wtorek, 27 stycznia 2015

2. I Love You, Liberian Girl

Hejka, cieszę sie, że to opowiadanie też was zaciekawiło. Tak jak pisałem postaram się na tym blogu wrzucać co tydzień, w soboty. Tą wrzucam, szybciej bo miałem ją już zaczętą. Chciałem wrzucić, ją już dawno, ale grypa mnie złapała i nie czułem sie najlepiej. Tak szczerze dopiero wczoraj poczułem się na siłach by dokończyc tą część. Już nie zanudzam, i zapraszam do czytania.


Wstęp do drugiej części:
Po jakże udanym dla mnie spotkaniu, wróciłam w wyśmienitym humorze do domu. Zamknęłam drzwi jak najciszej tylko potrafiłam, na marne mój ojczym Danny już czekał.
- Gdzieś ty się do jasnej cholery dziewczyno podziewała- wydarł się.
- Nie twój interes- rzuciłam, chcąc go wyminąć. Złapał mnie za ramię i przyparł do ściany.
- Tylko ja będę decydował, kiedy coś będzie moją sprawą a kiedy nie zrozumiano- spojrzał na mnie wściekle. Przestraszyłam, się. Był tak wkurzony, że był w stanie mnie zabić.
- Ja.. Ja...
-Ciś- przyłożył mi palec do ust.- Nie mów nic mamie, dobrze wiesz, że Ci nie uwierzy. A z resztą nawet jak uwierzy, to tak dostanie, że nie wiadomo czy się na drugi dzień podniesie.
- Nie groź mi, że coś jej zrobisz- wykrzyknęłam przez łzy, które ciekły teraz po moich bladych policzkach.
- Ja nie grożę tylko obiecuje. Pamiętaj to tylko będzie twoja wina- pogłaskał mnie po policzku, a ja przymknęłam oczy.- Nie powiesz jej nic.
- Tak- wyszeptałam.

- Grzeczna dziewczyna.
- Czyli masz trochę rozumu- zaśmiał się chytrze. Wyrwałam mu sie i rozpłakana wbiegłam po schodach. Ten człowiek był nie obliczalny, nawet nie chce mówić, co kazał mi robić. Brzydziłam sie sobą. Wbiegłam do swojego pokoju, i zamknęłam drzwi na klucz. Potem rzuciłam sie na łóżko, i rozpłakałam się na dobre. Wiele razy myślałam, czy ze sobą skończyć, jednak nie chciałam mu dać tej satysfakcji. Usiadłam i wierzchołkiem dłoni wytarłam policzki, przygryzłam wargę by bardziej się nie rozpłakać. Usłyszałam dzwonek telefonu, Tak wiec sprawdziłam na wyświetlacz. To była Annie. 
- Ha.. Halo?- Spytałam,  uspokoić sie nieco.
- Angie, czy wszystko w porządku?- Spytała z troską. Ona jedyna wiedziała, co on kazał mi robić.
- Ta...Tak musze kończyć- rzuciłam, bo poczułam, że jeszcze chwila i głos mi się załamie. Rozłączyłam się i rzuciłam telefonem o ścianę. Wiedziałam, że Annie by mi pomogła, ale nie chciałam litości. Już wiele razy dawałam sobie radę, więc czemu i teraz bym nie miała dać rady. Muszę sie przygotować na później. Ściągnęłam paseczki z szpilek, a następnie moje czarne szpilki odłożyłam na bok. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jedną wielką walizkę. Wrzuciłam do niej wszystko, co potrzebne.
Po godzinie byłam już gotowa, przygotowałam sobie jeszcze ubrania na jutro i ruszyłam do łazienki.
Ściągnęłam sukienkę, która należała do Annie i weszłam pod prysznic. Jak najszybciej się, wykąpałam, wytarłam sie i podeszłam do lustra, patrząc na swoje odbicie. Nienawidziłam się całym sercem, głupi słaby uśmiech, do tego wymuszony, cały czas widniał na mojej twarzy. I patrząc, na sprawę, dziś pierwszy raz od bardzo dawna, szczerze sie uśmiechałam się. Ubrałam sie w piżamę, wślizgnęłam się sie pod kołdrę i przymknęłam oczy chcąc jak najszybciej zasnąć.
Niestety sen przyszedł dopiero około 1 w nocy.

