P.S Skoro dziś dzień zakochanych to pod notką pt " Liberian Girl" jest także notka specialna. Pozdrawiam. Mickey
Wstęp do czwartej części:
Po rozmowie z Lisą, całą noc przepłakałam.
Jednak około 1 usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach. Przymknęłam powieki i nasłuchwiałam.
Po chwili drzwi z mojej sypialnie się otworzyły. Usłyszałam cichy chichot, zaś
następnie ktoś do mnie podszedł i usiadł, na skraju łóżka.
- Oh Angie, co ja bym bez ciebie zrobił-
to był Michael. Serce mi krwawiło, gdy słyszałam jego głos. Ręką dotknął mojego
policzka, i pogłaskał, go. Byłam ciekawa, co zrobi dalej. Nachylił sie i
pocałował mnie w czoło, potem zaś wstał i skierował sie chyba w stronę drzwi
nie wiem, gdzie, bo mam zamknięte oczy.- Ty jedyna mnie rozumiesz.- Dodał i
zamknął drzwi, a ja otworzyłam oczy. Bałam się jak to teraz będzie. Będziemy
mieszkać, pod jednym dachem, a ja nawet nie będę mogła się do niego uśmiechnąć.
Miałam nie płakać, a to robię. Muszę raz na zawsze sie zmienić, dla mojego
dobra... Dla jego dobra.
Rozdział 4
Nie musze mówić, że całą noc nie
spałam, tylko płakałam i rozmyślałam nad tym jak teraz będzie wyglądać, moje
życie. Odkryłam kołdrę, i spuściłam nogi z łóżka. I po prostu siedziałam,
najchętniej zostałam bym w pokoju, ale ja tu pracowałam a nie sie obijałam.
Wstałam i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam czarne rurki, białą koszulę i szary
sweterek. Z ubraniami poszłam do łazienki, Przemyłam twarz, by zimna, woda wreście,
mnie orzeźwiła. Ściągnęłam, piżamę i się ubrałam. Poczesałam moje długie
brązowe włosy, które od nie dawna same zaczęły sie falować, i postanowiłam mieć
rozpuszczone. Nałożyłam delikatny makijaż, by nie było widać, jaką bladą mam
cerę. No i musiałam jakoś ukryć, te cienie pod oczami. Wyglądałam jak upiór.
Nałożyłam srebrny wisiorek, i gotowa. Po cichu otworzyłam drzwi, i zeszłam na
dół, gdzie było jak makiem zasiał. Weszłam do kuchni i zobaczyłam zapłakaną
Tiff.
- Tiff, wszystko w porządku?- Spytałam
ręką dotykając jej dłoni.
- Nic nie jest okej, Angie moja mała
córka, jest nie uleczalnie chora. I umrze- wybuchła, płaczem. Przytuliłam ja do
siebie, i wyszeptałam.
- Ciśśśś. Wszystko będzie okej zobaczysz- starałam
się podnieść ja na duchu.
- Dziękuje Angie na tobie da się polegać-
wyszeptała.
- Na tobie, też, już nie płacz, twoja
córeczka by tego nie chciała- wysłałam jej szczery uśmiech.
- Masz rację, muszę wziąć się w garść...A
Angie?
- Tak?
- Nie wspominaj nic Michaelowi okej?-
Poprosiła.
- Okej, na mnie możesz liczyć- przytuliła
mnie do siebie i rzuciła.
- Dziękuje.
- Dzień dobry- w kuchni pojawił się sie
Michael, uśmiechając się szeroko. Ubrany w czerwoną piżamę. Tiffani posłała mu
ładny uśmiech, a ja odwróciłam głowę.- Ależ ja sie dziś wyspałem się. Pierwszy
raz od...Od dawna- rzucił radośnie- Hej Angie- pocałował mnie w policzek a mnie
zatkało. Tiff wysłała mi oczko i wróciła do przygotowania śniadania.- Ślicznie
wyglądasz, idealnie, na urodziny.
- Urodziny czyje?- Spytałam wesoło.
- Mój bratanek Taj, syn Tito- oświadczył siadając
na krzesełku.
- Ale co ja mam z tym wspólnego?
