- Skoro
go nie kochasz to, dlaczego tak się zachowujesz?- Spytała Roxanne. Ubrałam dżinsową
kurtkę, i założyłam obrożę Piorunowi- Czy ty mnie słuchasz?- Ignorowałam ją-
Rose mówię do ciebie do jasnej cholery!
- Nic do niego nie czuje okej! Po prostu, nie wierzę, że
jest jak typowy facet. Że działa na dwa fronty- wyszeptałam- A myślałam, że
jest inny- dodałam, przytulając się do siostry. Zabawne, bo jeszcze kilka dni
temu to Michael mnie pocieszał z jej powodu.
- Rose wszystko okej?
- Okej- mruknęłam i pokiwałam głową.- Ja i on jesteśmy
całkiem innymi światami. Nie potrzebnie zawracałam mu głowę.
- Oh
Rose- pogłaskała mnie po ramieniu.
- To ja uciekam, chodź Piorun- założyłam smycz, i wyszłam z
domu.
Chodziłam bez celu od 4 godzin. Nie wiedziałam, co o tym
wszystkim myśleć. On nie był by zdolny do tego. Jednak nie znam go. Co ja mogę
wiedzieć o takiej gwiaździe. Nim sie obejrzałam Piorun, zerwał mi się z smyczy
i pobiegł do przodu.
- Boże Piorun!- Wykrzyknęłam. Biegłam ile sił w nogach, gdy
w końcu zobaczyłam mojego pieska, w ramionach jakiegoś mężczyzny.- Dziękuje
panu- uśmiechnęłam się nieśmiało, jednak zamurowało mnie, gdy dotarło do mnie,
kto to jest.
Michael:
Po prawie dwóch tygodniach, wydzwaniania, wysyłania listów
postanowiłem do niej w końcu pojechać. Wczoraj tez tu byłem, ale niestety nikt
nie odpowiadał. Zaparkowałem samochód przed jej domem, i wysiadłem z samochodu.
Niepewnym krokiem podeszedłem do drzwi by potem zapukać dwa razy. Błagam niech
ktoś otworzy. Usłyszałem kroki a po chwili w drzwiach stanęła Rudowłosa
dziewczyna.
- Jestem Michael.,
- Wiem- rzuciła szorstko- Rose nie ma.
- A gdzie jest?
- Poszła 4 godziny temu na spacer z piorunem do tego parku,
- palcem wskazała nie daleki park - pogadaj z nią- dodała i zamknęła drzwi.
Wypuściłem powietrze z ust z świstem i ruszyłem w kierunku parku. Miałem
gdzieś, że ktoś mnie rozpozna. Teraz ważna była dla mnie tylko i wyłącznie
Rose. Gdy w końcu byłem w parku, rozglądałem się w każdym możliwym kierunku by
go zobaczyć. Już chciałem się poddać, gdy usłyszałem:
- Piorun!
To był jej głos, do tego Piorun, tak zwie się jej mały
piesek. Nim się obejrzałem, piesek podbiegł do mnie i zaczął bawić sie moją
nogawką. Ukucnąłem i go pogłaskałem. Był uroczy, ale też zadziorny jak jego
pani. Wziąłem go w obie ręce, kiedy:
- dziękuje panu- podniosłem głowę, i spojrzałem najpierw na
uśmiechniętą od ucha do ucha Rose, po czym posmutniała- miło cie widzieć.
- Dlaczego zerwałaś ze mną kontakt?- milczała- To przez to,
co mówią w mediach.
- Jako możesz działać na dwa fronty, co?!- Wykrzyknęła- A ja
myślałam, że jesteś inny.
- Nie działam na żadne dwa pieprzone fronty, a co do tego
dziecka, to nie jest i nie będzie moje dziecko. Chyba, że do zapłodnienia
dochodzi, podczas dotyku ręki- wyznałem.
Patrzyłam na niego w skupieniu. Był taki zdeterminowany i
pewny swego, chyba by mnie nie oszukał.
- Dlaczego wtedy mnie oszukałeś?
