wtorek, 24 marca 2015

Don't Walk Away 6

- Skoro go nie kochasz to, dlaczego tak się zachowujesz?- Spytała Roxanne. Ubrałam dżinsową kurtkę, i założyłam obrożę Piorunowi- Czy ty mnie słuchasz?- Ignorowałam ją- Rose mówię do ciebie do jasnej cholery!
- Nic do niego nie czuje okej! Po prostu, nie wierzę, że jest jak typowy facet. Że działa na dwa fronty- wyszeptałam- A myślałam, że jest inny- dodałam, przytulając się do siostry. Zabawne, bo jeszcze kilka dni temu to Michael mnie pocieszał z jej powodu.
- Rose wszystko okej?
- Okej- mruknęłam i pokiwałam głową.- Ja i on jesteśmy całkiem innymi światami. Nie potrzebnie zawracałam mu głowę.
- Oh Rose- pogłaskała mnie po ramieniu.
- To ja uciekam, chodź Piorun- założyłam smycz, i wyszłam z domu.

Chodziłam bez celu od 4 godzin. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. On nie był by zdolny do tego. Jednak nie znam go. Co ja mogę wiedzieć o takiej gwiaździe. Nim sie obejrzałam Piorun, zerwał mi się z smyczy i pobiegł do przodu.
- Boże Piorun!- Wykrzyknęłam. Biegłam ile sił w nogach, gdy w końcu zobaczyłam mojego pieska, w ramionach jakiegoś mężczyzny.- Dziękuje panu- uśmiechnęłam się nieśmiało, jednak zamurowało mnie, gdy dotarło do mnie, kto to jest.


Michael:
Po prawie dwóch tygodniach, wydzwaniania, wysyłania listów postanowiłem do niej w końcu pojechać. Wczoraj tez tu byłem, ale niestety nikt nie odpowiadał. Zaparkowałem samochód przed jej domem, i wysiadłem z samochodu. Niepewnym krokiem podeszedłem do drzwi by potem zapukać dwa razy. Błagam niech ktoś otworzy. Usłyszałem kroki a po chwili w drzwiach stanęła Rudowłosa dziewczyna.
- Jestem Michael.,
- Wiem- rzuciła szorstko- Rose nie ma.
- A gdzie jest?
- Poszła 4 godziny temu na spacer z piorunem do tego parku, - palcem wskazała nie daleki park - pogadaj z nią- dodała i zamknęła drzwi. Wypuściłem powietrze z ust z świstem i ruszyłem w kierunku parku. Miałem gdzieś, że ktoś mnie rozpozna. Teraz ważna była dla mnie tylko i wyłącznie Rose. Gdy w końcu byłem w parku, rozglądałem się w każdym możliwym kierunku by go zobaczyć. Już chciałem się poddać, gdy usłyszałem:
- Piorun!
To był jej głos, do tego Piorun, tak zwie się jej mały piesek. Nim się obejrzałem, piesek podbiegł do mnie i zaczął bawić sie moją nogawką. Ukucnąłem i go pogłaskałem. Był uroczy, ale też zadziorny jak jego pani. Wziąłem go w obie ręce, kiedy:
- dziękuje panu- podniosłem głowę, i spojrzałem najpierw na uśmiechniętą od ucha do ucha Rose, po czym posmutniała- miło cie widzieć.
- Dlaczego zerwałaś ze mną kontakt?- milczała- To przez to, co mówią w mediach.
- Jako możesz działać na dwa fronty, co?!- Wykrzyknęła- A ja myślałam, że jesteś inny.
- Nie działam na żadne dwa pieprzone fronty, a co do tego dziecka, to nie jest i nie będzie moje dziecko. Chyba, że do zapłodnienia dochodzi, podczas dotyku ręki- wyznałem.

Patrzyłam na niego w skupieniu. Był taki zdeterminowany i pewny swego, chyba by mnie nie oszukał.
- Dlaczego wtedy mnie oszukałeś?
- Wtedy, kiedy powiedziałem, że idę na próbę?- Pokiwała głową- Spanikowałem. Pamiętasz dzień, w którym do mnie zadzwoniła?- Pokiwałam głową- A więc, powiedziałabyśmy gdzieś sie wybrali, zgodziłem sie, ale powiedziałem, że bez żadnych gierek. Zgodziła się. Wiedziałem, jakie macie zdanie, do tego nie chciałem ci mówić, prawdy, bo pomyślałem, właśnie, że ty pomyślisz, że działam na dwa fronty- odparł, gdy szliśmy wolnym tempie, on prowadząc Pioruna, a ja otulając się rękoma.
- A co z dzieckiem?- Spytałam.
- Nigdy przenigdy z nią nie spałem. Nie spał bym z kimś, kto w ogóle mnie nie pociąga, bo czy to ma sens? Nie. Nie wyobrażam sobie iść do łóżka, z kimś, kogo się nie kocha, i ani trochę cię nie pociąga. Rozumiesz?- Przytaknęłam- Proszę nie odrzucaj moich połączeń- zatrzymaliśmy się- Nie wytrzymuje bez ciebie. Te dwa tygodnie to najdłuższe tygodnie, jakie kiedykolwiek przeżyłem rozumiesz- dotknął mojego policzka.
- Dla mnie też.
- To jak zgoda?- Spytał z nadzieją.
- Zgoda- uśmiechnęłam się szeroko. Wtuliłam się w niego, i wsłuchiwałam w miarowe bicie serca i wciągałam do płuc, te piękne perfumy. Black Orchid Toma Forda.
- Boże jak ja za tobą tęskniłem- wtulił się w moje włosy.
- No już królu, bo ktoś cię jeszcze rozpozna, co u ciebie słychać, co?- Spytałam wesoło.
- Oh, napisałem piosenkę. I za niedługo znów wrócę do nagrywania piosenek- wyjaśnił- Wracamy?
- Pewnie- uśmiechnęłam się. Po dziesięciu minutach byliśmy w domu, - Już jestem- krzyknęłam od progu- Michael na chwile do mnie wpadnie.
- Okej, a będziecie jeść obiad?- Zapytała Roxanne wesoło.
- Tak chodź- pociągnęłam go za rękę, do swojego pokoju, lecz zapomniałam o jednym ostatnio rozwieszałam stare plakaty i na jednym z nich jest Michael! O jacie, to wpadłam. Rozglądał się uważnie, a gdy zobaczył swoją sylwetkę, na jednym z nich uśmiechnął się szeroko i napuszył się jak paw. " Co za facet".
- Nie pusz się tak- storchnełam go, rzucając się na łóżko.
- Ja puszyć, nie wiem, co to znaczy- zachichotał- Dlaczego nie przedstawiłaś mi Pioruna wcześniej?
- Nie było jakoś na to czasu- wyszeptałam- A co w Nibylandii?
- Oprócz tego, że ciągle Rosario sterczy mi nad głową no i Max, mówiąc, „ Kiedy Rose wróci?" To wszystko po staremu- roześmiałam się.- A u ciebie?
- Nudyyy, a taki teledysk będziesz kręcił?- Zapytałam wesoło. Jak mi tego brakowało przez ten czas.
- E tam- machnął ręką- nie chce zabierać ci czasu.
- Oj panie ładny mamy go bardzo dużo. Słucham- oparłam pięść o policzek i uśmiechnęłam się do niego.


