwrócił się do mnie. Pokiwałam głową i odwróciłam wzrok. Już wiedziałam, dlaczego mówiło się, że na złamane serce dobra jest nowa miłość.
- ładnie razem wyglądacie- odparła pani Katherine, słysząc to strasznie poczerwieniałam i zrobiło mi się duszno- wszystko w porządku.
- Taaaaaaak- przeciągnęłam.
- w jak najlepszym- zaćkierkała Janet, na co zachichotałam- Ciekawe, czego chce od niego Madonna?
- Może chce sie z nim umówić.
- Lepiej, żeby tak nie było- odparła.
- Czemu?
- Madonna to żmija, nie można jej zaufać. Do tego jest zobczona, ludzie nie wyobrażam sobie jej i mojego brata- wzdrygnęła się, na co zachichotałam.
- No wiesz, Jan na złamane serce dobra jest nowa miłość.
- Ty mnie nawet nie wkurzaj.
- Serce nie sługa nim się obejrzysz a zostaniesz ciocią słodkich małych dzieciaków.- Chichotałam, na co Janet spiorunowała mnie wzrokiem.
- Niech tylko spróbuje, a go własno ręcznie ukatrupię.
- Kogo?- Wkroczył z telefonem na taras.
- Nie waż robić sobie z nią dzieci?
- C-co?- Zająkał się zaskoczony.
- Oh nie mów, co nie waż sie robić z nią dzieci zabraniam ci-waliłam pięścią w moje kolano wyjąc z śmiechu. To wyglądało komicznie.
- Ale, z kim?
- No kurde, z kim, no z Madonną- warknęła.
- Bleee- wzdrygnął się, na co jeszcze głośniej sie zaśmiałam.- Jak mogłaś pomyśleć, że my?.. blee.
- Dobrana z was była by parka- rzuciłam.
- Ja ci tam ty mała intrygantko- podszedł do mnie i zaczął łaskotać.
- Mi..Michael...Prze..przes...Przestań.. No już..
- pocierp teraz za to, co powiedziałaś.
- Byłam grzeczna.
- A ja jestem Tom Cruise..
- O to jesteś mega przystojny- przestał na chwilę.
- Podoba ci się?- Spytał unosząc wysoko jedną brew.
- A komu by się nie podobał.
- Zgadzam się- rzuciła Janet spojrzał na swoja matkę, która przytaknęła.
- Co wy w nim widzicie- odsunął sie i usiadł po turecku.
- Jest słodki, utalentowany...
-a ja?
- a co jesteś zazdrosny- poruszyłam chytrze brwiami, spłonął rumieńcem i wydukał.
- Pytania nie było.
Słysząc to zaśmiałam się iście diabelsko, na co spojrzał na mnie zdziwiony.
- Obudziłem diablicę.
- hehehehe.
- O zlituj się sie nade mną i nic mi nie rób..
- Jak będziesz grzeczny- uśmiechnełam się- to, czemu by nie- dodałam przygryzajac wargę, na co uśmiechnął się szeroko.
- Nie wiem czy nie zaryzykować.
- Oh Jackson to zależy tylko i wyłącznie od ciebie- wyszeptałam- A gdzie La Toya?
- Pojechała po jakieś ubrania dla ciebie- wymamrotał.
- CO?
- No, bo zostajesz, tu no i poprosiłem ją by pojechała do centrum kupić ci kilka rzeczy.
- Nie zgadzam sie, nie będziesz wydać na mnie pieniędzy i wysyłać biedną Toyię do sklepu.
- Wiesz Rose sklepy to żywią La Toyi- wtrąciła Janet.
- trudno, nie chce żadnych rzeczy- warknęłam i wyszłam z tarasu.
- Nie bądź uparta.
- Właśnie, że będę!
- Rose w czymś musisz, spać i chodzić na codzień, no chyba, że wolisz chodzić nago- rzucił.
- w twoich snach..
- Rose.
- Nie chce byś wydawał na mnie pieniądze- usiadłam na sofie podkulając nogi- Ja lubię cie o tak, nie dla kasy.
- Wiem..- Pogłaskał mnie po policzku- to znaczy, że mnie lubisz?
- Nom.
- A jestem przystojniejszy od Toma, Cruisa?- Słysząc to wybuchłam niepohamowanym atakiem śmiechu, nie ma, co jest zazdrosny. No sam Michael Jackson jest zazdrosny, o mnie?! Boże, to naprawdę koniec świata.  Pokiwałam głową, na co usłyszałam ciche " Yeah" i zachichotałam.- O ile.
- Tysiąc razy.
- Jupiii- zaklaskał w dłonie.
- Zazdrośnik- mruknęłam pod nosem.
- Mówiłaś coś- spojrzał na mnie rozbrajając mnie.