 Rozdział 2
Następnego dnia, równo o 8 rano zjawiłam się sie pod złotą bramą, na której widniał napis "Neverland". 
Przyjechałam pod wybrany adres, i z uśmiechem zauważyłam, że za bramą, stoi mój pracodawca, ubrany w czerwoną flanelową koszulę, czarne dżinsy, i rzecz jasna białe skarpetki no i te jego mokasyny. Podwiozła mnie mama, której powiedziałam, że dostałam pracę, ucieszyła się i sama zaproponowała, co do tego by mnie podwieźć.
- Witam!- Rzucił wesoło od progu.
- Dzień dobry Panu...
- Co za Pan, jeśli się nie myślę, wczoraj ustaliliśmy, że będziemy do siebie mówić po imieniu- puścił mi oczko, co speszyło mnie nieco. Spuściłam głowę rumieniąc się nieco, wtedy uśmiech spełzł z jego ust. Podszedł do mnie podniósł mój podbródek i spojrzał prosto w oczy.
- Angie czy wszystko w porządku?
- Taak. Pięknie tu- zmieniłam temat, a na jego twarzy znów zagościł szeroki uśmiech, z resztą na moich ustach też.
- Chcę widzieć, twoją minę, jak zobaczysz całą moją bajkową krainę.
- Przepraszam, że oto pytam, ale czy nazwa twojej posiadłości ma coś wspólnego z Piotrusiem?- Spytałam nieśmiało.
- Tak, nawet wiele, kocham ta bajkę. Chciałem by każde dziecko poczuło sie tu jak u siebie w domu, by każdy dorosły zapomniał na chwilę, kim jest i by znów był dzieckiem- powiedział, po czym zarumienił się.
- To cudowne. Uważam, że każdy dorosły powinien, mieć, taką chwilę, kiedy staje się dzieckiem- oświadczyłam, co poprawiło mu humor.
- Cieszę się. Coś czuje, że się dogadamy- powiedział- Chodź, zapoznam Cię z wszystkimi domownikami- dodał.
Tak, więc, po godzinie poznałam wszystkich domowników, no oprócz Riley i Ben'a, gdyż byli u swojej babci. Najbardziej zakolegowałam się z Tiffani kucharką, Molly- pokojówką, no i Waynem, ochroniarzem Michaela. Tak, więc, Michael, postanowił, że skoro nie ma jeszcze małej to mam chwilę dla siebie. Jak najszybciej wypakowałam się, i postanowiłam sie przejść. Była przepiękna pogoda, więc postanowiłam to wykorzystać. Wyszłam na dwór i uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy poczułam ciepłe promyki słońca na mojej twarzy. To było takie miłe uczucie, Chciałam zwiedzić jak najwięcej był tylko jeden problem. Nie wiedziałam, od czego zacząć, i jak zwiedzać, tą piękną krainę bez zgubienia się przy okazji.
- Czy mogę Ci w czymś pomóc-, gdy usłyszałam ten głos odskoczyłam jak oparzona. Za moimi plecami, stał mój pracodawca z ogromnym uśmiechem. Widząc moją przestraszoną minę wybuchnął śmiechem, jednak po chwili postanowił sie opanować- Przepraszam... To czy mogę w czymś ci pomóc.
- Chciałabym zwiedzić, Nibylandię, jeśli to nie problem- mruknęłam, na co w jego oczach, rozbłysły takie.. Takie iskierki szczęścia.
- Nie a ja z miłą chęcią Cię oprowadzę, przed powrotem dzieciaków- klasnął uradowany w dłonie.
- Jeśli to nie problem to, czemu by nie....
                           