- Black Or White.
- Brzmi nieźle- wyszeptałam.
- Wiesz chciałbym by teledysk, pokazywał, innym ludziom, że pomimo innego koloru skóry wszyscy jesteśmy jedną wielka rodziną. No i będzie grał ze mną Mac'- ucieszył się.
- Mac'?
- Poznasz go- uśmiechnął się tajemniczo.
- No panie ładny jestem z pana taka dumna, to nie jest codzienność, że ktoś chce zwalczyć rasizm- zaćwierkałam.
- dziękuje- speszył się.
- Ale słodki rumieniec- zachichotałam pod nosem.- Mikuś, zostaniesz dziś? Roxan, i Mark idą do znajomych na urodziny i wrócą nad ranem a ja nie chcę zostać sama- ułożyłam głowę na jego kolanach.
- Pewnie- rzucił radośnie.
- Chodzicie na obiad- usłyszeliśmy głos, Roxanne. Zbiegliśmy na dół cały czas chichocząc. Gdy zasiedliśmy w kuchni, Michael bacznie obserwował Marka. Miał do niego żal.
Jedliśmy w ciszy, kiedy nagle przerwała tą niezręczną ciszę moja siostra.
- Michael, kim jest dla ciebie Rose?- Słysząc to zakrztusiłam się, i o mało, co nie wyplułam makaronu na talerz. Michael wyglądał na zmieszanego, lecz rzucił:
- Jest dla mnie kimś, bardzo, bardzo ważnym. Nie wyobrażam sobie życia, już bez niej. Ona już zawsze dla mnie kimś wyjątkowym- spojrzał na mnie z ukosa. Uśmiechnęłam się speszona, i zaczęłam dzióbać, w jedzeniu.
- A dla ciebie, kim jest Michael Rose?- Spytał Mark.
- Najlepszym przyjacielem pod słońcem, dla którego pewna cząstka mojego serca należy i będzie należeć, zawsze może na mnie liczyć- wyznałam, zawstydzona. Po tych jakże wyznaniach, znów panowała cisza. Gdy zjedliśmy podziękowaliśmy i poszliśmy na górę, lecz Michael zatrzymał się na chwilę na schodach.
- Rose, chcesz bym został?
- No raczej..
- No to może pojadę po coś do przebrania,. I wrócę hymn?- Zaproponował.
- Okej, tylko szybko- pożegnałam się z nim ( przytuliłam i dałam całusa w policzek), po czym poszłam do siebie. Szukałam ciekawego filmu. W końcu wybrałam film Harolda Ramisa " W krzywym zwierciadle: wakacje", i czekałam na Michaela. Gdy dostałam sms'a że już wyjeżdża z Nevelandu, postanowiłam wszyscy przygotować.
- Rose- zatrzymała mnie, Roxnne.- Siadaj.
Usiadłam wtedy ona kontynuowała:
- Widzę, co się święci, między tobą i Michaelem, i powiedz mi szczerze, na pewno między waszą dwójką nie ma nic więcej niż tylko przyjaźń?- Spytała prosto z mostu.
- Tak.
- mam nadzieję, że mnie nie kłamiesz, no dobra to miłej nocy życzę- puściła mi oczko. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi, więc pobiegłam je otworzyć i rzuciłam się Michaelowi na szyję.
- Co się stało księżniczko?
- Moja siostra jest potworem. Porwali ją kosmici wiesz- palnęłam.
- Tak- patrzył na mnie jak na idiotkę.
- Mówię, ci jest miła, gotuje coś się święci. Bo to Nie jest Roxanne Adams- odparłam.
- Jesteś przewrażliwiona.
- Zobaczysz, coś się święci. A jak cos się wydarzy to przyznasz mi rację?
- Wtedy tak- przyciągnął mnie do siebie za pasek-, Ale nie sadzę, żebyś ją miała.
- Ty, ty- przepnełam go w głowę, oczywiście delikatnie.- Mała żmija. Pasowałbyś do Madonny.
- Ale do ciebie pasuje lepiej ty moja buntowniczko- nachylił się i pocałował mnie w policzek.
- Nie jestem buntowniczką- rzuciłam po chwili namysłu. Michael roześmiał się, po czym spojrzał na mnie uśmiechnięty.
- To, kim jesteś?
- Księżniczką- wyszeptałam głosem 5-cio letniej dziewczynki.
- Owszem jesteś moją małą księżniczką buntowniczką. O widzisz teraz wszystko się zgadza- oparł się o szafkę.
- Ty też musisz mieć jakąś ksywkę.
- Pan ładny? Wielki?
- Paw.
- Ooo, EJ!
- Piotruś Pan.
- Doo Doo.
-  KŁAPOŁUCHY!_ Wykrzyknęłam uradowana.
- Kłapołuchy?
- Kłapouszek- uśmiechnęłam się- to mój przyjaciel z dzieciństwa, i dla jego pamięci nadam ci jego nazwę.
- Zaraz będzie prosiaczek, tygrysek, albo Kubuś.
- Okej, chyba, że wolisz być mamą maleństwa. Szczerze jesteś nawet podobny- zaśmiałam się.
- Wyglądam ci na kangurka?
- Ooo będziesz maleństwem!
- Rose- spojrzał na mnie jak na kosmitkę- Wszystko gra.
- Tak misiu.
- Hymn ładnie- powiedział.
- I tak będziesz moim kłapouszkiem.- Przytuliłam się do niego- chodź.
- Hej Roxanne.
- Hej Mike.
- To jest kłapouszek!- Warknęłam.
- ach- przewrócił oczami.
- Wyrazy współczucia, czeka cię cała nocka z nią- spojrzał na mnie a ja zaśmiałam się iście diabelsko.
- zaryzykuje
- Widzisz, mój miś mnie lubi.
- Jaki miś?- Zapytała zaskoczona.
- No..No Michael.
- To on nie jest przydatkiem kłapo..kłapo.
- KŁAPOUCHEM!
- No właśnie miałam to na końcu języka- pstryknęła palcami, a ja udałam obrażona minę.
- Jestem i tym i tym- przyciągnął mnie do siebie i pocałował mnie w skroń.
- Przy tobie superman wymiękła wiesz?
- Nie wiedziałem, ale to miłe- zaśmiał się.
- To my spadamy- rzucił Mark.


Oglądaliśmy już trzeci film, jednak zbytnio nie interesowaliśmy się nim, a raczej sobą. Wpatrywałam się w oczy Michaela, a on w moje. Niby taka zwykła Recz jednak aż tak magiczna. A w szczególności, kiedy można roztopić się w czekoladowych tęczówkach. Był dla mnie bardzo ważny i chyba powoli zaczynałam coś do niego czuć. A może po prostu to zwykle, zauroczenie? Nim się obejrzałam, usnęłam. Otworzyłam oczy, skrzywiłam się nieco, bo białe światło poraziło moje oczy. Spojrzałam na Michaela, na którym spałam ( wiem dziwnie to zabrzmiało). Spał uśmiechając się niewinnie, przez sen. Jego loczki opadały na ramiona i na czoło, co było takie urocze. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Położyłam głowę na jego piersi, która unosiła się w miarowym tempie. Jednak bałam się o niego był wychudzony. Mam nadzieję, że ani nie ma bulimii ani anoreksji, bo nie wiem, co wtedy zrobię. Nim się obejrzałam, pomrugał powiekami i spojrzał na mnie zaspany.
- Dzień dobry.
- dobryyyyy- przeciągnął się- Stało się coś.
- Jesteś trupem.
- co?
- Jesteś patyczakiem, jesteś za chudy- mruknęłam.
- Powiedział chuderlak.
- Michael pomału widać ci kości- odparłam. Skąd to wiedziałam, gdyż wczoraj się przebierał niestety wpadłam do pokoju, gdy się przebierał i stał w samych dżinsach. Oczywiście spalona jak burak ( nie miej niż teraz) uciekłam. On chyba domyślił, się, że to sobie przypomniałam, bo speszył się.- Musisz jeść.
- Jem.
- Bo ja ci uwierzę- wstałam.
- Rose, na prawde jakby coś się działo powiem ci dobrze?- Wstał i dotknął mojego policzka.
- No dobrze, ufam ci.


**
Kilka dni później, siedzę sama na kanapie ( gdyż moja siostrunia razem z Markiem poszła do lekarza), a tu nagle słyszę dzwonek do drzwi. Wyciszyłam telewizor, i ruszyłam w kierunku drzwi. Otworzyłam je a za nich wyłonił się Michael.
- Cześć misiaczku- pocałowałam go w policzek, czym odwdzięczył się tym samym.
- Jak mija dzionek mojej małej buntownice hymn?
- Nudzi mi się.
- No to się zbieraj jedziemy do ważnej dla mnie osoby- powiedział z uśmiechem rozpinając kurtkę.
- Do kogo?
- Do Elizabeth, chcę by cię poznała.
- Okej.
Narzuciłam na siebie kurtkę, i włożyłam kwiatowe martensy. Po czym wyszliśmy i usiedliśmy w samochodzie.
- Elizabeth nie będzie miała ci za złe, że no wiesz. Że zapraszasz obcą dziewczynę do jej domu?- Zapytałam.
- Nie, bardzo chce cie poznać, ja też tego chce.
- Więc ja też tego chce- wyszczerzyłam się.
Nie wiem ile jechaliśmy ( chyba z pół godziny), gdy nagle podjechaliśmy pod piękną willę. " Czego się spodziewałaś?"
Wysiadłam z samochodu, i tak samo jak pierwszego dnia w Neverlandzie rozglądałam się dokoła.
- A kim jest ta ciekawa świata dama?- Usłyszałam za siebie damski głos, i dostrzegłam Elizabeth Taylor.- Witaj Michael.
- Część Liz- pocałował ja w policzek- To właśnie Rose- ręką wskazał na mnie. Nieśmiało podeszłam i rzuciłam nieśmiałe" Dzień dobry"
- Rose, mogę tak do ciebie mówić?- Pokiwałam głową- Michael miał rację, że jesteś przepiękna- spojrzałam na mojego towarzysza, który nagle wyprostował się jak struna i spiorunował spojrzeniem Liz- Michael nie piorunuj mnie wzrokiem,.
- Liz bądź cicho.
- Wiesz ile on mi o tobie gada- obieła mnie ramieniem i ruszyłyśmy razem do ogrodu- A bo ta Rose zabawna, piękna miła i lojalna, no i jest typem buntowniczki. Myślałam, że Michael zmyśla, ale teraz. Stoisz przede mną żywa i piękna.
- Tak..- Podszedł Michael- Elizabeth wszystko wyolbrzymia.
- To, że gadasz jej imię przez sen też?
Zaśmiałam się pod nosem. Zabawne to było, bo jakiś czas temu Roxanne powiedziała mi, że ja gadam jego imię.
- Raz mi się zdarzyło- mruknął zakładając rękę na torsie.
- Oh, no dobrze, chodźcie do ogrodu- zaprosiła nas.