- Nie- pokręciłam z uśmiechem głową- Nic nie mówiłam.
- Jej powiedziałaś, że jestem przystojniejszy- powtórzył.
- No już nie zachowuj sie jak paw.
- Ja? Jak paw? Nie...
- Na pewno- zadrwiłam.
- Co nie wierzysz mi?
- Panie wielki, niech pan nie zaczyna okej- mruknęłam.
- Jestem dla ciebie wielki?- Poruszył zabawnie brwiami.
- Może, kto to wie.
- Ty.
- I tak ci nie powiem, więc spadaj.
- Nie..
- Ach- opadłam bezsilnie na łóżko. On siedząc przy szafce widząc moją bezradną minę uśmiechnął się, po czym zaśmiał sie głośno.- Rozwalasz mój system.
- Wiem- wyszczerzył się.
- chociaż tyle dobrze- do pokoju weszły p. Katherine i Janet.
- My sie przy was nachodzimy- zachichotała mama MJ.
- No widzisz Michael zajmij sie swoimi gośćmi, a mi daj żyć.
- Nie- zaśmiał się chytrze.
- Boże- wypuściłam powietrze z świtem.
- Co wam tak wesoło?- Z nikąd pojawiła się Rosario.- Jeszcze nigdy wie widziałam, by Michael tyle razy się uśmiechał.
- To Rose tak dobrze na mnie wpływa. Dzięki niej będę długo żył.
- Ale będziesz miał pełno zmarszczek- wtrąciłam, siadając po turecku.
- Już mam.
- No tak zapomniałam, że za niedługo stuknie ci setka.
- Rose.. Mogę do ciebie mówić kruszynko, albo księżniczko lub dziewczynko?
- Boże, jakie zachcianki jak chcesz, to okej.
- No to będziesz moją małą księżniczką- wyszeptał spoglądając na mnie z ukosa.
- Okej...
                                                                      ***
Dzień u boku Michaela szybko leciał, nim sie obejrzałam a był już wieczór. Z powodu jak było ciemno Michael zaproponowałby jego siostry i mama, zostały na noc, po długich namowach zgodziły się. Podczas gdy one szykowały sie do spania, ja usiadłam obok Michaela przy kominku słuchając jego melodyjnego głosu, podczas czytania przez niego książkę. Czas na chwile stanął, było tak miło i co chwila uśmiechaliśmy się do siebie, a gdy Michael skończył rzuciłam:
- Szkoda, że tak sie skończyła.
- Czasem tak jest- odparł i odłożył książkę.
- szkoda- przeciągnęłam się i ziewnęłam.
- Komuś sie oczka kleją- zachichotał.
- Nie, prawda- szczerze nie wiem, jakim cudem jeszcze odpowiadałam skoro miałam zamknięte oczy. Nagle poczułam jak moje ciało odrywa się od podłoża i sie unosi, otworzyłam oczy i spojrzałam na uśmiechniętego Michaela- Hej postaw mnie.
- Ledwo, co odpowiadasz, nie dasz rady dojść, sama
- Dam.
- Jesteś wykończona, musisz odpocząć.
- Ale mam swoje nogi- zaplotłam palce wokół jego szyi- Masz ładne perfumy.
- I zaczęłaś bredzić- nie wiem, po co to powiedział, ale oberwał za to delikatnie w nos.- Już nic nie mówię.
- No i dobrze-wtuliłam sie w niego.
- Wygodnie ci?
- O tak.
- To może położę cię koło siebie.
- Chciałbyś- mruknęłam w jego koszulę.
- Hehehe.- Poczułam jak kładzie mnie, po czym siada obok.- Chciałabyś kąpiel czy uśniesz w wannie?
- Nie usnę i o ile to nie problem, to kąpiel miła by teraz była- spojrzałam na Michaela wgapiającego sie we mnie, po czym zerwał sie nagle i poszedł do łazienki
Po chwili wrócił i odparł, że mogę już iść, i dał mi piżamę. Rzucił jeszcze dobranoc i wyszedł. Przeciągnęłam się jeszcze raz i ruszyłam w kierunku łazienki, gdzie unosił się piękny zapach kwiatów, wciągnęłam go i uśmiechnęłam sie do siebie szeroko.
                                                                    ***
Po skończonej kąpieli, która ożywiła mnie, nieco, ubrałam piżamę i wróciłam do pokoju. Na łóżku leżała, mała karteczka. Podeszłam do łóżka i wzięłam kartkę w obydwie dłonie.