- Z tym, że jedziesz tam z nami.
- To nie jest najlepszy pomysł-
wyszeptałam.
- Dlaczego? Chcę, abyś poznała moich
bliskich, z resztą Riley nie da ci żyć- zaśmiał się sie opierając o rękę.
- A Lisa?
- Z samego rana pojechała do swojej
przyjaciółki. Podobno ma depresję, i musi jej pomóc- powiedział, smutno.
- To już wiem, czemu wyspałeś się. Nie ma
to jak sie rozwalić na całe łóżko- uśmiech sam cisnął mi sie na usta i co ja
poradzę. Michael wybuchł śmiechem i pokiwał głową.
- Angie!- W kuchni pojawił się sie Wayne.
- Tak?
- Jakiś telefon do ciebie- podał mi
telefon. Rzuciłam nieśmiałe:
- Halo.
- Ty dziwko gdzieś ty jest!?- To był
Danny.
- Nie twój interes-mruknełam.
- Masz godzinę by wrócić, do domu, bo inaczej-
zagroził.
-, bo inaczej co?!- Wykrzyknęłam przez
łzy.
- Pożałujesz- usłyszałam dźwięk
przerwanego połączenia. Starałam się by się nie rozpłakać, lecz i tak to nic
nie dało.
- Angie- poczułam dłoń Michaela na
policzku.
- Muszę cos załatwić. Raz na zawsze-
odparłam. Postanowiłam się z nim spotkać.
- Angie nigdzie nie idziesz.
- Michael... Muszę. On coś zrobi mamie-
nie wytrzymałam. Michael bez słowa do mnie podszedł i pogłaskał po głowie, przytulając
mnie do siebie.
- Chodź, na taras- wyszeptał mi do ucha.
- A śniadanie?- Spytała Tiff.
- Zaraz wrócimy- odparł. Poszliśmy razem
na taras. Posadził mnie sobie na kolana.
- Opowiedz mi, co sie stało- dodał.
- Danny... On nie jest jak każdy ojczym.
Gdy miałam 8 lat, umarł mój tato Michael Castello, został brutalnie
zamordowany. Mama, popadła w depresję. Wyprowadziliśmy się z Nowego Jorku,
gdzie mieszkaliśmy, i przeprowadziliśmy tutaj, do Los Angeles. Myślałam, że
będzie lepiej, ale było jeszcze gorzej, całe dnie płakała, nie chciała jeść, i
nic ją nie obchodziło. W tamtym okresie opiekował się mną mój brat Daryl,
niestety po 18 roku, życia znikł, i nikt go nie widział do dzisiaj. Miałam
wtedy 14 lat. I stało sie coś, czego bym się nigdy nie spodziewała z dnia
na dzień oznajmiła, że sie zakochała i chce mnie z kimś zapoznać. Zgodziłam,
się, nie wiedziałam, że przez to moje życie zmieni się w piekło. Następnego
dnia urządziła kolację. Nazywał się Danny, był bardzo przystojny, ale
traktowałam go jak znajomego. Mama, znów się uśmiechała i wróciła so świata
show-biznesu, a mnie zostawiła z nim. Na początku, było wszystko okej- wierzchołkiem
dłoni wytarłam łzę.
- Jak nie chcesz to nie mów.
- Na początku był miły, miał tą samą pasje,
co ja, taniec, muzykę i plastykę. Po kilku miesiącach, wzięli ślub. Wtedy to
się zaczęło. Gdy mama wychodziła wyzywał mnie i upokarzał, przy swoich kumplach,
skończył z pracą a mnie chciał zrobić, jako kurę domową. Nie udało mu to sie,
bo chodziłam do szkoły, więc wyżywał się nade mną. W szkole próbowałam ukryć
siniaki, niestety pewnego dnia, moja nauczycielka, zauważyła dużego siniaka na
brzuchy i na plecach, oraz wezwała mamę. Ona nie mogła w to uwierzyć, po
szkole, wróciłyśmy do domu, bałam się sie, co dalej, lecz mama zapewniła mnie, że
wszystko będzie okej. Późnym wieczorem wrócił ja byłam u siebie, ale słyszałam
jak sie kłócą, w pewnym momencie, on wszedł do pokoju, i szarpiąc mnie za
włosy, rzucił na ścianę- przerwałam nabierając do płuc powietrza- Mama,
przerażona mówiła, że wezwie pogotowie, lecz wtedy on ją pobił. Zaczęła się go
bać, a gdy chciała iść, na policję, pobił ja do tego stopnia, że trafiła do szpitala,
a ja musiałam zostać z nim sam na sam. Wiedziałam, że mi nie odpuści. Ale nie spodziewałam
się sie, że on zrobi mi takie coś.. Wszedł do mojego pokoju i rzucił się na
mnie...Chciałam mu się wyrwać, ale nie udało mi się....Walnął mnie z całej
siły, i wtedy straciłam przytomność. Obudziłam sie przywiązana do łóżka i...- Przyłożył
mi palec do ust.