- Wtedy, kiedy powiedziałem, że idę na próbę?- Pokiwała
głową- Spanikowałem. Pamiętasz dzień, w którym do mnie zadzwoniła?- Pokiwałam
głową- A więc, powiedziałabyśmy gdzieś sie wybrali, zgodziłem sie, ale
powiedziałem, że bez żadnych gierek. Zgodziła się. Wiedziałem, jakie macie
zdanie, do tego nie chciałem ci mówić, prawdy, bo pomyślałem, właśnie, że ty
pomyślisz, że działam na dwa fronty- odparł, gdy szliśmy wolnym tempie, on
prowadząc Pioruna, a ja otulając się rękoma.
- A co z dzieckiem?- Spytałam.
- Nigdy przenigdy z nią nie spałem. Nie spał bym z kimś,
kto w ogóle mnie nie pociąga, bo czy to ma sens? Nie. Nie wyobrażam sobie iść
do łóżka, z kimś, kogo się nie kocha, i ani trochę cię nie pociąga. Rozumiesz?-
Przytaknęłam- Proszę nie odrzucaj moich połączeń- zatrzymaliśmy się- Nie
wytrzymuje bez ciebie. Te dwa tygodnie to najdłuższe tygodnie, jakie
kiedykolwiek przeżyłem rozumiesz- dotknął mojego policzka.
- Dla mnie też.
- To jak zgoda?- Spytał z nadzieją.
- Zgoda- uśmiechnęłam się szeroko. Wtuliłam się w niego, i wsłuchiwałam
w miarowe bicie serca i wciągałam do płuc, te piękne perfumy. Black Orchid Toma
Forda.
- Boże jak ja za tobą tęskniłem- wtulił się w moje włosy.
- No już królu, bo ktoś cię jeszcze rozpozna, co u ciebie słychać,
co?- Spytałam wesoło.
- Oh, napisałem piosenkę. I za niedługo znów wrócę do
nagrywania piosenek- wyjaśnił- Wracamy?
- Pewnie- uśmiechnęłam się. Po dziesięciu minutach byliśmy
w domu, - Już jestem- krzyknęłam od progu- Michael na chwile do mnie wpadnie.
- Okej, a będziecie jeść obiad?- Zapytała Roxanne wesoło.
- Tak chodź- pociągnęłam go za rękę, do swojego pokoju,
lecz zapomniałam o jednym ostatnio rozwieszałam stare plakaty i na jednym z
nich jest Michael! O jacie, to wpadłam. Rozglądał się uważnie, a gdy zobaczył
swoją sylwetkę, na jednym z nich uśmiechnął się szeroko i napuszył się jak paw.
" Co za facet".
- Nie pusz się tak- storchnełam go, rzucając się na łóżko.
- Ja puszyć, nie wiem, co to znaczy- zachichotał- Dlaczego
nie przedstawiłaś mi Pioruna wcześniej?
- Nie było jakoś na to czasu- wyszeptałam- A co w Nibylandii?
- Oprócz tego, że ciągle Rosario sterczy mi nad głową no i
Max, mówiąc, „ Kiedy Rose wróci?" To wszystko po staremu- roześmiałam
się.- A u ciebie?
- Nudyyy, a taki teledysk będziesz kręcił?- Zapytałam
wesoło. Jak mi tego brakowało przez ten czas.
- E tam- machnął ręką- nie chce zabierać ci czasu.
- Oj panie ładny mamy go bardzo dużo. Słucham- oparłam
pięść o policzek i uśmiechnęłam się do niego.
- Black
Or White.
- Brzmi nieźle- wyszeptałam.
- Wiesz chciałbym by teledysk, pokazywał, innym ludziom, że
pomimo innego koloru skóry wszyscy jesteśmy jedną wielka rodziną. No i będzie
grał ze mną Mac'- ucieszył się.
- Mac'?
- Poznasz go- uśmiechnął się tajemniczo.
- No panie ładny jestem z pana taka dumna, to nie jest
codzienność, że ktoś chce zwalczyć rasizm- zaćwierkałam.