-Pomieścimy się tu?- Zachichotałam, gdy położyliśmy się koło siebie na hamaku, w ogródku Liz. Ona musiała coś załatwić, więc na chwile zostawiła nas samych.
- Chyba tak, tacy grubi nie jesteśmy.
- Mów za siebie ja jestem jak hipopotam- powiedziałam przymykając oczy.
- A ja jak dwa słonie- rzucił, na co nie potrafiłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.- No, co?
- w pomniejszonej wersji, co?- Sturchnełam go w bok, zachichotał, i odgarnął mi włosy z czoła.
- Masz piękne oczy.
- Odbiję piłeczkę ty też- wyszczerzyłam się.
- I uśmiech.
- I znów odbijam i mówię to samo.
- i usta- wyszeptał, przygryzając wargi. Oblizał je i wpatrywał się we mnie w ciszy, ja leżałam jak sparaliżowana. Nie mogłam, wykonać żadnego ruchu. Nie przez te świdrujące mnie oczy. W pewnym momencie przejechał kciukiem po moich wargach, po czym się w nie wpił. Byłam zbyt zaskoczona by odwzajemnić jednak po chwili uległam, na moment.  Zaplotłam rękę w te jego bujne loki, natomiast drugą, odpięłam jeden guzik koszuli. On Jedna dłonią dotykał mojego policzka, a drugą położył na tali. Trwaliśmy tak w ciszy, rozkoszując się bliskością oraz słodkością pocałunków, gdy nagle:
- Michael ty podrywaczu.
Oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni, przez co Michael tak się przeturlał, że spadł, na trawę. Wychyliłam głowę i spojrzałam na jego skwaszoną minę.
- Zostawiłam was tylko na moment, pomyśleć, co wy byście robili przez całą noc- Liz zachichotała, a ja spłonęłam rumieńcem.
- My tylko- zaczął się tłumaczyć.
- Oh Mickey, kiedy ślub?
- Jaki ślub?- Ożywiłam się.
- no wasz, wiesz fajnie by było jakbyście mieli ślub w ogrodzie, oh tak to było by cudowne. I ty w pięknej białej sukni- spojrzeliśmy z Michaelem na siebie, po czym przenieśliśmy wzrok na nią.
- nie planujemy ślubu- odparłam łagodnie.
- Na razie- puściła mi oczko.
***
- Rose wstawaj musisz kogoś poznać- z snu wyrwał mnie głos Roxanne.
- Ludzie jest 6 rano.
- rusz dupę.
- spadaj- mruknęłam, zakładając poduszkę na głowę, wyrwała mi ją i zaczęła nią bić- SPADAJ!
Zerwała ze mnie kołdrę i zaśmiała się chytrze- Oh ty,... Czego chcesz?
- Chodź- wyrwała mnie z łóżka. Zbiegłyśmy na dół, gdzie koło Marka stała mała śliczna blondyneczka.
- Hej- przywitałam się- Jestem Rose a ty?
- Maddy- wyszeptała. Była taka urocza.
- A kto to?
- To nasza córeczka. Zaadoptowaliśmy ją- rzuciła wesoło Roxanne.
- Och.
- Rose, pobawimy się?- Spytała niewinnie, a mi serduszko od razu zmiękło. Pokiwałam głową i rzuciłam:
- Tylko się ubiorę i pójdziemy na plac zabaw okej?
Pokiwała główką.
Wbiegłam na górę ubrałam czarny t-shirt, dżinsową koszulę, oraz czarne dżinsy. Szczotką przeczesałam włosy i wróciłam na dół.
- To jak idziemy?
- Taak.
- Rose zajmiesz się ja jeden dzień dziś przyjeżdzają rodzice Marka i musimy im wszystko wytłumaczyć- poprosiła.
- Pewnie, to my spadamy.
- A śniadanie.
- No tak- klepnęłam sie w czoło. Zjadłyśmy rogaliki z dżemem truskawkowym i napiłyśmy się ciepłej herbaty, po czym wyszłyśmy na dwór. Kochałam dzieci i tak strasznie chciałam mieć swoje.
Gdy w końcu byliśmy na placu zabaw bawiłyśmy sie w piaskownicy, zjeżdżałyśmy z zjezdzalni i huśtałyśmy się na huśtawkach, gdy, zadzwonił do mnie telefon.
- Cześć księżniczko.
- Hej Piotrusiu hehe- zaśmiałam się do telefonu.
-, Z czego się śmiejesz?- Zapytał zaciekawiony.
- Z niczego.
- Halooo- Maddy wyrwała mi telefon-, Rose, kto to?
- Moj znajomy, poczekaj chwilkę dobrze- pokiwała główką- No, co?
- Kto to Maddy?
- A moja siostra ją zaadoptowała, no i od dziś jest w naszej rodzince- powiedziałam uśmiechając się szeroko- a co?
- to może wpadniecie do Neverlandu, akurat odwiedził mnie mój bratanek Taj ( Tito go podrzucił), bo jadą na jakiś bankiet i by się poznali i pobawili a my spędzilibyśmy czas razem- powiedział wesoło- Nie daj sie prosić.
- Maddy chcesz poznać Michaela?
- TAKKKKK
- KOCHAM CIĘ MADDY!- Wykrzyknął Michael w słuchawce, na co zachichotałam.- Gdzie jesteście?
- W parku, w tym gdzie byłam z Piorunem
- Okej, zaraz będę a co z nim?
- Roxanne sie nim zajmie- odparłam.
- To czekajcie.
- Czekamy. Papa- rozłączył sie a ja spojrzałam na małą.
- Jak wygląda Michael?

Tak- pokazałam jej jedno z moich ukochanych zdjęć.
- to Michael Jackson!- Wykrzyknęła uradowana.
- Tak- pokiwałam głową.
- ale fajnie- rzuciła- a co bedzemy robić?- Spytała, wesoło.
- Zapewne dobrze się bawić. Przy Michaelu nie ma innej możliwości wiesz- pokiwała główką. Była taka cudowna. Pokochałam ją i zaczęłam zazdrościć Roxy małej.
Tez bym chciała dzieci, ale to chyba nie jest najlepszy moment.
- Witam najśliczniejszą panią, jaką znam. Kłaniam sie nisko- podszedł do nas wysoki mężczyzna w czarnym kapeluszu, po czym ukłonił się nisko. Rzecz jasna rozpoznałam Michaela.
- Cześć Piotrusiu- stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek.
- Ślicznie wyglądasz.
- E tam. Michael poznaj Maddy- wskazałam na małą zaciekawioną dziewczynkę, która patrzyła się na niego jak w obrazek. Uklęknął obok niej i z uśmiechem na ustach rzucił:
- A więc ty jesteś ta małą słodziutką Maddy, dzięki, której ta pani zgodziła się mnie odwiedzić?- Pokiwała głową- A popatrz, co ja tu mam- wyjął za pleców pluszaka. A dokładniej małą myszkę miki. Mała zapiszczała i zaczęła tulić myszkę, a po chwili wtuliła sie w Michaela. Zaczęłam chichotać, na ten widok.
- Dla pani też coś mam- wyjął Paluszaka, a dokładniej kłapouchego.
- Oooo,
- I jeszcze- z drugiej strony wyjął jedną czerwoną różę. Pocałowałam go w policzek i przytuliłam nie musiałeś.
- Ale chciałem, jak Maddy podoba ci się?- Uklęknął obok niej.
Pokiwała główką.
- Chodź- wziął ją na ręce. Wyglądali tak słodko.

Gdy Michael pokazał jej kierunek, w którym będziemy iść , ja to wykorzystałam i pod ich nie uwagę strzeliłam im fotkę.

Dopiero, gdy światło błysło Michael spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
- Kocham was- krzyknęła Maddy. Ja chce ją, jako córeczkę. Boże, jakie ja mam zachcianki.
- Jesteś taka cudowna- pogłaskałam ją po główce.
- Fajnie było by mieć, takich rodziców jak wy- oświadczyła. Spojrzałam na Michaela, po czym ten pocałował mnie w policzek.
- Ja chce dzieci- zaszlochałam.
- Oh.
-No, co?- Spojrzałam na niego.
- Wiesz zazwyczaj kobiety, które poznałem nie chciały.
- Ale ja chce.
- Ja moogiem być twoją córeczką!- Zapiszczała, z entuzjazmu.
- Dobrze- pocałowałam ją w czółko.
- To jak jedziemy?- Zapytał Michael.
- Tak- rzuciła Maddy. Przez drogę do samochodu gadała z Michaelem jak najęta. Gdy w końcu byliśmy w samochodzie, Michael posadził małą z tyłu i zapiął jej pas, a potem jak prawdziwy dżentelmen otworzył mi drzwi.
- Jak mija dzionek?
- Oprócz tego, że zostałam zerwana z łóżka, przez Roxy, a potem moje serduszko pokochało Maddy, i teraz widzę się z moim najlepszym przyjacielem, to wszystko po staremu- zaśmialiśmy się- A w Nibylandii.
- Oh, szkoda gadać. Rosario tęskni i gada jak najęta, nie lepiej niż Mac, chociaż i tak to ja wciąż o tobie gadam i myślę.. Oj- ugryzł sie w język i spłonął rumieńcem. Zachichotałam.- No to po staremu.
- Też cały czas o tobie myślę- mruknęłam. Spojrzał na mnie z ukosa i uśmiechnął się nieśmiało.- Mówiłam Ci, że Roxy i Mark coś knują- wystawiłam mu język. Jedną ręką, poglilgotał mnie, po czym złapał moją dłoń i rzucił:
- Miałem przyznać racje, więc przyznaje.
- A wracając na poprzedni tor, a jak tobie mija dzień Maddy?- Spojrzał na nią w lusterku.
- Cudownie. Bardzo was kocham.
- Oh bardzo mnie to cieszy, chociaż jedna woli mnie od Cruise- mruknął. Przewróciłam oczami i rzuciłam:
- zazdrośnik
- A żebyś wiedziała.
- co to Cruise?
- raczej, kto to- poprawiłam ją.
- To taki głupi pan nie lub go Maddy- polecił.
- Jesteś okropny- pokręciłam rozbawiona głową.
- Wiem.
- Nie lubie go. Ty jestes lepszy od Cru.. cruisa. - Odparła Maddy.
- I tak trzymaj!
- Nie buntuj jej.
- Bo co twój aktorek będzie smutny.
- Boże zlituj się nade mną, o co jesteś zazdrosny.
- O ciebie- wykrzyknął, po czym zawstydził się, ja też. Złość, która miałam zmieniła się w zmieszanie. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc milczałam.
- Jesteś dla mnie ważniejszy niż on- wydukałam niepewnie. Spojrzał na mnie, po czym znów spojrzał na drogę.- Muszę zadzwonić do Roxy i powiedzieć, że jedziemy do Nibylandii.
- Nibylandii?
- Nom, to dom tego pana.
- Cruisa?
- Nie Michaela, pan Cruise to idiota nie wie, co jest fajne- ukradkiem spojrzałam na Michaela, który uśmiechał się szeroko. Wybrałam numer do mojej siostry i czekałam.
- Halo Rose.
- Roxy słuchaj masz coś przeciwko bym ja i Maddy wybrały się do Michaela? Bo przyjeżdża do niego bratanek i..
- Okej- była zdenerwowana.
- Co jest.
- Nic po prostu denerwuje sie, że nie spodobam się jego rodzicom- wyznała.
- Polubią cię, nie martw się. Pozdrów ich ode mnie. Życzę szczęścia-rozłączyłam się.