"Droga Rose.
Jakbyś czegoś potrzebowała to jestem zawsze do twojej usługi. Będę u siebie w sypialni.
Jeszcze raz dobranoc.
Michael."

Uśmiechałam się sie do siebie, był uroczy i taki opiekuńczy, cały czas zastawiałam sie jak Brooke może go tak traktować. To nie do pomyślenia. Nagle usłyszałam grzmot, gdzieś koło Nibylandii, i włosy stanęły mi dęba, i zadrżałam. Podbiegłam do okna, i spojrzałam przez nie, z ogromnym niepokojem odkryłam, że niebo jest strasznie pochmurne i od czasu do czasu grzmi.,, Tylko nie płacz Rose"- rozkazałam sobie. Od dziecka się bałam burzy, lecz wtedy mogłam pobiec do taty, który zawsze mnie uspokajał, jednak po jego śmierci lęk, się nasilił. I było jeszcze gorzej, postanowiłam jednak nie panikować, wsunęłam sie pod ciepłą kołdrę i przykryłam po same uszy. Znów usłyszałam grzmot, i zaczęłam mimowolnie płakać, nie wytrzymałam. Rzuciłam kołdrę na bok, i wstałam. Szybko wybiegłam na korytarz pierwsza myśl, jaka pojawiła się w mojej głowie to Michael. Szłam powoli, rozglądając się dokoła. Korytarz, który za dnia wyglądał niesamowicie, budził teraz grozę. W końcu na końcu korytarza, zobaczyłam duże podwójne drzwi. Zapukałam, ale nikt nie odpowiadał, więc uchyliłam delikatnie drzwi i zajrzałam do środka, wszędzie panował mrok. Mój wzrok powędrował, na ogromne łóżko z baldachimem, na którym leżał Michael ubrany tak jak za dnia, "pewnie zasnął tak jak padł pomyślałam. Podeszłam do niego i uklęknęłam koło łóżka.
Michael wyglądał strasznie niewinnie przez sen, przez co było żal mi go budzić, no, ale trudno. Słysząc kolejne grzmoty, zaczęłam szlochać.
- Michael-potrząsnęłam jego ramieniem- Michael.
Otworzył zaspane oczy i spojrzał na mnie.
- Rose, co się stało- przetarł zaspane oczy- Płakałaś- stwierdził.
- Przytul.
- Chodź- przyciągnął mnie do siebie i otulił swoimi dużymi ramionami. Głaskał mnie po włosach i starał się uspokoić.- Boisz się sie burzy?
Pokiwałam głową i jeszcze bardziej sie w niego wtuliłam, słyszałam to miarowe rytmiczne teraz bijące w normalnym tempie serce, które uspokajało mnie.
- Nie bawi cię to?
- Nie.. Każdy ma prawo by się czegoś bać.
- Ty się nie boisz- wytarłam mokre policzki.
- Boje sie wielu rzeczy- wyszeptał- Postaraj się sie zasnąć, będę cały czas obok.
- Obiecujesz?
- Na własne życie...
                                                               ***
Następnego dnia obudziłam się wyjątkowo dobrze wyspana. Leżałam wtulona w Michaela, podczas gdy on bawił sie moimi włosami. Widząc, że sie obudziłam, uśmiechnął się szeroko i rzucił:
- Witaj księżniczko.
- Cześć Piotrusiu- wyszeptała, wtulając się w niego jeszcze bardziej.- Jak sie spało?
- Dobrze a tobie?
- Wyśmienicie- przeturlałam się-, o której będą dzieciaki?
- po 13.
- No to pora wstawać- mruknęłam.
- Pora wstawać- zaśmiał się.
- Czyli aż takim dużym leniuchem nie jesteś?
- A mam być?- Zachichotał chytrze.
- tylko spróbuj- mruknęłam. Zeszliśmy na dół, gdzie przy stole siedziały dziewczyny oraz mama MJ.
- Dzień dobry- przywitałam się.
- Witajcie- uśmiechnęła się do nas miło.- Jak sie spało?
- Dobrze..
- To się cieszę, no Mickey to my już uciekamy- rzuciła Janet.
- Już?
- Nom, masz Rose, to miłego dnia.
Pożegnałam się z jego mamą i siostrami, i usiadłam przy stole, podczas gdy on je odprowadził.
- Już jestem- usiadł koło mnie.
- Dziękuje- rzuciłam nagle.
-Za co?- Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Za to, że mnie nie wyśmiałeś, tylko zrozumiałeś.