- dziękuje- speszył się.
- Ale słodki rumieniec- zachichotałam pod nosem.- Mikuś,
zostaniesz dziś? Roxan, i Mark idą do znajomych na urodziny i wrócą nad ranem a
ja nie chcę zostać sama- ułożyłam głowę na jego kolanach.
- Pewnie- rzucił radośnie.
- Chodzicie na obiad- usłyszeliśmy głos, Roxanne.
Zbiegliśmy na dół cały czas chichocząc. Gdy zasiedliśmy w kuchni, Michael
bacznie obserwował Marka. Miał do niego żal.
Jedliśmy w ciszy, kiedy nagle przerwała tą niezręczną ciszę
moja siostra.
- Michael, kim jest dla ciebie Rose?- Słysząc to
zakrztusiłam się, i o mało, co nie wyplułam makaronu na talerz. Michael
wyglądał na zmieszanego, lecz rzucił:
- Jest dla mnie kimś, bardzo, bardzo ważnym. Nie wyobrażam
sobie życia, już bez niej. Ona już zawsze dla mnie kimś wyjątkowym- spojrzał na
mnie z ukosa. Uśmiechnęłam się speszona, i zaczęłam dzióbać, w jedzeniu.
- A dla ciebie, kim jest Michael Rose?- Spytał Mark.
- Najlepszym przyjacielem pod słońcem, dla którego pewna
cząstka mojego serca należy i będzie należeć, zawsze może na mnie liczyć-
wyznałam, zawstydzona. Po tych jakże wyznaniach, znów panowała cisza. Gdy
zjedliśmy podziękowaliśmy i poszliśmy na górę, lecz Michael zatrzymał się na
chwilę na schodach.
- Rose, chcesz bym został?
- No raczej..
- No to może pojadę po coś do przebrania,. I wrócę hymn?- Zaproponował.
- Okej, tylko szybko- pożegnałam się z nim ( przytuliłam i
dałam całusa w policzek), po czym poszłam do siebie. Szukałam ciekawego filmu.
W końcu wybrałam film Harolda Ramisa " W krzywym zwierciadle:
wakacje", i czekałam na Michaela. Gdy dostałam sms'a że już wyjeżdża z
Nevelandu, postanowiłam wszyscy przygotować.
- Rose- zatrzymała mnie, Roxnne.- Siadaj.
Usiadłam wtedy ona kontynuowała:
- Widzę, co się święci, między tobą i Michaelem, i powiedz
mi szczerze, na pewno między waszą dwójką nie ma nic więcej niż tylko
przyjaźń?- Spytała prosto z mostu.
- Tak.
- mam
nadzieję, że mnie nie kłamiesz, no dobra to miłej nocy życzę- puściła mi oczko.
Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi, więc pobiegłam je otworzyć i rzuciłam
się Michaelowi na szyję.
- Co się stało księżniczko?
- Moja siostra jest potworem. Porwali ją kosmici wiesz- palnęłam.
- Tak- patrzył na mnie jak na idiotkę.
- Mówię, ci jest miła, gotuje coś się święci. Bo to Nie
jest Roxanne Adams- odparłam.
- Jesteś przewrażliwiona.
- Zobaczysz, coś się święci. A jak cos się wydarzy to
przyznasz mi rację?
- Wtedy tak- przyciągnął mnie do siebie za pasek-, Ale nie
sadzę, żebyś ją miała.
- Ty, ty- przepnełam go w głowę, oczywiście delikatnie.- Mała
żmija. Pasowałbyś do Madonny.
- Ale do ciebie pasuje lepiej ty moja buntowniczko-
nachylił się i pocałował mnie w policzek.
- Nie jestem buntowniczką- rzuciłam po chwili namysłu.
Michael roześmiał się, po czym spojrzał na mnie uśmiechnięty.
- To, kim jesteś?
- Księżniczką- wyszeptałam głosem 5-cio letniej
dziewczynki.
- Owszem jesteś moją małą księżniczką buntowniczką. O
widzisz teraz wszystko się zgadza- oparł się o szafkę.