- Nic nie mów chodź- przytulił mnie a ja
po prostu wybuchłam płaczem.- Czułam się okropnie, nienawidziłam swojego ciała,
pewnego dnia spacerując po polanie usłyszałam, odgłos pociągu i odkryłam, że
poblisku są tory.. Nie chciałam wtedy żyć. Nie myślałam, stanęłam na nich i
czekałam na pociąg...
- To byłaś ty?- Spytał załamany.
- Pokiwałam głowę, gdyby nie ty zapewne
nie było by mnie- wyszeptałam. Tak to prawda, w 1983 chciałam żeby mnie pociąg
przejechał. Lecz wtedy pojawił się Michael.
- Wiedziałem, że skądś Cię znam-
oświadczył- Przez te wszystkie lata szukałem Cię, ale zaszyłaś się i... A teraz
znów mogę cię zobaczyć- przytulił mnie.- Ale dlaczego miałaś wtedy inne
nazwisko?
- Mama postanowiłabym miała jego nazwisko,
jednak po mojej 18 musiałam zmienić, na moje panieńskie nazwisko. Brzydziłam
sie nim, jego imieniem i nazwiskiem- odparłam. W roku '83, poznaliśmy sie z
Michaelem, chciał mi pomóc, lecz mu na to nie pozwoliłam. Na ten tydzień zabrał
mnie do siebie, potem uciekłam, zostawiając tylko list, z podziękowaniami.-
Przepraszam, że uciekłam.
- Angie tak strasznie się o ciebie bałem.
Myślałem, że oszaleje- wyznał.
- Jesteś zły?- Spytałam przez łzy.
Spojrzał mi w oczy, i pokręcił przecząco głową.
- Po prostu nie rozumiem, dlaczego uciekłaś.
- Nie chciałam niczyjej litości...
- Nie robiłem tego z litości- wtrącił.
- Wtedy tak myślałam.
- Gdzie mieszkałaś?- Spytał, wycierając
pojedynczą łzę, z swojego policzka.
- U Annie. Ona wiedziała o wszystkim, mama
do dziś nie wie, że on mnie... Nic nie wie, wie tylko o biciu.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ona nadal
z nim jest.
- Niestety tak.
- Przez ten cały czas musiałaś mieszkać, z
tym bydlakiem pod jednym dachem?- Warknął- Niech ja go tylko spotkam.
- Nienawidzisz mnie?
- Co? Nie, jesteś dla mnie bardzo ważna,
wiedziałem, że skądś Cie kojarzę. Ale za cholerę nie potrafiłem sobie przypomnieć,
skąd, a teraz znów jesteś. Jedyna osoba, która mnie rozumiała- szepnął- Nigdy
już nie uciekaj.
- Nie ucieknę, zapewne jak Lisa, sie o tym
dowie się, będzie kazała mi sie trzymać, z daleka od małej, a ja naprawdę chce
dla niej dobrze. Bardzo sie z nią zżyłam się.
- Nic nie powie, bo nic się nie dowie. To
tylko i wyłącznie nasz sekret- powiedział i pocałował mnie w policzek.- Wracajmy,
bo Tiff, nas zabije.
- Ta..Michael?
- Tak?
