Staliśmy
na deszczu. Serce waliło mi jak młot, bałam się, że zaraz wyskoczy mi z piersi.
Jak sie czułam? Było coś w tym pocałunku.. że nie chciałam przerywać. Znów
czułam te pieprzone motylki, dreszcze, ale czy byłam, aby gotowa? Michael czując,
że nie odwzajemniam odsunął się ode mnie.
Spuścił głowę, po czym szepnął zawstydzony:
- Przepraszam.
Nie byłam wykrztusić siebie, żadnego słowa. Patrzyłam na
niego gubiąc się w własnych uczuciach.
- Rose wybaczysz mi?
- Tak- powiedziałam bez wahania.- To..To było miłe-
popatrzył na mnie uśmiechając się niewinnie- Przyjacielski gest?
- Przyjacielski gest- uśmiechnął się.
- To jak idziesz mnie odprowadzić.
- A mam
wybór?- Wzruszyłam ramionami.
- Niewielki.
Michael pokręcił rozbawiony głową, po czym rzucił:
- Wracajmy. Późno już, a ty jesteś cała przemoknięta.
- Michael, co się stało, widzę, że coś cie gryzie.
- Nie wydaje ci się... Chciałem ci coś powiedzieć.
- To powiedz- mruknęłam, Michael pokręcił głową i przygryzł
wargę.
- Nie teraz. Nie chce cię stracić- mruknął, po czym poszedł
wymijając mnie.
- Michael powiedz, przecież to nie zaważy na naszej przyjaźni,
co nie?
- Chciałbym tak myśleć- szepnął.- Znienawidziłabyś mnie.
- Jesteś nadal z Brooke?
- Nie chodzi o nią.
- Ale ma z nią związek.. Nadal z nią jesteś- rzuciłam,
śmiejąc się zirytowana- Traktuję cię jak zabawkę, a ty nadal..
- Rose odpuść.
- Jesteś dla niej zabawką- warknęłam.
Odwrócił się i wyszeptał:
- A dla ciebie, kim jestem?
Stałam jak wryta.
No właśnie, kim jest dla mnie Mike?
Milczałam. Spuściłam głowę. Usłyszałam jak Michael prysnął
krótkim śmiechem.
- Tak jak myślałem.
- Na pewno nie jesteś zabawką..
- Więc kim jestem? Rose, kim..
- Przyjacielem, a kim miałbyś być?- Zapytałam przygryzając
wargę.
- Nikim.. Masz rację.. Jestem przyjacielem.
- Michael..
- Chodźmy- powiedział obojętnie.
Skinęłam głową i szłam za nim, nie odzywając się do niego
ani słowem. Rozmyślałam nad danym pytaniem. Michael jest dla mnie tylko..Tylko
przyjacielem? Spojrzałam na Michaela. Szedł pogrążony w własnych myślach.
- Przepraszam.
- za co?- Zatrzymał się.
- Za to, że nie spadłam z tego mostu i musiałeś mnie
poznać, a teraz musisz znosić moje pieprzone humorki- odparłam, po czym
uciekłam z płaczem. To było oczywiste, że mnie dogonił. Złapał mnie za łokieć i
odwrócił w swoją stronę.
- Nigdy tak nie mów. Nigdy!
- Ale Michael.
- Zamknij się. Wkurzasz mnie tym gadaniem- syknął- Idziemy.
Świetnie obraził się. Jeszcze tego mi trzeba było. Jeden
pieprzony pocałunek zmienił wszystko. Po prostu cudownie.
***
Kilka tygodni później:
Nadal miałam napięte kontakty z
Michaelem. Dzwonił raz na jakiś czas, ja pisałam do czasu jakiegoś esemesa, ale
po za tym, czułam sie tak jakbyśmy w ogóle się nie znali. Postanowiłam, więc
odwiedzić moją dawną znajomą, z którą ostatni raz rozmawiałam przed moją próbą
samobójczą. Zapukałam do drzwi i czekałam. W końcu otworzyła drzwi i spojrzała
na mnie zaskoczona.
- Wyglądasz tak jakbyś zobaczyła
ducha- oświadczyłam.
- teraz sobie przypomniałaś o
przyjaciółce?
- Oh Isabel, nie zaczynaj. Mogę
wejść.
- Ee, bo ja..Ta wchodź- rzuciła.
Niepewnie weszłam do środka, od razu poczułam dym z papierosów, oraz zapach alkoholu.
- Co tu..- Weszłam do salonu.
Jednak najbardziej zaszokowała mnie kartka z białym proszkiem.- Ty bierzesz?
- Nie twój interes.
- To narkotyki.
- Mała wyluzuj- mruknął jakiś
chłopak siedzący na kanapie. Widać było, że był pod wpływem.
- Nie wyluzuje, bo cholera jasna,
to ciebie zabije- warknęłam zerkając na Issę.
- Lalu wyluzuj,.. Może jesteś
podniecająca jak się denerwujesz, ale.
- Stul Dziób- syknęłam.
- Że co?