- Ty też musisz mieć jakąś ksywkę.
- Pan ładny? Wielki?
- Paw.
- Ooo, EJ!
- Piotruś Pan.
- Doo Doo.
- KŁAPOŁUCHY!_ Wykrzyknęłam uradowana.
- Kłapołuchy?
- Kłapouszek- uśmiechnęłam się- to mój przyjaciel z
dzieciństwa, i dla jego pamięci nadam ci jego nazwę.
- Zaraz będzie prosiaczek, tygrysek, albo Kubuś.
- Okej, chyba, że wolisz być mamą maleństwa. Szczerze
jesteś nawet podobny- zaśmiałam się.
- Wyglądam ci na kangurka?
- Ooo będziesz maleństwem!
- Rose- spojrzał na mnie jak na kosmitkę- Wszystko gra.
- Tak misiu.
- Hymn ładnie- powiedział.
- I tak będziesz moim kłapouszkiem.- Przytuliłam się do
niego- chodź.
- Hej Roxanne.
- Hej Mike.
- To jest kłapouszek!- Warknęłam.
- ach- przewrócił oczami.
- Wyrazy współczucia, czeka cię cała nocka z nią- spojrzał
na mnie a ja zaśmiałam się iście diabelsko.
- zaryzykuje
- Widzisz, mój miś mnie lubi.
- Jaki miś?- Zapytała zaskoczona.
- No..No Michael.
- To on nie jest przydatkiem kłapo..kłapo.
- KŁAPOUCHEM!
- No właśnie miałam to na końcu języka- pstryknęła palcami,
a ja udałam obrażona minę.
- Jestem i tym i tym- przyciągnął mnie do siebie i
pocałował mnie w skroń.
- Przy tobie superman wymiękła wiesz?
- Nie wiedziałem, ale to miłe- zaśmiał się.
- To my spadamy- rzucił Mark.
Oglądaliśmy już trzeci film, jednak zbytnio nie
interesowaliśmy się nim, a raczej sobą. Wpatrywałam się w oczy Michaela, a on w
moje. Niby taka zwykła Recz jednak aż tak magiczna. A w szczególności, kiedy
można roztopić się w czekoladowych tęczówkach. Był dla mnie bardzo ważny i
chyba powoli zaczynałam coś do niego czuć. A może po prostu to zwykle,
zauroczenie? Nim się obejrzałam, usnęłam. Otworzyłam oczy, skrzywiłam się nieco,
bo białe światło poraziło moje oczy. Spojrzałam na Michaela, na którym spałam (
wiem dziwnie to zabrzmiało). Spał uśmiechając się niewinnie, przez sen. Jego
loczki opadały na ramiona i na czoło, co było takie urocze. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Położyłam głowę na jego piersi, która unosiła się w miarowym tempie. Jednak
bałam się o niego był wychudzony. Mam nadzieję, że ani nie ma bulimii ani
anoreksji, bo nie wiem, co wtedy zrobię. Nim się obejrzałam, pomrugał powiekami
i spojrzał na mnie zaspany.
- Dzień dobry.
- dobryyyyy- przeciągnął się- Stało się coś.
- Jesteś trupem.
- co?
- Jesteś patyczakiem, jesteś za chudy- mruknęłam.
- Powiedział chuderlak.
- Michael pomału widać ci kości- odparłam. Skąd to
wiedziałam, gdyż wczoraj się przebierał niestety wpadłam do pokoju, gdy się
przebierał i stał w samych dżinsach. Oczywiście spalona jak burak ( nie miej
niż teraz) uciekłam. On chyba domyślił, się, że to sobie przypomniałam, bo
speszył się.- Musisz jeść.
- Jem.
- Bo ja ci uwierzę- wstałam.
- Rose, na prawde jakby coś się działo powiem ci dobrze?- Wstał
i dotknął mojego policzka.
- No dobrze, ufam ci.