Podniosłam głowę, bo usłyszałam okrzyk radości, Maddy, a jak sie okazało, byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu. Pomogłam wyjść Maddie. Wybiegła z samochodu i podbiegła do Michaela chcąc dać mu buziaka w policzek. On jednak ją podniósł i wziął na ręce.
Mała pocałowała go w policzek wtedy Michael rzucił:
- Witam w Nibylandii...



Oto mała córeczka Roxy, która zawróciła w głowie Rose i Michaelowi:



Maddy.


Przepraszam, za błędy i za ilość zdjęć w tym rozdziale, w ogóle wyszedł jakiś dziwny. No dobra, nie zanudzam i życze miłego dnia.
Pozdrawam
~ Michael

sobota, 21 marca 2015

7. I Love You, Liberian Girl Part ll

(Perspektywa Michaela)


Otworzyłem oczy. Moja klatka podnosiła, się i opadała w przyśpieszonym tempie. Drżącą rękom sięgnąłem do czoła, i wytarłem z niego pot. Po czym przymknąłem oczy i starałem się uspokoić. Śnił mi się koszmar, a dokładniej, że coś stało sie Angie. Że jej ojczym coś jej zrobi, co źle się skończy. Mój oddech delikatnie się unormował, jednak ciało wciąż drżało. W pewnym momencie poczułem dłoń, na ramieniu, otworzyłem oczy i spojrzałem, na zatroskaną Angie. Nie odzywała się, po prostu przyciągnęła mnie do siebie tak, że miałem głowę, na jej brzuchu, i po prostu pogłaskała, przez co uspokoiłem się nieco. Nie wiem, czemu tak nagle przyśnił mi się koszmar, najgorsze było, to, że wiele razy to, co się mi przyśniło, okazało sie prawdą, tak było z Josephem, tak była z Ryanem, oraz z wypadkiem Randiego. Kiedyś mi sie to przyśniło, i ten wypadek na prawdę się wydarzył.
- Cichutko, co sie stało, co?- Spytała łagodnie, przyległem do niej mocniej, wtedy dodała-, Mickey, co się stało hymn?
- Śnił mi się koszmar.
- Powiesz mi, jaki?- Popatrzyła na mnie. Podniosłem wzrok i popatrzyłem jej w oczy.
- No dobrze- odsunąłem się od niej, jednak cały czas trzymałem jej małą zgrabną dłoń.- Śniło mi się, że..
- Że?- Dopytywała, patrząc na mnie wyczekująco.
- Że Danny coś ci zrobi. I..
- I?
- trafisz do szpitala. Mój sen skończył się w momencie, gdy ty nagle przestałaś, mówić i - do oczu napłynęły mi łzy, miałem gdzieś, że to mało męskie. Wiedziałem, że na niej mogę polegać.
- Michael, nic mi nie będzie to tylko zły sen tak- pogłaskała mnie po policzku. Pokiwałem głową wtedy rzuciła: - Spróbuj zasnąć, dobrze?
- Postaram się- odparłem wysyłając jej wymuszony uśmiech.
- Możesz sie przytulić, jak chcesz- mruknęła i się położyła. Nie wiedziałem, co zrobić. Z jednej strony czepiam sie Lisy, że mówi, że niby " zdradzam" ją. No, chociaż czy to nie jest zdradzanie, przytulanie się do innej dziewczyny? Boże mam żonę, a myślę, o Angie. Wiem jedno, Angie będzie przeze mnie cierpieć, czuje to.- Michael?- Pomachała mi rękom przed twarzom.
- T-tak?
- Stało się coś?
- Nie nic.. To dobranoc- położyłem się obok, i przymknąłem powieki. Angie przyglądała mi się chwilę, czułem to, po czym, odwróciła się i poszła spać.

Nie wiem ile czasu minęło, ale Angie spała już spokojnie, a ja wciąż wierciłem się. Tęskniłem, za Lisą, ale chociaż mogę być, z Angie. Nie rozumiem, Lisy. No owszem, Angie jest piękna, i podoba mi się, ale komu ona się nie podoba, jest moją przyjaciółką. Tylko przyjaciółką? Pogubiłem się w swoich uczuciach, jednak wiem, jedno nie mogę działać, na dwa fronty. Chociaż, o czym ja gadam, Angie mnie nie kocha. To ułatwia sprawę....
- Więc dlaczego mnie to boli?- Spytałem pod nosem, i spojrzałem na uśmiechniętą przez sen Angie. Wyglądała, jak anioł.  Tak niewinnie. - Dlaczego boli, że nie możesz być tylko moja?- Dodałem. Usiadłem, i patrzyłem się przez chwile na nią.  Teraz już sam nie wiedziałem, czy ją kocham czy też nie.


( Perspektywa Angie)

Myślał, że śpię. Ja tylko udawałam. Byłam ciekawa, co oznaczają jego słowa, „ Dlaczego boli, że nie możesz być moja?". Do tego czułam się dziwnie, czując jego wzrok, na sobie. Jakby patrzył w moje oczy, mogłabym uznać, że zagląda mi do duszy, na całe szczęście, leżałam, do niego odwrócona plecami. Nie umiałam też zasnąć, przez to, co powiedział. Szczerze trochę zaniepokoił mnie swoim snem. Co mogło mi się stać? Tego chyba się nie dowiemy. Usłyszałam jak się podniosii, i wypuszcza z świstem powietrze z ust. 
- Boże, co ja do niej czuje?
- On ci raczej nie podpowie- odparłam. Wyglądał na przestraszonego. Usiadłam, i spojrzałam na niego.- Więc nie opłaca ci sie pytać.
- Angie..
- O kogo ci chodzi?- Spytałam.
- A ty myślisz, że?
- O Karen, wspominałeś, że Lisa jest o nią zazdrosna- mruknęłam, na co nieco się odprężył.
- Wiesz Karen jest dla mnie bardzo bliska.
- Zakochałeś się w niej?
- Nie! Po prostu, ostatnio nieźle się pokłóciliśmy, i sam nie wiem, czy ja lubię czy działa mi na nerwy.
- Oooo interesujące, a co do mnie czujesz? W sensie no wiesz..
- Jesteś dla mnie jak siostra, matka, kochanka, i przyjaciółka- odparł.
- Urodziłam cię- zachichotaliśmy.
- Nie chodzi mi o to, że wiem, że mogę na tobie polegać, w każdej sprawie. I dlatego powiedziałem, że dla mnie taka jesteś.
- A dlaczego jak kochanka?
- Bo, potrafisz sprawić, że czuję się dowartościowany.
- Ooo, co ja tu się dowiaduje. Mam cię dowartościować, no to tak.. Ale nie wylejesz mnie, co?
- Nie.. Mów właśnie, co o mnie myślisz?
- Em.., ale nie wiem czy powinnam?
- No weź.
- Jesteś najprzystojniejszym facetem, jakiego znam. Masz piękne.. Najpiękniejsze oczy, na całym świecie, a twój uśmiech, to, to coś cudownego. Kurde do tego genialnie się ruszasz- on to słysząc zaśmiał się- genialnie, się poruszasz.
- Dzięki.
- Ale uważam, tez, że jesteś słodkim małym czarującym chłopczykiem. Który został uwięziony w ciele dorosłego juz dawno temu. Kocham cie za to, jaki jesteś, nie, dlatego, że jesteś królem popu, tylko dla tego, że pomagasz, nie, dlatego, żeby zwrócić, uwagę innych na siebie, tylko po to by świat był lepszym miejscem. Za to cię kocham i szanuje. I podziwiam. A i kocham cie za twoją głupotę.- Dodałam, spuszczając głowę.
- Słodka jesteś- wypalił.- Zaraz powiedziałaś, że jestem głupi?
- Nie coś ci się przesłyszało.
- No mam nadzieję... Wiesz, że jesteś słodka
- ty uroczy.
- łał nie ma to jak sobie słodzić- zaśmiał, się.
- Ta.. Chyba już jest rano, idziemy?
- Dokąd?
- do państwa Morrow- mruknęłam- Trzeba się pokazać.
- Zaraz, miło jest nie psuj tego.
- Ja psuje?... Masz racje- mruknęłam, na co zaśmiał się.
- Nie śpicie już- w środku pojawiła się Pani Marrow.- Chciałam zawołać, was na śniadanie.
- A przepraszam, czy może nasze ubrania już wyschneły?
- Mam je ze sobą, proszę- podała nam je- Przyjdźcie za chwile na śniadanie, co.
- Dobrze.