- Nie pozwolę Isabeli się
zniszczyć.
- I co zrobisz?- Zapytała siadając
na kanapie.
- Coś dobrego- mruknęłam, po czym
wyszłam. Nigdy nie podejrzewałabym jej o takie coś. Wyciągnęłam telefon i
wybrałam numer do Michaela.
- Halo.
- Mike, możemy pogadać?
- Ta, czemu by nie..
Opowiedziałam mu o wszystkim, co
widziałam u Isabeli. Nie krył zaskoczenia.
- Michael, co ja mam zrobić. Nie
chce donieść na nią..
- Nie wiem. Ale jesteś pewna, że to
była heroina?
- Nie trzeba być geniuszem, żeby
się domyśleć- mruknęłam.- Michael nie chce jej zrobić problemu, ale nie chce
też, żeby się wykończyła- dodałam.
- Razem coś wymyślimy, co? Przyjadę
wieczorem.
- Czekam..
- Nie zamkniesz mi drzwi przed
nosem.
- Jak będziesz grzeczny to nie-
roześmiałam się.- Brakowało mi tego.
- Mi też, dobra kończę, a ty wracaj
do domu- polecił- Czekaj na mnie.
- Zostały 3 godziny do wieczora.
- No, właśnie to tylko chwilka.
- Ha.. Ha ha.
- Całuje pa- rozłączył; się.
Pokręciłam głową, schowałam telefon do kieszeni i udałam się do domu.
***
Michael przyjechał wieczorem. Tak
sie jak umawialiśmy. Niestety był Mark, i domyśliłam się, że zacznie dogadywać
Michaelowi.
- My idziemy do mnie- oświadczyłam.
- Rose możemy pogadać?- Spytał
Mark.
- zapomnij. Nie mamy, o czym.
- Juz nie pamiętasz, co nas
łączyło? Myślałem, że ten pocałunek...
- Jaki pocałunek?- Zapytała, Roxy.
- Bo, jak ty pojechałaś, to.. To
Mark mnie pocałował.
- A może ty jego.
- Jak możesz tak myśleć-
powiedziałam, spojrzałam na Michaela. Wyglądał na wkurzonego. A tego, co
ugryzło? Złapałam Michaela za rękę i pociągnęłam za sobą do mojego pokoju.- A ciebie,
co ugryzło?
- Całowałaś sie z tym palantem.
- To on mnie pocałował. I nie rób
scen zazdrości, okej?
- Nie robie scen zazdrości-
mruknął.
- Zazdrośnik- przytuliłam się do
niego. Tak strasznie mi go brakowało. Zabolało mnie jednak, gdy Michael nawet
mnie nie przytulił i był obojętny- Okej, jak chcesz- podeszłam do okna.
_ No, co?
- Nic?.
- Opowiesz mi, co się stało?
- Co łaskawie mnie wysłuchasz, co..
- O co znów ci chodzi?
- Mówisz, że to ja jestem obojętna,
a tak naprawdę nie jesteś lepszy.
- Jesteśmy przyjaciółmi pamiętasz.
- jasne po prostu przeleciałeś
Brooke.
- Nawet, jeśli to nie twoja sprawa.
- No i dobrze, idź sobie nawet do
burdeli. Wszyscy jesteście tacy sami.
- Rose nie przyjechałem sie kłócić-
podszedł do mnie- Przepraszam, za tą obojętność. Zachowuje się jak debil.
- A ja jak debilka- odwróciłam się.
- To jak Rozejm?
- Rozejm.
***
Roxy się na mnie obraziła. Baa
wyprowadziła, się, a Mark cudowny też. Zostałam teraz sama. Ale jest plus.
Pogodziłam się z Michaelem. Wracałam akurat z zakupów, kiedy usłyszałam znajomy
głos. Należał do tego faceta, który był u Isabeli.
- Posłuchaj mnie pieprzona dziwko..
- Hej przystopuj okej.
- Nie przerywaj. Nasłałaś na nas
psy, i mogę ci obiecać, że nie ujdzie ci to na sucho.
- Nikogo nie nasyłałam.
- Rozglądaj się uważnie.. Pożałujesz
wszystkiego.. Nigdy nie wiesz, kiedy dostaniesz kulkę w plecy.
- Grozisz mi?
- Obiecuję... Taka śliczna laleczka
nie powinna sie wtrącać, bo ktoś może mieć na nią ochotę.
- Spierdalaj- warknęłam.
Złapał mnie za szyję i przyciągnął
do drzewa. Oddychało mi sie coraz gorzej. Juz myślałam, że to koniec, kiedy
usłyszałam aksamitny dobrze znany mi głos. Ten, który trzymał mnie za szyję,
uciekł, a do mnie podbiegł Michael.
- Rose kto to był?
- Znajomy Isabeli.
- Czego od ciebie chciał?
- Ktoś nasłał na nich policję, i uważają,
ze to ja..
- A to nie ty?
- Nie. Nie zrobiłabym jej tego.
- Rose on coś ci mówił.
- Zdawało ci się.