**
Kilka dni
później, siedzę sama na kanapie ( gdyż moja siostrunia razem z Markiem poszła
do lekarza), a tu nagle słyszę dzwonek do drzwi. Wyciszyłam telewizor, i ruszyłam
w kierunku drzwi. Otworzyłam je a za nich wyłonił się Michael.
- Cześć
misiaczku- pocałowałam go w policzek, czym odwdzięczył się tym samym.
- Jak
mija dzionek mojej małej buntownice hymn?
- Nudzi
mi się.
- No to
się zbieraj jedziemy do ważnej dla mnie osoby- powiedział z uśmiechem rozpinając
kurtkę.
- Do
kogo?
- Do
Elizabeth, chcę by cię poznała.
- Okej.
Narzuciłam
na siebie kurtkę, i włożyłam kwiatowe martensy. Po czym wyszliśmy i usiedliśmy
w samochodzie.
-
Elizabeth nie będzie miała ci za złe, że no wiesz. Że zapraszasz obcą
dziewczynę do jej domu?- Zapytałam.
- Nie,
bardzo chce cie poznać, ja też tego chce.
- Więc ja
też tego chce- wyszczerzyłam się.
Nie wiem
ile jechaliśmy ( chyba z pół godziny), gdy nagle podjechaliśmy pod piękną willę.
" Czego się spodziewałaś?"
Wysiadłam
z samochodu, i tak samo jak pierwszego dnia w Neverlandzie rozglądałam się
dokoła.
- A kim
jest ta ciekawa świata dama?- Usłyszałam za siebie damski głos, i dostrzegłam
Elizabeth Taylor.- Witaj Michael.
- Część
Liz- pocałował ja w policzek- To właśnie Rose- ręką wskazał na mnie. Nieśmiało
podeszłam i rzuciłam nieśmiałe" Dzień dobry"
- Rose,
mogę tak do ciebie mówić?- Pokiwałam głową- Michael miał rację, że jesteś
przepiękna- spojrzałam na mojego towarzysza, który nagle wyprostował się jak
struna i spiorunował spojrzeniem Liz- Michael nie piorunuj mnie wzrokiem,.
- Liz bądź
cicho.
- Wiesz
ile on mi o tobie gada- obieła mnie ramieniem i ruszyłyśmy razem do ogrodu- A
bo ta Rose zabawna, piękna miła i lojalna, no i jest typem buntowniczki.
Myślałam, że Michael zmyśla, ale teraz. Stoisz przede mną żywa i piękna.
- Tak..- Podszedł
Michael- Elizabeth wszystko wyolbrzymia.
- To, że
gadasz jej imię przez sen też?
Zaśmiałam
się pod nosem. Zabawne to było, bo jakiś czas temu Roxanne powiedziała mi, że
ja gadam jego imię.
- Raz mi się
zdarzyło- mruknął zakładając rękę na torsie.
- Oh, no
dobrze, chodźcie do ogrodu- zaprosiła nas.
-Pomieścimy
się tu?- Zachichotałam, gdy położyliśmy się koło siebie na hamaku, w ogródku
Liz. Ona musiała coś załatwić, więc na chwile zostawiła nas samych.
- Chyba
tak, tacy grubi nie jesteśmy.
- Mów za
siebie ja jestem jak hipopotam- powiedziałam przymykając oczy.
- A ja
jak dwa słonie- rzucił, na co nie potrafiłam się powstrzymać i wybuchłam
śmiechem.- No, co?
- w
pomniejszonej wersji, co?- Sturchnełam go w bok, zachichotał, i odgarnął mi
włosy z czoła.
- Masz
piękne oczy.
- Odbiję
piłeczkę ty też- wyszczerzyłam się.
- I
uśmiech.
- I znów
odbijam i mówię to samo.