Wzięłam koc, i poszłam dalej.
- A ty, dokąd?
- a co ty myślałeś, że będę przy tobie przebierać?
- Zamknę oczy. No jak wolisz, 
- zamkniesz?- Pokiwał głową.
- I tak sie to zamykaj oczy.- Wykonał moje polecenie, do tego zakrył oczy rękoma- i bez podglądania mi tam, bo oberwiesz.
- Się wie szefowo.
Szybko ubrałam bluzkę, i popatrzyłam na Michaela, który co Michaela, który patrzył przez szparki, pomiędzy palcami.
- Hej!
- No, co?. Już?- Odsunął dłoń.
- Nie stoję w staniku....
- to szybciej.
- nie udawaj debila, wiem, że podglądałeś, ja to powiem Lisie.
- Nie podglądałem.
- Wcale!- Prysnełam i skierowałam się do wyjścia.
- O co ci chodzi?
- Grasz na dwa fronty! Nie chce być laleczka do zabawienia się. Wiem, że taki nie jesteś, ale masz Lisę, jesteście małżeństwem.
- Powiedz to jej.
- To nie ona pocałowała mnie w lesie- mruknęłam.
- ale mnie zdradziła.
- Co?
- zanim ogłosiliśmy prawdę światu, przespała się z Nickiem.
- Acha, czyli ja jestem taką zabawką, do zemsty tak?
- Angie to nie tak, nie chce cie wykorzystać.
- Ani mi sie waż. Nie będę przez ciebie płakać- przyglądał mi się w ciszy.- Ma być tylko przyjaźń.
- Okej.
- Obiecujesz?
- Na całe moje życie- powiedział śmiertelnie poważnie.
- Ufam ci.
- Nie zawiodę cie, obiecuje...A teraz chodźmy.
- Wiesz, że jesteś wstrętny.
- Za to mnie kochasz..
- O tak ja szaleję, na twoim punkcie.
- Przecież wiem- zatrzepotał rzęsami. W jego wykonaniu wyglądało to komicznie.
- Czego ty nie wiesz Einsteinie, co?- Dałam mu sójkę w bok.
- Czego ja nie wiem tak? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Za dużym geniuszem jestem- wyszczerzył się.
- Bardzo skromnym geniuszem.
- Uważasz?
- Bardzo skromnym egoistycznym geniuszem.
- Kochanie czasem trzeba być egoistom. Trzeba nim być, żeby przeżyć.
- Hahaha..
- No, co, mówię same fakty.
- Boże, z kim ja sie zadaje- mruknęłam załamana chichocząc tak na prawdę po nosem. 
- Z najprzystojniejszym facetem, jakiego znasz..
- Jackson, tobie odbija przyznałeś, że jesteś przystojny.
- Nie wziąłem lekarstw na głupotę.
- To na to są lekarstwa?
- A co ty myślałaś?
- Że, w twoim przypadku wyleczenie głupoty jest nie możliwe.
- Hej, dlaczego nie wierzysz we mnie?- Założył ręce na torsie- foch forever.
- oj nie gniewaj sie po prostu w twoim przypadku jest za późno na wyleczenie. 
Michael odwrócił głowę i podniósł ją wysoko do góry. ' Raz kozie śmierć'
- Misiaczku nie gniewaj się.
- No dobrze- uśmiechnął się nieśmiało.
Dotarliśmy do domu państwa Marrow, i z uśmiechami przekroczyliśmy próg domu.
- Wreście jesteście, siadajcie- rzuciła Lucy.
- Trochę się nam przeciągnęło.
- zauważyliśmy, no to jak opowiedzcie nam, co dokładnie sie stało?
Opowiedzieliśmy wszystko dokładnie po kolei, a małżeństwo słuchało nas z zainteresowaniem. W pewnym momencie Michael poszedł zadzwonić po Wayna, a ja w tym czasie postanowiłam pomóc Pani Lucy.
- Wayne będzie za 20 minut.
- okej.. A co z twoim samochodzikiem?
- Później po niego pojedzie.. Tęskniłaś za mną?
- oczywiście, 10 minut bez ciebie to prawdziwa męka, wiesz..
- cieszy mnie to..


(Perspektywa Michaela)

Powrót zawsze jest bardzo ciężki w szczególności, gdy od progu przywita cię na maxa wkurzona żona, oraz wierna przyjaciółka Elizabeth. Pss z Liz jakoś sobie poradzę, gorzej z Lisą. Zapewne znowu się pokłócimy i znów nie będziemy sie do siebie odzywać.

Tak jak myślałem stało się. Przekroczyliśmy próg Nibylandii i pierwsze zdanie, jakie usłyszałem skierowane w moją stronę to:
- GDZIEŚ TY KURWA BYŁ?!
Spojrzałem na Angie, która wyglądała na przerażoną, bo spuściła głowę a uśmiech, jaki przed chwilą gościł, zmienił się w smutek. Wiedziałem, że granie na dwa fronty jest egoistyczne i jest w stosunku do, Angie jaki i do Lisy nie fair, ale co ja poradzę, że ta dziewczyna zawładnęła moim sercem. Gdy ją widzę uśmiech pojawia się na mojej twarzy, to nie jest tak, że nie kocham już Lisy, po prostu Angie. Po prostu mi się podoba, jest piękna, a między mną a Lisą od dawna się nie klei, chcieliśmy sobie dać druga szansę, lecz czy dobrze ją wykorzystamy?... Oto zostaje pytanie..
- ODPOWIADAJ- założyła ręce.
- Lisa porozmawiamy później, proszę.
- Gdzie wyście byli?
- Lisa, nic się nie wydarzyło- zaczęła Angie.
- Nie odzywaj się pieprzona wywłoko.
- Lisa..
- Powiedziałam zamknij się, masz się wyprowadzić, ale już- rozkazała. Angie spuściła głowę, a ja rzuciłem:
- Angie zostań.
- Co?
- Lisa, Angie zostanie.
- Właśnie, że nie.

- Nie będę się z tobą kłócił. Zostaje i koniec kropka- wyminąłem ją i wbiegłem na górę, po czym wściekły z pięści, walnąłem w szafkę i upadłem na kolana.

Po pierwsze chciałbym przeprosić za tą fatalną notkę, nie jestem z niej zachwycony. Ale nie miałem czasu jej dopracować, gdyż wczoraj dopiero co z szpitala wyszedłem. I nie czuję się najlepiej. Mam nadzieję, że kolejna będzie lepsza. 
Pozdrawiam ~ Michael

niedziela, 15 marca 2015

7. I Love You, Liberian Girl

Obudziłam sie słysząc melodyjny śpiew ptaków oraz szum liści na wietrze. Pomrugałam oczami i skrzywiłam sie nieco, gdy promienie słoneczne przedostające sie przez konary drzew poraziły moje oczy. Jednak mimo wszystko musiałam przyznać, że wyglądało to przepięknie. Miało w sobie magię.

Gdy mój wzrok wrócił do normy spojrzałam na bok gdzie powinien być Michael. No właśnie powinien! Ale go nie ma! Nie ma! A co jeśli ta kanalia, nawiała? " Nie zrobiłby mi tego"- mruknęła moja podświadomość.
Wyszłam na zewnątrz i rozejrzałam się sie dokoła. Pomimo burzy, jaka wczoraj panowała, było ciepło i sucho. Nie wiem, jakim cudem, nie znam sie na cudach natury. Tylko ten cwaniak. No właśnie, trzeba go znaleźć.
- Michael? Kanalio? Dupku!- Krzyknęłam, wtedy usłyszałam jego wesoły głosik. Oh wystarczyło zawołać dupku. Dobrze wiedzieć.
- Nie śpisz już- ogromny uśmiech gościł mu na twarzy. Podszedł do mnie i pocałował w policzek, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.- Co sie tak krzywisz? Piękna pogoda ach- wciągnął powietrze.
- Naćpałeś się sie czegoś- podeszłam do niego ostrożnie.
- Ciebie i natury, to wystarczy by biło mi na dekiel.
- A-ha.. To, co robimy?- Spytałam wesoło.
- Ruszamy, niedaleko jest strumień.- Odparł.
- Skąd wiesz?
- gdy ty słodko spałaś, ja postanowiłem sie przejść, no i zauważyłem strumień- wykrzyknął wesoło.
- - No to prowadź!

Szłam za Michaelem juz chyba 20- ścia minut, i gdy chciałam rzucić jakąś kąśliwą uwagę, usłyszałam szum wody. Nieoczekiwanie Michael stanął a ja rzuciłam:



- dlaczego sie zatrzymałeś?
- Nie wiem gdzie iść dalej.
- przecież byłeś harcerzem.
- skautem.
- wczoraj mówiłeś, że harcerzem- mruknęłam zirytowana.
- Nie ważne, nie znam tego lasu, i nie chcę sie jeszcze bardziej pogubić.
- Bardziej się nie da- mruknęłam kąśliwie.
- Znów jesteś wredna.
- taka już moja natura- podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek- teraz ja przejmuje stery, i- ja prowadzę.
- Okej- zaśmiał się. Wyprzedziłam go, i szliśmy dalej, byłam ciekawa, co by mi teraz zrobiła Lisa.
" Zabiła, udusiła, pocięła wiele tego"- powiedziała podświadomość.
- " Ona by mnie żywcem zakopała"- dodałam w myślach, ja i moja podświadomość zaśmiałyśmy się, wtedy spojrzałam, na Michaela. Był taki zamyślony, że nawet nie zauważył jak mu się przyglądam.