- Rose mów.. Co on ci powiedział?

- Bo?
- Nigdy nie wiem, kiedy może mnie trafić
kulka w plecy.
- Rose, to jest groźba. Trzeba to
zgłosić.
- Nie policja i tak już spieprzyła
sprawę. Wróćmy po prostu do domu. Proszę.
Michael Obią mnie ramieniem.
- Masz mi się meldować, co pół
godziny. Zrozumiano?
- Tak tatusiu.
- Rose to nie jest śmieszne.
- A czy ja się śmieje?
- Nie traktujesz tego poważnie.
- Bo wiem, że nic nie mogą mi
zrobić.
- Rose.. Nie każdy rzuca słowa na
wiatr. Musisz być ostrożniejsza- szepnął.
- Wiem.. Wiem.
Każdego dnia było coraz gorzej.
Czułam się obserwowana. Bałam się siedzieć w własnym domu. Owszem Michael
przyjeżdżał na noc, bo w dzień musiał pracować, ale i tak się bałam. Od kilku
dni zostawałam listy z pogróżkami.. Oczywiście jak to ja.. Michaelowi nic nie
wspominałam. Ma teraz pełno spraw na głowie, za niedługo zaczyna nagrywać Black
Or White i musi myśleć o swojej karierze.. A nie przejmować się tym, co się
dzieje. Chciałam się czymś dziś zająć, więc wyszłam na spacer,
rozglądając się dookoła. Jednak dzisiejszy dzień był inny. Nikt mnie nie
obserwował, nie wysłał listu z pogróżkami. Uśmiechnęłam się do siebie. Może po
prostu odpuścili. Usłyszałam dzwoniący telefon.. Jak się okazało to był
Michael.
- Cześć misiu.
- Miałaś zadzwonić- powiedział
oburzony. On i ta jego nadopiekuńczość.
- Ale nic mi nie jest.
- Siedzisz w domu?
- Eee..
- Nie kręć.
- Nie..
- Obiecałaś!
- Nie umiałam wysiedzieć w domu..
- Rose, wracaj do domu. Jest 22
godzina. Zachciało ci się spacerów.
- Nocne powietrze, zawsze pomagało
mi w zasypianiu.
- Masz wracać do domu.
- No, dobrze- westchnęłam- Za ile
będziesz?
- Za 10 minut. A ty wypad do domu.
- No dobrze, już tak nie marudź.
- ROSE DO CHOLERY TU CHODZI O TWOJE
ŻYCIE!- Warknął.
- Przyjeżdżaj- mruknęłam i się
rozłączyłam. Okej byłam nieodpowiedzialna. Wiem, to, ale nie musi mnie pouczać.
Schowałam telefon do kieszeni, po czym skierowałam się w stronę domu.
Podeszłam od drzwi i byłam bardzo
zdziwiona widząc, ze są otwarte.
- Co?- Chciałam
wejść, ale usłyszałam jakieś hałasy. Usiadłam na ławce przed domem. Podkuliłam
nogi i przyciągnęłam je pod brodę czekając na Michaela. Po 10 minutach go
usłyszałam:
- Mówiłem ci, żebyś wróciła do
domu.
- Tam ktoś jest- szepnęłam drżącym
głosem.
- Co?
- Gdy wracałam drzwi były otwarte-
wyjaśniłam- Wolałam poczekać na ciebie.
- Dobrze zrobiłaś.. Idę sprawdzić,
kto tam jest..
- Michael nie.. Nie puszczę cię.
- Spokojnie. Zostań tu.
- Nie..
- Dobrze, chodź, ale trzymaj się
mnie.
- Będziesz potrzebował kija, żeby
mnie odpędzić.
- Dość miła wizja, ee.. Idziemy-
byłam zaskoczona jego zachowaniem.
Weszliśmy do domu, rozglądając się
uważnie.
Nawet Michael był przerażony.
Gdy
usłyszałam jakieś kroki przytuliłam się do Michaela.
- Ktoś jest w salonie- szepnęłam.-
Michael?
- Idź do mojego samochodu, i
zaczekaj tam do momentu, kiedy nie wrócę, zrozumiano?
- Nie! Michael nie.. Co jeśli ktoś
coś ci zrobi.
- Idź do samochodu.
- Nigdzie się nie wybieram,
- Uparciuchu do samochodu!- Rozkazał.
- Potem się popsprzeczamy, a teraz
idziemy- Michael zirytowany przewrócił oczami, po czym razem weszliśmy do
salonu. Michael rozglądał się sie dookoła, jednak mnie przeraziła jedna rzecz-
Mike?
- Tak.
Drżącą ręką pokazałam na okno.
Było tam napisane dużymi literami:
TO DOPIERO POCZĄTEK!
Niebezpieczeństwo jest ciche. Nie usłyszysz gdy nadleci na szarych piórach.
I Jak podobała się nowa notka? Szczerze ten rozdział będzie podzielony na trzy części. Tylko tyle powiem. Przepraszam za błędy
Pozdrawiam. Michael