- i usta-
wyszeptał, przygryzając wargi. Oblizał je i wpatrywał się we mnie w ciszy, ja
leżałam jak sparaliżowana. Nie mogłam, wykonać żadnego ruchu. Nie przez te
świdrujące mnie oczy. W pewnym momencie przejechał kciukiem po moich wargach,
po czym się w nie wpił. Byłam zbyt zaskoczona by odwzajemnić jednak po chwili
uległam, na moment. Zaplotłam rękę w te jego bujne loki, natomiast drugą,
odpięłam jeden guzik koszuli. On Jedna dłonią dotykał mojego policzka, a drugą
położył na tali. Trwaliśmy tak w ciszy, rozkoszując się bliskością oraz słodkością
pocałunków, gdy nagle:
- Michael
ty podrywaczu.
Oderwaliśmy
się od siebie jak oparzeni, przez co Michael tak się przeturlał, że spadł, na
trawę. Wychyliłam głowę i spojrzałam na jego skwaszoną minę.
-
Zostawiłam was tylko na moment, pomyśleć, co wy byście robili przez całą noc-
Liz zachichotała, a ja spłonęłam rumieńcem.
- My
tylko- zaczął się tłumaczyć.
- Oh
Mickey, kiedy ślub?
- Jaki
ślub?- Ożywiłam się.
- no
wasz, wiesz fajnie by było jakbyście mieli ślub w ogrodzie, oh tak to było by
cudowne. I ty w pięknej białej sukni- spojrzeliśmy z Michaelem na siebie, po
czym przenieśliśmy wzrok na nią.
- nie
planujemy ślubu- odparłam łagodnie.
- Na
razie- puściła mi oczko.
***
- Rose
wstawaj musisz kogoś poznać- z snu wyrwał mnie głos Roxanne.
- Ludzie
jest 6 rano.
- rusz
dupę.
- spadaj-
mruknęłam, zakładając poduszkę na głowę, wyrwała mi ją i zaczęła nią bić-
SPADAJ!
Zerwała
ze mnie kołdrę i zaśmiała się chytrze- Oh ty,... Czego chcesz?
- Chodź-
wyrwała mnie z łóżka. Zbiegłyśmy na dół, gdzie koło Marka stała mała śliczna
blondyneczka.
- Hej-
przywitałam się- Jestem Rose a ty?
- Maddy-
wyszeptała. Była taka urocza.
- A kto
to?
- To
nasza córeczka. Zaadoptowaliśmy ją- rzuciła wesoło Roxanne.
- Och.
- Rose,
pobawimy się?- Spytała niewinnie, a mi serduszko od razu zmiękło. Pokiwałam
głową i rzuciłam:
- Tylko się
ubiorę i pójdziemy na plac zabaw okej?
Pokiwała
główką.
Wbiegłam
na górę ubrałam czarny t-shirt, dżinsową koszulę, oraz czarne dżinsy. Szczotką przeczesałam
włosy i wróciłam na dół.
- To jak
idziemy?
- Taak.
- Rose
zajmiesz się ja jeden dzień dziś przyjeżdzają rodzice Marka i musimy im
wszystko wytłumaczyć- poprosiła.
- Pewnie,
to my spadamy.
- A
śniadanie.
- No tak-
klepnęłam sie w czoło. Zjadłyśmy rogaliki z dżemem truskawkowym i napiłyśmy się
ciepłej herbaty, po czym wyszłyśmy na dwór. Kochałam dzieci i tak strasznie
chciałam mieć swoje.
Gdy w
końcu byliśmy na placu zabaw bawiłyśmy sie w piaskownicy, zjeżdżałyśmy z zjezdzalni
i huśtałyśmy się na huśtawkach, gdy, zadzwonił do mnie telefon.
- Cześć
księżniczko.
- Hej
Piotrusiu hehe- zaśmiałam się do telefonu.
-, Z
czego się śmiejesz?- Zapytał zaciekawiony.
- Z
niczego.
- Halooo-
Maddy wyrwała mi telefon-, Rose, kto to?
- Moj
znajomy, poczekaj chwilkę dobrze- pokiwała główką- No, co?
- Kto to
Maddy?
- A moja
siostra ją zaadoptowała, no i od dziś jest w naszej rodzince- powiedziałam uśmiechając
się szeroko- a co?