Nie wiem ile tak szliśmy, lecz w pewnym momencie, poślizgnęłam się i wpadłam do wody. Michael obudził się z transu, i do mnie podbiegł, sam poślizgajac się i wpadając na mnie. Michael był przerażony a ja roześmiałam się głośno z swojej głupoty. Michael to widząc dołączył do mnie a po chwili nasze śmiechy odbijały się echem po lesie. Jednak ten wesoły moment nie trwał dłużej, gdyż Michael poprawił opadający mi na twarz kosmyk włosów, po czym palcem przejechał po moim policzku, zbliżając się do ust. Nagle się przybliżył, czego obawiałam sie najbardziej, lecz ja zdążyłam w ostatniej chwili zrobić unik.
- Nie możemy- mruknęłam. Wiedziałam, ze to był impuls, ale żałowałby go. Byłam tego pewna.
- Przepraszam nie wiem, co we mnie wstąpiło, ja po prostu..- Przyłożyłam mu palec do ust.
- Nic nie mów.
- Nie będziesz zła?
- Jeśli się pięknie uśmiechniesz to nie- wyszczerzyłam się. Michael nie zastanawiając się długo spełnił moją prośbę, i wysłał mi jeden z jego najładniejszych uśmiechów.
- O właśnie, a teraz idziemy dalej hymn.
Wygramoliliśmy się sie z wody, i gdy zaczęliśmy iść uśmiech spełzł z ust Michaela, i stał się jakoś małomówny. Odwróciłam sie i spojrzałam na niego.
- Mike, co jest?
- Nie nic.
- Przecież widzę, że coś cię gryzie, więc słucham.
- No boo...
- no?
- proszę nieznienawidź mnie za to okej, po prostu musze coś sprawdzić- rzucił tajemniczko, po czym przyciągnął mnie do siebie w pasie i pocałował. Pocałunek był, krótki, ale bardzo namiętny. Tak namiętny, że nogi zrobiły mi sie jak z waty.- Jesteś zła?
- Nie, to było urocze- rzuciłam, sprazaliżowana.
- Musiałem, tak słodko wyglądałaś w tej wodzie no i. Nie umiałem się oprzeć- uśmiechnął sie niczym mały chłopiec, tłumaczący mamie coś typu, „ Ale mamusiu, to nie moja wina, to on zbił twój ukochany wazon". Nie wiem, czemu, ale zachichotałam i mruknęłam.
- Luz, to zostanie między nami.
- Okej.
- No a teraz, komu w drogę temu czas- zaśmiałam się i szliśmy dalej.

Mijały minuty, potem godziny, a my wciąż mijaliśmy drzewa, i prawie każde z nich wyglądało tak samo. Nie wiem, która byłą godzina, ale po temperaturze oraz po wysokości słońca na niebie mogłam wywnioskować, że jest popołudnie. Rozglądaliśmy się dokoła, w nadziei, znalezienia schronienia. Czułam się fatalnie, byłam zmęczona brudna i głodna, do tego mokra. Niech to szlag! Z moich cudownych rozmyśleń, wyrwał mnie radosny okrzyk Michaela.
- Tam jest polana!
- Gdzie?
- no tam- pokazał do przodu.
- I z czego sie cieszysz?
- Może tam będzie zasięg- mruknął- nie bądź pesymistką.
- Ja sie nią urodziłam.
- To nie moja wina- wyminął mnie i poszedł do przodu a tego, co ugryzło.
- A tobie, co?
- zawsze musisz coś dogadywać?
- A żebyś wiedział.
- Mam tego dość! To najdłuższe dni mojego życia.
- Nie było by ich jakbyś zatankował!
- Teraz będziesz zwalać winę na mnie?
- Nie na drzewo, oczywiście, że na ciebie- przyśpieszyłam kroku i szłam przed siebie.
- Pewnie obrażaj się.
- I zrobię tak, żebyś wiedział- warknęłam.
No i dobrze bardzo mnie to cieszy.
- Super- syknęłam. Nie wiem, co go nagle ugryzło. Zawsze był miły i co go teraz wzięło.

- Niech ta męka się już skończy! Odwróciłam sie gwałtownie i spojrzałam na niego wściekle
- Męka dla ciebie?! To nie ty musisz męczyć się z pieprzoną gwiazdeczką.
- Przepraszam cie bardzo, zapomniałem, że to tylko szanowna panie Angie Castello może mieć zły humor- rzucił.
- Masz mnie dość?
- A żebyś wiedziała.
- To zwolnij mnie, na co czekasz, co! No zwolnij. Z resztą nie musisz mnie zwalniać, zrobię to za ciebie. ZWALNIAM SIĘ!
- Nie rób tego  Riley ona będzie za tobą tęsknić- nagle złagodniał. Spuścił głowę i zamilkł.- Skończmy się kłócić.
- To ty zacząłeś.
- Angie..
- Daruj sobie!- Szłam dalej, a on stał wciąż w tym samym miejscu. No, co za palant, myśli, ze wszystko mu wolno. 
- Angie!
- Wal się!
- Angie po prostu odwala mi, bo jestem zły, że chodzimy w kółko od kilku godzin i nic. Do tego moja jedyna nadzieja, jaką była ta łąka została zgaszona, przez twoje pesymistyczne nastawienie- odparł.
- Michael, myślisz, że nie mam dość? Też chce wrócić do domu, i chce by wszystko wróciło do normy. Modle się o to.
- Ja też. Przepraszam, chce by wszystko wróciło do normy.
- Michael ja też tego chce. Dlatego proszę cię nie kłóćmy się, co.. Musimy mieć dużo siły i musimy działać w parze. Musimy działać zespołowo.
- Ale ja jestem głodny.
- Wiem głuptasie, ja też, chodź- zrobiliśmy jednego wielkiego misiaczka. Boże nasze perypetie są lepsze od komedii. Odsunęliśmy się od siebie i poszliśmy na łąkę. Pomimo tego, iż byliśmy zmęczeni nie obeszło  się od bieganiny po łące, a kłótnia, jaką przeprowadziliśmy przed chwilą poszła w niepamięć. Zmęczeni padliśmy koło siebie na trawę i patrzyliśmy sie w niebo.
- Ach cudowna, pogodna na popołudniową drzemkę- przeciągnął się.
- Ja ci dam drzemkę- walnęłam go kwiatkiem.
Pierw zaśmiał się jednak po chwili spojrzał na mnie nie pewnie i powiedział:
- Naprawdę się zwolnisz?
- Nie, o ile ty nie chcesz mnie wylać.
- Nie chce.
- no to zostaje.
- Witam w rodzinie!
- chciałbyś- prsynełam- ja małpą nie jestem.
- jesteś kapucynką.
- nie mam siły znów sie kłócić- zakryłam twarz ręką.
- okej, to ja idę spać.
- dowalę ci...
- czemu?- Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Niechęcę być pogryziona przez mrówki- odparłam, na co Mike chytrze się uśmiechnął.- Co ty knujesz?
- Nie chcesz być pogryziona tak?... A co powiesz na gilgotki- chyba nie musze mówić, co zaczął robić.
- przestań,
- Nie!
- Mikuś proszę.
- Jak tyś do mnie powiedziała?- Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Mikuś, misiaczek, wszystko tylko przestań mnie gilgotać.
- No dobrze. Czy ta przygoda nie jest cudowna?
- Nie- rzuciłam krótko, on coś fuknął pod nosem i mówił dalej:
- Jako mały chłopiec chciałem by takie coś mi się przydarzyło, więc się o to modliłem.
- Więc to twoja sprawka tak? Wiedziałam! 
- Widzisz, jaki zły jestem- zakrył twarz ręką.
- Michael, kiedy masz wywiad z Diane Sawyer?
- Jutro... O kurczę!- Zerwał się.
- ta.. Co robimy?
- Czekamy?
- Chcesz, chociaż na zakończenie zdążyć- oparłam sie o rękę.
- E tam- machnął, dłonią i sie do mnie przybliżył.- Mam dość bycia w centrum uwagi. Chce być wreście sobą. Chce być normalny.
- A co nie jesteś?- Podpuściłam go.
- nie...To znaczy tak!
- kłóciłabym się.
- Kłóciłabym się.
- to mój tekst!- Warknęłam oburzona.
- to mój tekst- powtórzył.
- Nie przedrzeźniaj mnie.
- Nie przedrzeźniaj mnie!- Widać było jak go to bawi.
- Jestem mega seksowną laską z genialnym tyłkiem.
- Jestem mega seksowną laską z genialnym tyłkiem... e to znaczy- zmieszał się. Ryknęłam śmiechem, na co od wydobył okrzyk oburzenia.
- ty mała, manipulantko.
- zasłużyłeś- wystawiłam mu język.- Niezła z ciebie laska Jackson.
- osz ty!- Rzucił się na mnie, najpierw gilgotał, potem zaś położył się na mnie
- złaź capie!
- Nigdy!
- Pojebało cię!
- Nie, ale jesteś bardzo wygodna- położył głowę, na mojej klatce piersiowej. I weź sie tu gniewaj.
- Słońce przegrzało ci czajniczek.
- nom.. Angie wierzysz w te plotki na mój temat?
- Nie. One są głupie, jedyną plotką, w jaką mogłabym uwierzyć to, że nie jesteś z tego świata, bo jesteś za dobry na ten świat- odparłam.
- Naprawdę tak myślisz?- Zsunął sie ze mnie i położył obok.
- Tak.
Michael zerwał kwiatek, i rzucił:
- Wiesz, że jesteś śliczna, kiedy sie złościsz- mruknął, muskając kwiatkiem moje ramie.
- Dziękuje.
- Angie powiedz mi, o co chodziło Lise.
- Pamiętasz?- Pokiwał głową- Pamiętasz ten dzień, kiedy w nocy, usłyszałeś jak krzyczałam przez sen, i potem wyszliśmy na zewnątrz by szczerze porozmawiać?- Pokiwał głową-, gdy pojechałeś do studia, Lisa wpadła do mnie do pokoju i powiedziała, że jeśli sie od ciebie nie odczepię, to pożałuje. 
- c-co?
- Mówię prawdę nie chce byś sie z nią przeze mnie kłócił- odparłam nieśmiało.
- Angie, miałaś mi to powiedzieć. Co Lisa sobie myśli? Owszem jesteśmy małżeństwem, ale to nie oznacza, że nie mogę mieć przyjaciółek. To chore. Ona może kurwa się spotykać z Dannym a ja, co, mam siedzieć tylko z nią. 
- Michael nie denerwuj sie - poprosiłam.
- Angie jak mam się nie denerwować, co? Nie dość, że to znaczy, że ona mi nie ufa to do tego... Nie chce cie stracić. Wiedziała, że jesteś dla mnie wyjątkowa, i ważna, więc postanowiła odciągnąć mnie od ciebie. A sama kurwa mnie dołuje, i mówi, że masz mnie dość, i udajesz moja znajomą dla pieniędzy. Ja sobie z nią porozmawiam.
- Nie!
- Angie- po moim policzku popłynęła łza- Nie płacz, proszę.
- Nie chce byście się kłócili. Możesz udawać, że tego nie było?
- Angie nie mogę nie wierzę, że Lisa była zdolna do czegoś takiego- spuścił głowę-, Ale nie będę sie z nią kłócił.
- Dziękuje.
- Kochanie popatrz, ci młodzi nie mają, co robić, tylko leżeć, na łonie natury i sobie słodzić- podniosłam głowę i zobaczyłam starsze małżeństwo, które uśmiechało się do nas szeroko.
- Eeee.
- Co sie stało, że wyglądacie, jakbyście przez tydzień się nie myli, do tego nic nie jedli- rzuciła kobieta.
- Dwa dni temu, wjechaliśmy do lasu, i zabrakło nam paliwa, wtedy zaczęliśmy szukać drogi powrotnej. Jednak nie umiemy jej znaleźć- odparł.
- Wędrówka po lesie hymn.
- Mam żonę.
- Oh, panienka- wskazała na mnie- ma pan gust. Słysząc to zachichotałam.
- Nie Lisę.- Rzuciłam.- To Michael Jackson.
- CO? Oj nie poznaliśmy pana.
- Nic sie nie stało, wiem, ze to dziwna, prośba, ale czy mogliby państwo, pomóc nam wrócić do domu?
- Pomożemy, ale najpierw damy wam coś zjeść, i żebyście mogli sie przespać hymn?
- Nie chcemy robić kłopotu- zaczęłam.
- To nie kłopot. Spokojnie,. Nie damy tego do gazety. Nienawidzimy mdii.- Odparła kobieta- a Mój mąż to pana fan- wskazała na swojego męża.
- Bardzo mnie to cieszy- uśmiechnął się.
- To jak idziecie.
Spojrzeliśmy na siebie i rzuciliśmy:
- Idziemy.
                                                                            ***
Zjedliśmy, wzięliśmy prysznic, i dostaliśmy czyste ubrania do spania. Nasze ubrania Pani Marrow zaproponowała wyprać i do jutra będę suche, jednak był problem, bo oni mieszkali w małym domu, i nie było pokoju gdzie byśmy mogli iść spać, więc postanowiliśmy spać w stodole. Zawsze chciałam spać na sianie, od dziecka. Wzięliśmy koce, oraz poduszki, po czym położyliśmy się koło siebie. Rozmawialiśmy jeszcze 4 godziny, po czym poszliśmy spać.