- Nie masz mi, za co dziękować- uśmiechnął się sie do mnie. Przez resztę śniadania nie odzywaliśmy się, do siebie, a gdy w końcu przyjechały dzieci, nie odstępowały go na krok. Czułam się trochę nie swojo, lecz dzieci szybko wciągnęły mnie w wir zabawy, i tak oto znów spędziłam pełny dzień wrażeń, w krainie, gdzie wszystko jest możliwe, gdzie można, być sobą, i gdzie nigdy sie nie dorasta.





"Bądź moją Wendy, kochanie. Ja będę twoim Piotrusiem Panem 
Razem możemy uciec tam gdzie jest Nibylandia"

7 komentarzy:

  1. Magda się wita! Mam pytanko dlaczego nie poinfrmowałeś mnie o nowym rozdziale co? Ach dobra nie ważne, cud, miód. Rozdział słodki i śmieszny, Rose i Michael do siebie strasznie pasują. Mam nadzieję, że w końcu ich połączysz co?
    No to nie zostaje mi nic innego jak czekac na kolejną.
    Pozdrawiam. Magda

    OdpowiedzUsuń
  2. Om nom nom. Słodkości, słodkości. To było takie słodkie jak Rose poszła przytyć się do Michaela <33 oby więcej takich momentów. Kocham twoje blogi. Kocham, uwielbiam, maniaczę, i się na nich wzoruję. Mistrzowsko napisany. Po tym jakże okropnym dniu w szkole (nie, nie przesadzam) ten rozdział to wybawienie, żebym nie zaczęła płakać z nerwów ;_; Podsumowując rozdział wyszedł genialnie. Życzę weny i następnych tak świetnych notek
    Pozdrawiam
    ~Bunia ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmm <3
    To chyba mój ulubiony poniedziałek xDD
    Tak wspaniała notka, że aż w szkole nie umiałam wytrzymać.
    Kłaniam się nisko, o mistrzu! :D
    Podoba mi się najbardziej moment, kiedy Rose prosi Michaela aby ją przytulił.
    To takie urocze <3
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Susie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Heeej :)
    Przepraszam, że dopiero teraz, ale rozdział przeczytałam dziś na Fizyce (xD) i stwierdziłam, że komentarz dodam w domu na spokojnie.
    To tak. Rozdział jak zwykle cudny.. Jeej czy ja Ci mówiłam kiedyś, że świetnie piszesz? No To ci mówię. Jeej jaki Mikuś jest szalony :). Totalny z niego zazdrośnik... ten Tom XD padłam :) "Nie waż robić sobie z nią dzieci" haha myślałam, że par-schnę śmiechem za Fizyce, ale się powstrzymałam wyobrażam sobie ich małe potworki: z przerwą między zębami i z czarnymi lokami. Nie, ale tak po za tym rozdział jak zwykle czudowny :* Nie mogę się doczekać kolejnej notki .. ŻYCZĘ DUŻOO WENYY :) I POZDRAWIAM :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam do mnie na kolejny rozdział She Drives Me Wild :)

    OdpowiedzUsuń
  6. "a co jesteś zazdrosny- poruszyłam chytrze brwiami, spłonął rumieńcem i wydukał.

    - Pytania nie było."
    Mój ulubiony fragment
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj! ;)
    Przepraszam, za małe opóźnienia w komentowaniu, ale ostanio nie miałam czasu, aby wpaść i pozostawić po sobie jakiś ślad, ale już się poprawiam. :D
    Notka jest bardzo urocza i zabawna! Jestem zauroczona tą historią. Rose jest świetna, uwielbiam jej teksty i riposty. Widać, że Michael przy niej rozkwita. Nie mogę się doczekać, kiedy zacznie się pomiędzy nimi iskrzyć, gdyż naprawdę do siebie pasują.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny na trzy opowiadania
    K@te :)
    P.S. Czekam rownież z utęsknieniem na kolejną część na Another Story i Liberian Girl. Mam nadzieję, że niedługo się pojawią. ;)

    OdpowiedzUsuń