- to może
wpadniecie do Neverlandu, akurat odwiedził mnie mój bratanek Taj ( Tito go podrzucił),
bo jadą na jakiś bankiet i by się poznali i pobawili a my spędzilibyśmy czas
razem- powiedział wesoło- Nie daj sie prosić.
- Maddy
chcesz poznać Michaela?
- TAKKKKK
- KOCHAM
CIĘ MADDY!- Wykrzyknął Michael w słuchawce, na co zachichotałam.- Gdzie
jesteście?
- W
parku, w tym gdzie byłam z Piorunem
- Okej,
zaraz będę a co z nim?
- Roxanne
sie nim zajmie- odparłam.
- To
czekajcie.
-
Czekamy. Papa- rozłączył sie a ja spojrzałam na małą.
- Jak
wygląda Michael?
Tak-
pokazałam jej jedno z moich ukochanych zdjęć.
- to
Michael Jackson!- Wykrzyknęła uradowana.
- Tak-
pokiwałam głową.
- ale
fajnie- rzuciła- a co bedzemy robić?- Spytała, wesoło.
- Zapewne
dobrze się bawić. Przy Michaelu nie ma innej możliwości wiesz- pokiwała główką.
Była taka cudowna. Pokochałam ją i zaczęłam zazdrościć Roxy małej.
Tez bym
chciała dzieci, ale to chyba nie jest najlepszy moment.
- Witam
najśliczniejszą panią, jaką znam. Kłaniam sie nisko- podszedł do nas wysoki
mężczyzna w czarnym kapeluszu, po czym ukłonił się nisko. Rzecz jasna
rozpoznałam Michaela.
- Cześć
Piotrusiu- stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek.
-
Ślicznie wyglądasz.
- E tam.
Michael poznaj Maddy- wskazałam na małą zaciekawioną dziewczynkę, która
patrzyła się na niego jak w obrazek. Uklęknął obok niej i z uśmiechem na ustach
rzucił:
- A więc
ty jesteś ta małą słodziutką Maddy, dzięki, której ta pani zgodziła się mnie
odwiedzić?- Pokiwała głową- A popatrz, co ja tu mam- wyjął za pleców pluszaka.
A dokładniej małą myszkę miki. Mała zapiszczała i zaczęła tulić myszkę, a po
chwili wtuliła sie w Michaela. Zaczęłam chichotać, na ten widok.
- Dla
pani też coś mam- wyjął Paluszaka, a dokładniej kłapouchego.
- Oooo,
- I
jeszcze- z drugiej strony wyjął jedną czerwoną różę. Pocałowałam go w policzek
i przytuliłam nie musiałeś.
- Ale
chciałem, jak Maddy podoba ci się?- Uklęknął obok niej.
Pokiwała
główką.
- Chodź-
wziął ją na ręce. Wyglądali tak słodko.
Gdy Michael pokazał jej kierunek, w którym będziemy iść , ja to wykorzystałam i pod ich nie uwagę strzeliłam im fotkę.
Dopiero,
gdy światło błysło Michael spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
- Kocham was- krzyknęła Maddy. Ja
chce ją, jako córeczkę. Boże, jakie ja mam zachcianki.
- Jesteś taka cudowna- pogłaskałam
ją po główce.
- Fajnie było by mieć, takich
rodziców jak wy- oświadczyła. Spojrzałam na Michaela, po czym ten pocałował
mnie w policzek.
- Ja chce dzieci- zaszlochałam.
- Oh.
-No, co?- Spojrzałam na niego.
- Wiesz zazwyczaj kobiety, które
poznałem nie chciały.
- Ale ja chce.
- Ja moogiem być twoją córeczką!- Zapiszczała,
z entuzjazmu.
- Dobrze- pocałowałam ją w czółko.
- To jak jedziemy?- Zapytał
Michael.
- Tak- rzuciła Maddy. Przez drogę
do samochodu gadała z Michaelem jak najęta. Gdy w końcu byliśmy w samochodzie,
Michael posadził małą z tyłu i zapiął jej pas, a potem jak prawdziwy dżentelmen
otworzył mi drzwi.