- Nie nic- wstałam i weszłam z nim razem
do kuchni. I Co teraz, przecież, nie powiem mu o mojej rozmowie z Lisą, znów
sie pokłócą i to tylko i wyłącznie przeze mnie.
Gdy weszliśmy do jadalni Riley, była cala
brudna, z Nutelli, a Ben kończył bułkę, będąc cały ubrudzony.
- Dzieci, czy wy potraficie, zjeść, i sie
nie wybrudzić?- Spytała Tiff- Litości.
Zaśmialiśmy się, wtedy Tiff, nas
zobaczyła. Wiedziałam, że mogę polegać, na Tiff, ale nie mogłam jej wyznać,
prawdy. Michaelowi też nie powiedziałam całej prawdy. O mnie i o Leonie.-
Wreście przyszliście, Jedzie, bo za nim dojedziecie, to minie godzina...
Michael boże za nie długo macie wyjeżdżać, a ty paradujesz w piżamie?
- Ciesz sie, że nie w bokserkach- mruknął,
wesoło.
- Lisa, by mnie zabiła wzrokiem, gdyby to
widziała- odparła- Angie kotku mogę cie na chwilę?
- Pewnie, jedz i sie nie ubrudź-
powiedziałam do Michaela.
- Postaram się a jak cos to ty mnie
nakarmisz, i wytrzesz, dobrze?
- Pomyśle- razem z Tiffani poszłam do
kuchni.- Co się stało?
- Wiem, ze za tydzień Michael dał ci dzień
wolnego..
- No tak, ale, o co chodzi?- Spytałam
opierając sie o szafkę.
- Chciałam bym o ile to nie problem byś
pogadała z moja córką. Nie potrafię do niej dotrzeć, a ja chcę by wykorzystała
ten okres, a nie straciła radość życia.
- A na co ona jest tak właściwie chora?
- Ma AIDS- wyznała siadając koło mnie na
krześle.- A ostatnio zauważyłam jakieś blizny na jej przed ramieniu.
- Pogadam ja...
- Kto jest nie uleczalnie chory- w kuchni pojawił
się sie Michael.
- Jesteś za bardzo ciekawski- brukneła
Tiff.
- Przepraszam, ale kto ma AIDS?
- Moja córka, Rose.
- I nic mi nie powiedziałaś? Pomógł
bym-powiedział i ucichł.
- Za dużo mi pomogłeś, nie mogę cały czas
Cię o cos prosić.
- Tiff...
- Michael nie. Nie ma dla niej ratunku- szepnęła,
do oczu napłynęły jej łzy.
- Zadzwoń do niej i niech jutro pojawi się
sie w Neverlandzie.
- Po co?
- Jak nie mogę wam pomóc, to chcę by,
chociaż się trochę pośmiała i korzystała z życia.
- Mike ja...- Zaczęła.
- Koniec kropka, Angie zjedz coś proszę.
- Nie jestem głodna przepraszam- szepnęłam.
Bez słowa do mnie podszedł i przytulił mnie.- Ale na urodzinach coś zjesz?
- Pomyślę...
- Za dużo myślisz- wykrztusił.
- Oj tam oj tam... A ile Rose ma lat?
- 15- odparła.
- Pogadam z nią możesz być spokojna- dotknęłam
jej dłoni, i uśmiechnęłam się.
- Od kiedy tu jesteś jest jakaś taka dobra
aura- wyszeptała, na co się zaśmiałam.
- Nie tylko prze zemnie- katem oka
wskazałam na Michaela.
- No fakt.
***
Siedzieliśmy w samochodzie, Michael rzecz
jasna prowadził.
- Jesteś pewien, że jestem tam mile
widziana?- Spytałam, gdy zaparkował samochód.
- Jestem pewien.
Całą czwórką poszliśmy do ogromnej wili.
Michael zapukał, a wtedy w drzwiach pojawiła się jakaś kobieta.
- Delores miło Cie widzieć- przywitał się.
- Michael, ciebie też, a ty to?
- Moja znajoma, Angie.
- Miło Cię poznać- wysłała mi szeroki
uśmiech- Gapa ze mnie wchodźcie.
Weszliśmy do środka, wtedy dodała - A
gdzie Lisa?
- U swojej przyjaciółki.