No to tak, na początku przepraszam, że notka pojawia się dopiero dziś, ale po urodzinach mojego kumpla, nie czułem sie najlepiej, a głowa do dziś mnie boli, no, ale trudno, 
Dwa: przepraszam, za niektóre słowa, pojawiające sie w notce.
Trzy: za ilość zdjęć, mam nadzieję, że nie będziecie mieć mi tego za złe.

Pozdrawiam ~ Mike

piątek, 13 marca 2015

Don't Walk Away 5

Zaczne tak, przepraszam, że nowa notka Another Story się nie pojawiła, ale się nie wyrobiłem. Moge ją wrzucić, ale uważam, ją za totalne dno, i po co mam wrzucić, coś co jest okropne? Postanowiłem zamiast, niej wrzuić, kolejną część Don't Walk Away, a Another Story, to muszę sie ogarnąć, i troche pozmeniać. Co do Liberian Girl, pojawi sie jutro albo po południu, albo wieczorem. Nie wiem dokłądnie, wrzucam ta notkę na szybko bo idę do mojego najlepszego przyjaciela, na urodziny, a znając go i naszych znajomych szybciej niż jutro przed 10 nie wróce,  Aha i chciałbym przeprosić, za niektóre słowa jakie się tu pojawiają.
Pozdrawiam







,, I close my eyes 

Just to try and see you smile one more time 

But it’s been so long now all I do is cry "





Kiedyś musi nadejść, dzień rozłąki. I ten dzień właśnie wypadł dzisiaj. W Neverlandzie spędziłam 5 dni, przez co zżyłam się z Michaelem i Rosario. Wiedziałam, że wracając cały czas będę zastanawiać się, co robią? Czy też o mnie myślą? A może po prostu będą żyli swoim życiem. Podczas tego " krótkiego "według Michaela pobytu w Nibylandii, Brooke nie warzyła się pokazać. Nawet nie odbierała. Z jednej strony się cieszyłam, ale z drugiej widząc zawiedzioną twarz Michaela. Dlaczego życie nie może być proste, tylko w ciąż  nam kopie dołki? Pożegnałam się z Rosario oraz Maxem( ochroniarzem MJ), i razem z moim Piotrusiem wsiadłam do samochodu, ostatni raz spojrzałam przez szybę, by moje oczy mogły nacieszyć sie tą magią, po czym wyjechaliśmy za bramy. Do rzeczywistości, gdzie jest ból, smutek i samotność. Bo te uczucia będą mi towarzyszyć po powrocie. Obawiałam się też, powrotu gdyż mieszam z moją siostrą. A ja nie wiem czy dam radę wytrzymać, patrząc na nią. Nie wiem czy dam radę. Michael zatrzymał samochód przed moim domem i spojrzał na mnie smutno.
- Nie patrz tak na mnie- wyszeptałam, czując w środku ból.
- Nie będę udawał, że jest mi smutno. Miałem nadzieję, że jeszcze trochę pomieszkasz w Neverlandzie- odparł i spuścił głowę-, Ale to twój wybór.
- Michael nie utrudniaj mi tego- poprosiłam, spojrzał na mnie i głęboko westchnął.
- Pod warunkiem, że będziesz przyjeżdżać do mnie na weekendy- odparł weselej- no i czasem na cały tydzień, ale to...
- ok- zaśmiałam się- trzymaj sie Królu- pocałowałam jego policzek i wysiadłam. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w kierunku drzwi, stając juz przy nich spojrzałam na załamanego Michaela. Pomachałam mu, i weszłam do środka. Słyszałam ich śmiechy. Śmiech Roxanne i Marka, oraz ich przyjaciół. Weszłam do salonu i rzuciłam:
- Przepraszam, że wam przeszkadzam.
- Rose, nic ci nie jest?- Zerwała się z miejsca.
- To nie jest już twój interes- mruknęłam i wbiegłam po schodach na górę. Weszłam do pokoju a od progu podbiegł do mnie mój skarb. Mały husky, zwący sie Piorun. Mam go  pół roku i nie wyobrażam sobie życia bez niego. To mój mały przyjaciel. Boże gdybym skoczyła, to on by został tu sam.


- Tęskniłeś- pogłaskałam go, na co pomerdał ogonkiem.- Ciekawe czy byś lubił Michaela?- Uśmiechnęłam się do siebie. Usiadłam na łóżku, i wyjęłam telefon z kieszeni kurtki. Weszłam w galerie, i chwile przyglądałam się zdjęciu Michaela.
Od razu polepszył mi sie humor. On był inny, niż wszyscy, był małym chłopcem zamkniętym w ciele dorosłego. Był moim osobistym Piotrusiem Panem. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc spojrzałam w tamtą stronę. Stał tam Mark. Zrobiło mi się niedobrze na jego widok. Co ja w nim widziałam?
- Rose, muszę ci to wytłumaczyć.
- Ależ nie ma, czego.- Zaprzeczyłam. Mówiłam z dziwną ulgą- Najwidoczniej nie było pisane być nam razem.
- To znaczy, że mi wybaczasz?
- Taa a co mi szkodzi- rzuciłam z uśmiechem.
- Jesteś wielka, wiem, że trudno ci zaufać, ale postaram się być dobrym kolegą- uśmiechnął się i wyszedł. Czy mnie do diaska popieprzyło całkowicie? 5 Dni temu chciałam sie zabić a teraz przechodzę z nim w stosunki koleżeńskie? Ja naprawdę jestem popieprzona. Ale z drugiej strony, co mi szkodzi, Roxanne, to moja jedyna rodzinna ( nie licząc wujostwa) a Marka znam od dziecka.... Należy mi sie nagroda jak nic.- Rose chodź tu!- Krzyknął.
Zbiegłam po schodach i weszłam do salonu.
- Przepraszam cie siostra, kochałam Marka od dawna wiem, zachowałam sie jak suka, ale żałuje, nie zdziwię się, jeśli mi nie wybaczysz, ale daj mi szansę, nie chce stracić jeszcze ciebie- wyszeptała. Mówiła szczerze dokładnie wiedziałam, kiedy moja siostra żałowała, i teraz był taki moment.
- Przytulas?- Zaproponowałam, na co pokiwała głową.- A teraz mi opowiadać, co robiliście przez te 5 dni, co?
Tymczasem u Michaela:

Myślałem, że zwariuje, bez niej. Bez tych oczu, uśmiechu i melodyjnego głosu. Ona byla tak różna, od Brooke. Liczyła sie z moim zdaniem, ale kochała tez mi dogadywać. Była cudowna, była moja najlepszą przyjaciółką ( Nie licząc kochanej Liz), zawsze mogłęm na niej polegać.
- Michael usiądź na swoich 4 literach- mruknął zirytowany Tito. Zapomniałem wspomnieć, że jestem w domu moich rodziców w Hayvenhurst.
- Oh tak- usiadłem speszony.
- Co u Rose?- Na wspomnienie tego imienia ogromny uśmiech wpełzł mi na twarz, po czym moja twarz została oblana rumieńcem, słysząc gwizdy chłopaków.
- C-co?
- nasz mały Mikuś się zakochał ojoj- zażartował Jermaine. Bez uprzedzeń wziąłem jedną poduszkę i dowaliłem mu w ten jego głupi łeb.
- Odwal się.
- Bo co?- Nadal się szczerzył, A Rose mówi, że to ja jestem czasem irytujący.
- Co ci zęby powybijam- zaśmiałem się.
- Oj no dobrze. Co u tej Rose hym?- Ogarnął się. Wszyscy słuchali w skupieniu.
- Wróciła do siebie, i nudno mi tak bez niej- szepnąłem, bawiąc sie swoją czerwoną bransoletką.- Ale mnie odwiedzi.
- To może zaproś ją, do nas w przyszłą sobotę na kolacje?- Zaproponowała moja mama.
- Okej, to ja idę do niej zadzwonić- zerwałem sie, przez co potknąłem sie o poduszkę- Nic mi nie jest!
- Uważaj- zachichotała mama. Wbiegłem do mojego dawnego pokoju, i wykręciłem numer do mojej, no jeszcze nie w pełni mojej księżniczki, i czekałem. Jeden sygnał, drugi, trzeci.
- Halo.
- ROSE!
- Auć- piskneła- Tak to ja, co sie stało, że chcesz bym ogłuchła- zaśmiała się.
- No, bo wiesz jest taka sprawa, moja mama zaprasza cię na kolację, za tydzień w sobotę i zależy jej byś przyszła- wtrąciłem. 
- " Jej czy tobie?"- Usłyszałem głos mojej podświadomości. 
- Okej, z miła chęcią sie zjawię- się mógłbym przysiąść, że uśmiecha w tym momencie.
- A co u ciebie?
- Ach, pogodziłam sie z siostrą, i nawet życzyłam szczęścia mojemu ex-owi i mojej siostrze- zachichotałem-, Ale nudno tu bez ciebie.
- Mi bez ciebie też, zobaczymy sie za nie długo, co?
- Się wie, królu...Musze kończyć, jeśli to nie problem to zadzwoń za dwie godzinki okej- poprosiła.
- żaden.
-
 tęsknie- rzuciłem.
- ja też tęsknie Piotrusiu... Pozdrów ode mnie Janet, La Toyę, Twoja mamę, no wszystkich... Zamknij się Roxanne.
- Złazisz czy nie chce pogadać, z tobą potem sobie pogruchacie- słysząc to zaśmiałem się.
- Wal się.
- Rose, zadzwonię później. Całuje papa.
- Całuski.
Rozłączyłem się i wróciłem do salonu.
- Macie pozdrowienia- odparełm wesoło.
- Oh, a ty ją pozdrowiłeś.
- Tak- machnąłem ręką.
- Nie miał, kiedy- zaśmiała się mama.
- Mamo skończ- poprosiłem. 
- No dobrze. 
- Idę pochodzić- odparłem i wyszedłem do ogrodu. Natura zawsze mnie uspokajała. Wziąłem jeden wielki wdech, po czym wypuściłem powietrze, z ust. Rose odmieniła moje życie. Po prostu jest inna. Z jednej strony taka silna a z drugiej taka niewinna. Taka niebezpieczna, ale taka troskliwa, taka słodka, że aż odurza i czaruje. Nie ma to jak rozmyślać, na temat mojej przyjaciółki. Wtedy, gdy rozmawialiśmy o Tomie Cruisie to naprawdę poczułem się sam nie wiem, czemu cholernie zazdrosny. A potem, gdy do mnie przyszła taka wystraszona. Ach jest magiczna. Tyle, że zamknięta w sobie, przez co mnie tak do siebie przyciąga. Chce ją poznać w pełni. Chce wiedzieć, co czuje, myśli. Może na razie nie jest mi to pisane. Rozmyślając tak o Rose, zacząłem cicho nucić:

Nie odchodź
Zrozum ja poprostu nie potrafię znaleź odpowiednich słów do powiedzenia
Próbowałem,ale cały mój ból staną na przeszkodzie
Powiedz mi co muszę zrobić żebyś została
Czy mam upaść na kolana i się modlić.

Z uśmiechem na ustach szybko wróciłem do domu, i podbiegłem do pisanina, po czym zacząłem od nowa, a salę wypełniła łagodna melodja fortepianu:

Nie odchodź
Zrozum ja poprostu nie potrafię znaleź odpowiednich słów do powiedzenia
Próbowałem,ale cały mój ból staną na przeszkodzie
Powiedz mi co muszę zrobić żebyś została
Czy mam upaść na kolana i się modlić

I jak mam przestać cię tracić
Jak mam zacząć mówić
Kiedy nie ma już nic innego wyjścia tylko odejść

Zamykam oczy
Żeby spróbować zobaczyć twój uśmiech jeszcze raz
Ale to było tak dawno jedyne co teraz robię to płaczę
Czy nie możemy znaleźć miłości żeby to odeszło
Ponieważ ból jest silniejszy każdego dnia

Jak mogę zacząć jeszcze raz
Jak mam zrozumieć
Kiedy nie ma już innego wyjścia tylko odejść

Widzisz teraz dlaczego
Wszystkie moje marzenia były zepsute
Nie wiem dokąd zmierzamy
Wszystko co powiemy i zrobimy teraz
Nie puszczaj nie chcę odchodzić
Wiem dlaczego
Wszystkie moje marzenia były zepsute
Nie wiem dokąd zmierzamy
Wszystko zaczyna nas uwalniać
Czy nie widzisz nie chcę odchodzić

Jeśli odejdziesz nie zpomnę cię dziewczyno
Czy nie widzisz,że zawsze będziesz
Nawet kiedy będę musiał cię puścić
Nie można już nic zrobić
Nie odchodź


- Don't Walk Away Rose- wyszeptałem. No i mam piosenkę, kto by pomyślał.

                                                                            ***
Moje kontakty z Roxanne, były już lepsze, znów rozmawialiśmy, pomimo iż, mnie zraniła, I to bardzo bardzo mocno. Kto wie, może gdyby nie Michael nigdy bym jej nie wybaczyła? Powiedziałam jej o Michaela, przez co najpierw mnie wyśmiała, a gdy podałam jej do telefonu Michaela, przeprosiła, i znów była normalna. Szykowałam się właśnie na wyjście z Piorunem na spacer, gdy usłyszałam głos Roxanne.
- Rose!
Zbiegłam po schodach i podeszłam do niej. Stała z pilotem w ręce.
- Co?
- Bo ty i Michael jesteście razem?.
- Nie.
- To dobrze- rzuciła.
- Dlaczego?
- Patrz, włączyła TV, a na ekranie pojawił się napis:

Gorący romans Jacksona z Madonną.
A pod tym kilka ich zdjęć, potem zaś odezwał się dziennikarz.
- Jak dowodzą fakty, Michael Jackson oraz Madonna spotykali się od pewnego czasu regularnie. Muzyk zapraszał ją do siebie a ona go. Wychodzili na romantyczne, kolację, oraz spotkania. Jednak ich związek był po wielkim znakiem zapytania. Do wczoraj. Para udała się wczoraj do jednej z najdrożych restauracji Las Vegas, po czym udali się do domu Jacksona. Jest to szok, gdyż niedawno Jackson całował się publicznie z Brooke Shields. Brooke Shields i Madonna.
Stałam jak wryta przez chwile coś  środku zakuło mnie. Wbiegłam schodami na górę i rzuciłam się na łóżko. Przecież kocha Brooke, a tu spotyka się z Madonną. A ja go usprawiedliwiałam. Boże, jaka byłam głupia. Byłam załamana. Rozmawiałam z nim wczoraj rano i gdy chciałam go odwiedzić, powiedział, że całą noc spędzi na treningu.
" Trening łóżkowy"- syknęła moja podświadomość. Usłyszałam dzwonek telefonu. To on dzwonił. Nie odbierałam. Nie chciałam. Nie mogłam.


Michael:
Od tygodnia nie miałem kontaktu, z Rose, co bardzo mnie zmartwiło. Odwołałem kolację, u rodziców i zamknąłem się w Nibylandii. Nie wyobrażam sobie życia, bez niej, i nie wiem, co mam zrobić. Nieoczekiwanie usłyszałem dzwonek telefonu. Z nadzieją, że to Rose, podbiegłem by odebrać, niestety to była moja młodsza siostra Janet.
- Czyś ty kurwa powariował?!- Warknęła./
- Ale, o co ci chodzi.
- Nie wcale, sobie dzieci nie zrobię z Madonną, bo one są już kurwa w drodze!- Syknęła.
- Ogarnij się i mów, o co chodzi- starałem się zachować spokój.
- Kilka dni temu w wiadomościach był pokazywane twoje zdjęcia z Madonną, z romantycznej kolacji, a dziś ona wyznała, że jest z tobą w ciąży. Masz mi się wytłumaczyć, ale już!- Rozkazała.
- Nigdy jej nie tknąłem, owszem byliśmy razem na jednej kolacji, ale nic więcej- doparłem.
- Mam nadzieję,
- Janet wiesz co z Rose?
- Oprócz tego, że uważa, że zrobiłeś dziecko Madonnie i czuje się oszukana, bo podobno podczas twojego rzekomego treningu byłeś z Madonną na randce- no tak. Musiała się dowiedzieć. Boże i co ja teraz zrobię. Michael myśl- rozkazałem sobie.


- Dzięki, Janet, ale teraz musze jechać, załatwić, bardzo ważną sprawę- odparłem i odłożyłem słuchawkę. Musze ja odzyskać, choćby nie wiem, co.




A teraz kilka postaci, które się pojawiły:
Roxanne Adams. 27 Lat. Siostra Rose.
Mark Williams. 29. Były facet Rose.
Piorun.