- Jak mija dzionek?
- Oprócz tego, że zostałam zerwana
z łóżka, przez Roxy, a potem moje serduszko pokochało Maddy, i teraz widzę się
z moim najlepszym przyjacielem, to wszystko po staremu- zaśmialiśmy się- A w
Nibylandii.
- Oh, szkoda gadać. Rosario tęskni
i gada jak najęta, nie lepiej niż Mac, chociaż i tak to ja wciąż o tobie gadam
i myślę.. Oj- ugryzł sie w język i spłonął rumieńcem. Zachichotałam.- No to po
staremu.
- Też cały czas o tobie myślę- mruknęłam.
Spojrzał na mnie z ukosa i uśmiechnął się nieśmiało.- Mówiłam Ci, że Roxy i
Mark coś knują- wystawiłam mu język. Jedną ręką, poglilgotał mnie, po czym
złapał moją dłoń i rzucił:
- Miałem przyznać racje, więc
przyznaje.
- A wracając na poprzedni tor, a
jak tobie mija dzień Maddy?- Spojrzał na nią w lusterku.
- Cudownie. Bardzo was kocham.
- Oh bardzo mnie to cieszy, chociaż
jedna woli mnie od Cruise- mruknął. Przewróciłam oczami i rzuciłam:
- zazdrośnik
- A żebyś wiedziała.
- co to Cruise?
- raczej, kto to- poprawiłam ją.
- To taki głupi pan nie lub go
Maddy- polecił.
- Jesteś okropny- pokręciłam
rozbawiona głową.
- Wiem.
- Nie lubie go. Ty jestes lepszy od
Cru.. cruisa. - Odparła Maddy.
- I tak trzymaj!
- Nie buntuj jej.
- Bo co twój aktorek będzie smutny.
- Boże zlituj się nade mną, o co
jesteś zazdrosny.
- O ciebie- wykrzyknął, po czym
zawstydził się, ja też. Złość, która miałam zmieniła się w zmieszanie. Nie wiedziałam,
co powiedzieć, więc milczałam.
- Jesteś dla mnie ważniejszy niż
on- wydukałam niepewnie. Spojrzał na mnie, po czym znów spojrzał na drogę.-
Muszę zadzwonić do Roxy i powiedzieć, że jedziemy do Nibylandii.
- Nibylandii?
- Nom, to dom tego pana.
- Cruisa?
- Nie Michaela, pan Cruise to
idiota nie wie, co jest fajne- ukradkiem spojrzałam na Michaela, który
uśmiechał się szeroko. Wybrałam numer do mojej siostry i czekałam.
- Halo Rose.
- Roxy słuchaj masz coś przeciwko
bym ja i Maddy wybrały się do Michaela? Bo przyjeżdża do niego bratanek i..
- Okej- była zdenerwowana.
- Co jest.
- Nic po prostu denerwuje sie, że
nie spodobam się jego rodzicom- wyznała.
- Polubią cię, nie martw się.
Pozdrów ich ode mnie. Życzę szczęścia-rozłączyłam się.
Podniosłam głowę, bo usłyszałam
okrzyk radości, Maddy, a jak sie okazało, byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z
samochodu. Pomogłam wyjść Maddie. Wybiegła z samochodu i podbiegła do Michaela
chcąc dać mu buziaka w policzek. On jednak ją podniósł i wziął na ręce.
Mała pocałowała go w policzek wtedy Michael rzucił:
- Witam w Nibylandii...
Oto mała córeczka Roxy, która zawróciła w głowie Rose i Michaelowi:
Maddy.
Przepraszam, za błędy i za ilość zdjęć w tym rozdziale, w ogóle wyszedł jakiś dziwny. No dobra, nie zanudzam i życze miłego dnia.
Pozdrawam
~ Michael
Przepraszam, za błędy i za ilość zdjęć w tym rozdziale, w ogóle wyszedł jakiś dziwny. No dobra, nie zanudzam i życze miłego dnia.
Pozdrawam
~ Michael