- Ach, Cześć dzieciaki- przywitała się z
Riley, stojąca u mego boku i Benem będących na rękach ojca.
- Cześć ciociu to Angie, uwielbiam ja- wykrzyknęła
mała przytulając się do mnie.
- O.. To cudownie, wejdzie proszę do
ogrodu tam dzieje się całe przyjęcie- poleciła. Weszliśmy do pięknego ogrodu, który
zapiera dech w piersiach. Michael cały czas gadał z tą Deleres, Riley z Benem a
ja milczałam. W pewnym momencie podbiegł do nas mały chłopiec około 8 roku
życia.
- Wujek- rzucił mu sie na ręce.
- Cześć Taj, jak ma się mój 8 letni
chłopiec- chciało mi śmiać, trafiłam, ja to mam farta.
- Fajnie, to są cudowne urodziny.
- O a popatrz, co my tu dla ciebie mamy-
podał najpierw prezent od siebie i Lisy. Jak sie okazało był to zestaw do
budowy statku.
- Ale fajnie- wykrzyknął uradowany. No to
trafiłam.
- O Taj poznaj Angie- krzyknęła Riley.
Chłopiec spojrzał na mnie z uśmiechem, i rzucił:
- Miło panią poznać.
- Angie jestem- zaśmiałam się a potem za
pleców wyciągnęłam prezent dla malca. Kupiłam go dziś, ale totalnie nie wiedziałam,
ze wpadnę na ten sam pomysł, co Mike. Rozpakował go i zobaczył zestaw do budowy
samolotu. Michael widząc to wybuchł śmiechem i rzucił:
- Czytamy sobie w myślach.
- Chyba tak, podoba się Ci się?
- Bardzo- powiedział podbiegł do mnie i
przytulił- Dziękuje.
- Proszę i wszystkiego najlepszego.
Michael zapoznał mnie z wszystkimi,
Najbardziej polubiłam Janet i Panią Katherine. Były najmilsze, no może i były
trochę ciekawskie, no, ale widoczno takie już są. Zabawa się rozkręcała, i
niektórzy byli pijani. Ja nie miałam zamiaru pić, więc razem z Riley poszłam do
dzieciaków, na koc. Gdy w pewnym momencie usłyszałam:
- Angie uśmiech- jak sie okazało to był
Michael z aparatem.
- Pięknie- wykrzyknął uradowany.
- Usuń je- rozkazałam.
- Ani mi się śni.
- No to w takim razie oberwiesz- zerwałam się
z miejsca i podbiegłam za nim. Był za szybki, i nie miałam z nim szans.
- Okej daje Ci fory- wykrzyknął i
zatrzymał się tuż przede mną, przez co zderzyliśmy się, i ja na nim opadłam na
ziemię. Wybuchając śmiechem- To było nie rozważne.
- A żebyś wiedział- zaczęłam go gilgotać,
śmiał się w niebo głosy, a ja razem z nim.
- Przepraszam- wyszeptał w końcu.
- Grzeczny chłopiec, a teraz daj aparat.
- Dlaczego?
- Nie pytaj się tylko go daj. To
rozkaż-podniosłam się. On leżał a ja na nim siedziałam, co sobie ludzie
pomyślą.
Usiadł i podał mi aparat, a ja wykorzystałam
okazję i strzeliłam mu fotkę:
- Na pamiątkę- powiedziałam uradowana.
- W takim razie twoje też jest na
pamiątkę- pogłaskał mnie po policzku, a ja łagodnie się uśmiecham, po czym
speszona spuściłam głowę.
- Chodź do gości- dodał.
- Tak wracajmy......
**
Dziś w nocy, budziłam się dwa razy, z powodu
koszmaru, Mike, wiernie przy mnie czuwał. Uspokajał i głaskał po włosach,
wiedziałam, że muszę to skończyć. Obiecałam Lisie, ona wraca za dwa dni. Nie
chciałam by przeze mnie miał kłopoty. Otworzyłam oczy, i zobaczyłam, że Michael
leży wtulony w mój brzuch i śpi. Chciałam wydostać się z tego uścisku, ale
zapewne pomyślał, że jestem poduszką, i przyciągnął mnie jeszcze mocniej. Po 2
próbach dałam sobie spokój, i przyglądałam się Michaelowi. Tak słodko spał,
łagodny uśmiech, goszczący na jego ustach, był magiczny. Chciałam go trochę podrażnić,
wzięłam, więc jeden z jego loczków, położyłam go na nosie. Od razu się
skrzywił, i próbował jakoś się go pozbyć. Miałam niezły ubaw z tego, więc, wzięłam
loczek, i przejechałam po jego policzku i nosie. W końcu moje wyczyny udaremnił
łapiąc moją dłoń.
- Cholera- zaklnełam. Tak, więc leżałam
tak do 8, wtedy zaczął się wiercić. Pomrugał oczami, i spojrzał na mnie, po
czym odsunął się tak, że spadł z łóżka.
- Mike!
Położyłam się na skos, i spojrzałam na
mojego przyjaciela, który masował zbolały od upadku tyłek. Widząc to nie
potrafiłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.
- Ha ha ha.. Długo tak spałem?- Wstał i
usiadł na łóżku i pocałował mnie w policzek, poprawiając opadający mi na twarz
kosmyk włosów. Ten drobny gest sprawił, że uśmiechnęłam się szeroko.
- 5 godzinek...
- Przepraszam, nie kontroluje się przez
sen.- Podrapał się po głowie.
- zauważyłam. Idziemy na śniadanie.
- Ta.. Pewnie.
- Śmiesznie wyglądałeś z loczkiem na
twarzy.
- Nie miałaś z tym nic wspólnego prawda?- Założył
ręce, na klatce piersiowej.
- Nie- zachichotałam.
- Niech ja cie złapie- słysząc to zerwałam
się z łóżka, i zbiegłam po schodach wpadając do kuchni. Niestety złapał mnie i
zaczął łaskotać.
- Zostaw mnie!
- Przeproś.
- Nie.
- to zasłużyłaś na kare- i ponowił
tortury.
- Przepraszam- wydusiłam ledwo łapiąc
powietrze. Odsunął się ode mnie a ja poprawiłam piżamę i dopiero wtedy
dostrzegłam, dziewczynę, która nam się przyglądała z zainteresowaniem.
- Angie- wyciągnełam w jej kierunku dłoń.
- Rose, córka Tiffany- przedstawiła się
nieśmiało.
- Miło cię poznać.. Przedstaw się- szturchnełam
Michaela.
- Michael.
- Wiem jestem twoją fanką- speszyła się.
- O to fajnie.
- Naprawdę?
- Tak a czemu by miało byc nie fajnie? -Spojrzał
na mnie. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na dziewczynę.
- Nie ważne.
- No to, co?.. Tiff gdzie śniadanie-
krzyknął Michael.
- W Jadalni.
- Chodz- powiedziałam wesoło- Opowiesz nam
o sobie.
Dzisiejsza notka troche dłuższa, z czego sie cieszę. Kolejna za tydzień.
Tak wygląda córka Tiff:
Notka speciala:
Siedziałam nad rzeką, rozmyślając nad moim
dotychczasowym życiem. Mój chłopak a dokładniej były, zrobił mi największe świństwo,
jakie mógł zrobić. Zdradził mnie. Z moją siostrą. Z moją rodzoną siostrą, do
tego w dzień moich urodzin. Czułam, że znów zacznę płakać po, mimo iż prawię
tonę łez wypłakałam w nocy. Byliśmy ze sobą 5 lat. Planowałam z nim swoją
przyszłość, a on zrobił takie coś. Dziś czułam sie totalnie załamana, i
samotna. Po mimo zdrady kochałam tego drania. Chciałam zapomnieć, lecz czy się
da? Nie wydaje mi się. Postanowiłam to raz na zawsze skończyć. Wstałam i
skierowałam się w stronę polany. Przechodząc przez nią przypominały mi się
wszystkie nasze wspólne chwile. Wtedy zobaczyłam mój cel. Most. Czy to było
dobre rozwiązanie? Mam dopiero 25 lat, a już myślę o śmierci. Jak zareaguje
moja rodzina? Nawet sie z nimi nie pożegnałam, no cóż nigdy nie wiadomo, kiedy
coś się wydarzy. Podeszłam do barierki i ostrożnie przez nią przeszłam. Gdy
byłam na drugiej stronie, złapałam sie barierki. Co chwila przechylałam się to
do przodu to do tyłu. Prawda byłą jedna. Bałam się to skończyć. Wzięłam jeden
wielki wdech i już prawie się puszczałam, kiedy usłyszałam.
- Nie skacz- obróciłam sie i rzuciłam.
- To nie twój interes. Spadaj.
- Właśnie, że mój, bo jestem jedynym
świadkiem- podszedł do barierki- I Jak będzie trzeba to skocze- popatrzyłam na
niego zdziwiona. Włosy miał czarne niczym kruk, ciemne brązowe oczy, w odcieniu
ciepłej czekolady, nieśmiały uśmiech błąkający się na przerażonej twarzy.
- Idź stąd, chcę to wszystko skończyć...
- Czy aby na pewno, to, dlaczego tyle się wahałaś?
Czy aby na pewno jesteś tego pewna?- Zapytał a ja odwróciłam głowę, i
popatrzyłam w dół.
- Jestem tego pewna...
- To przez chłopaka?
- Może, co cię to interesuje?- Syknęłam.
- chcesz, skończyć, życie przez jakiegoś
tępaka?- Spojrzał na mnie z troską.
- KOCHAŁAM GO!
- On nie jest tego wart. Faceci to świnie.
- Ty nim jesteś- zauważyłam.
- Może i nim jestem, ale wiem jak jest.
Owszem dziewczyny też nie są aniołkami, ale nie opłaca się przez jakiegoś
debila kończyć życia. One jest takie piękne. Będziesz miała jeszcze jednego i
cudowniejszego- dotknął mojej dłoni.- Nie opłaca się, przez żadnego faceta,
kończyć życia.
- Ale to tak strasznie boli- wyszeptałam i
przymknęłam oczy.
- Domyślam się. Ale.. Spójrz na mnie.
Jesteś piękna, do tego taka młoda. Możesz mieć każdego faceta, na zawołanie.
Nie chcesz mieć rodziny. Chcesz to zakończyć, przez to, że jakiś chłopak okazał
się zwykłym dupkiem- warknął.- Możesz mnie znienawidzić, ale nie pozwolę ci na
to.
- Super bohatera nie potrzebuje- syknęłam
ukąśliwie.
- Nie jestem żadnym pieprzonym super
bohaterem. Po prostu wiem, że byś tego żałowała- spojrzał na mnie. Wiedziałam, że
ma rację- Proszę podaj mi rękę- wyciągnął swoją rękę do mnie. Chwilę stałam bez
ruchy, jednak po chwili podałam mu dłoń- spokojnie trzymam cię.
Podałam mu drugą dłoń, i wtedy on pomógł
mi przejść, a po chwili byłam w jego ramionach. Miałam to gdzieś, że to nie znajomy.
Wybuchłam płaczem i wtuliłam sie w niego, a on przytulił mnie do siebie i uspokajał.
- Już dobrze.. Mogę wiedzieć, jak sie zwiesz?
- Ro..Rose- wyszeptałam wtulając się w
niego.
- Rose spokojnie.. Ciśś. Ja jestem
Michael. Spójrz na mnie- zrobiłam to, o co poprosił- On nie był tego wart.
- Wiem.. Ale nie potrafię żyć z myślą.., że
on.. On mnie zdradził z moją siostrą. W dzień moich urodzin- zaszlochałam.
- To znaczy, że był zwykłym idiotą, ja
jakbym miał taką dziewczynę nosiłbym ją na rękach. Powinien traktować, Cię jak
księżniczkę- spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Dziękuje, że mnie powstrzymałeś..
- To była jedna z moich najlepszych
decyzji- zaśmiałam się - Nawet jakbyś nie chciała to bym Cię z tamtą ściągnął.
Nawet jakbyś miała wrzeszczeć, na całe gardło i mnie zwyzywać- pogłaskał mój
policzek.- Nie płacz. Dziś święto zakochanych, nie możesz się smucić.... Boże cała
drzysz- ściągnął swój czarny płaszcz, i narzucił mi na ramiona. Potem wziął
mnie na ręce i gdzieś się udał. Jak się okazało do samochodu. Posadził mnie na
siedzeniu dla pasarzera i uklękł przede mną.- Wezmę ci na chwilkę do siebie
dobrze.
- Jak chcesz?
- Rose...
- Mi i tak to obojętne. Możesz mnie nawet
zgwałcić, a potem zabić- powiedziałam obojętnie. Naprawdę miałam wszystko gdzieś.
- wolałbym umrzeć niż zrobić ci coś
takiego- pogłaskał mnie po policzku. Odwróciłam głowę, i starałam się unikać
jego wzroku. Zamknął drzwi od mojej strony i przeszedłby usiąść na miejscu
kierowcy.- Nie bój się.
- Mówiłam, że wszystko mi jedno.
-Nie mów tak- wyszeptał smutno. Odpalił i
ruszył a ja patrzyłam się przez szybę.- Spodoba ci się.
- Może...
- Rose.
- Na pewno- rzuciłam z udawanym
entuzjazmem. Zjechał na pobocze i wyłączył silnik.
- Rose, nie chce, byś mówiła tak obojętnie.
To jest straszne. Obiecuje ci, że sprawię, że znów będziesz uśmiechała się i
cieszyła, życiem.
- Nie obiecuj niemożliwego- wyszeptałam
spoglądajac na niego. Odpalił i ruszył. Skrzywdziłam go, chociaż go nie znałam.
Czy ja musiałam być, aż taka idiotką? - Przepraszam.
- Nie przepraszaj, a teraz proszę uśmiech-
uśmiechnełam się nieśmiało, na co on uśmiechnął się szerzej.
- Gdzie jedziemy?
- Do mojego domu..
- A gdzie on jest?- Spytałam.
- Za chwilę się dowiesz.
- A ta chwila to ile będzie na minuty- on
słysząc to wybuchnął śmiechem.
- 10 minut.
Westchnęłam i opadłam na oparcie fotela.
Co jeśli mnie wywiezie? Nie wygląda na takiego. Nim się obejrzałam usłyszałam:
- Witam w mojej krainie.
Popatrzyłam do przodu i dostrzegłam...
Cudney.. A przepraszam bardzo czy będzie kontynuacja tego dodatku specjalnego bo się nakręciłam ??? Widzę, że Mikuś szaleje, a Angie nie umie powstrzymywać sie. No jestem ciekawe jak Lisa zareaguje na te ich 'przyjacielskie' zabawy .. Domyślam się, że sie wścieknie. Żal mi Angie przez to co przeszła z ojczymem.. Czekam z niecierpliwością na kolejną część.. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJeśli bardzo byś chciała to mogę zrobić kontynuacje, notki specialnej.
UsuńNoo znaczyy nie to, że nalegam, ale fajnie by było :) oczywiście jak chcesz zrobić to będę chętnie czytała pozdrawiam :)
UsuńNie. Chyba się zabiję. JAK JA KOCHAM TAKIE OPOWIADANIA! <3 *.*
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowity! Piszesz tak... tak... magiczne.
Tak jak osoba powyżej napisała: Michael szaleje, a Angie nie umie się powstrzymać.
Zgadzam się z tym w 1000%.
Jestem ciekawa, czy Angie w końcu się załamie i powie mu o Lisie.
Rany! Jestem w szoku.
Współczuję Angie za to, że ma takiego... bydlaka za ojczyma -.-
Czekam na nexta :)
Życzę weny i Pozdrawiam.
Susie.
Cześć! Końcówka notki specjalnej -miażdży! Ta brama! Ciekawa historia i super zakończenie! Również nie pogniewam się o ciąg dalszy ;)
OdpowiedzUsuńHistoria Angie jest wstrząsająca... a Michael jak zawsze kochany! Ideał *.*
Pozdrawiam
Ps. co z blogiem Twojej koleżanki Magdy?
Kolejna notka pojawi się dziś przed popołudniem a link na niego to: http://feel-this-moment.blog.onet.pl/.
UsuńPozdrawiam. Mickey