Zwiedziliśmy prawie cały Neverland, zostało tylko zoo no i kino. Wracaliśmy w ciszy, ja rozmyślającą nad swoim dotychczasowym życiem i on zamyślony sama nie wiedziałam, czemu. Przekroczyliśmy próg, wtedy w ramiona rzuciła mu się mała blondyneczka.
- Tatuś!
- Riley- rzucił, i okręcił małą na rękach, wokół własnej osi.- Chciałbym Ci kogoś przedstawić, oto Angie od dziś będzie twoją guwernantką wiesz- pogłaskał ja po policzku.
- a kto to jest ta gu..
- guwernantka, to taka nauczycielka, wiesz- oznajmił postawiając ją na ziemi.
- To znaczy, że nie będzie się ze mną bawi?
- Jak będzie chciała to raczej będzie- spojrzał na mnie.
- Z miłą chęcią...Miło cie poznać Riley, Angie jestem- wyciągnęłam rękę w stronę małej, uściskała ja i mruknęła nieśmiało:
- Miło Panią poznać.
- Mów mi Angie dobrze?- Dziewczynka pokiwała głową a po chwili na jej ustach pojawił się sie szeroki uśmiech.
- Kochanie gdzie mama?- Spytał Michael.
- W Salonie..
- Dobrze, to ja idę do mamusi, a ty pokaż Angie swoje królestwo dobrze?- Posłał jej szeroki uśmiech. Mała w jednej chwili złapała mnie za rękę i razem wbiegłyśmy na górę, wprost do różowego pokoju. Wszędzie dokoła było pełno lalek, misi, i innych zabawek. Podeszłam do jednej szafy i zobaczyłam piękne zdjęcie. Był na nich Michael, Lisa, Riley i Ben.
Wyglądali na bardzo szczęśliwych. Szczerze zazdrościłam trochę Riley. Ja też miałam szczęśliwą rodzinę, do śmierci taty. Potem wszystko się sknociło. Potrzasnęłam głową i rozejrzałam się dokoła. Wszędzie były plakaty Michaela" Mała Fanka"- szepnęła moja podświadomość, na co zachichotałam.
- Angie usiądź- rzuciła klepiąc miejsce na ogromnym łóżku z baldachimem. Usiadłam po turecku koło niej wtedy ona rzuciła: - Opowiedz coś o sobie.
- A co miałabym ci o sobie opowiedzieć?- Spytałam, patrząc na jej wielkie zaciekawione oczy.
- Skąd pochodzisz?
- Jestem pół amerykanką pół hiszpanką. Urodziłam się w Grand Prairie w Stanie Teksas.- Oświadczyłam bawiąc się jej loczkami.
- A Kim są twoi rodzice?
- Mój tata był sławnym politykiem moja mama aktorką.
- A ty, kim chciałaś być?- Usiadła mi na kolanach. Była taka ciekawska i urocza. 
- Jako mała dziewczynka, marzyłam by być, albo tancerką albo aktorką. No i może piosenkarką.
- To, dla czego nią nie jesteś? 
- Moje życie pokomplikowało się nieco- wyszeptałam, poprawiając niesforny kosmyk opadający na moja twarz.
- Z jednej strony się cieszę, że nie jesteś aktorką. Bo gdybyś nią była to bym Cię nie poznała- wyszeptała, przytulając się do mnie. Przytuliłam ją mocniej i uśmiechnęłam się do siebie.
- To, co robimy, co?
- Lubisz się bawić?- Zapytała z chytrym uśmiechem, takim samym jak wiele razy widziałam u Michaela.
- Lubię...A co?
- Berek-klepneła mnie i uciekła.

                                                                      ***
Bawiłyśmy się ze trzy godziny, po czym Tiffani zawołała nas na kolację. Z uśmiechami, zbiegłyśmy do kuchni.
- Rączki umyte?- Spytała Tiff.
- Umyte, sama tego dopilnowałam- rzuciłam.
- Mam nadzieję, że ty też je umyłaś ty mała intrygantko- poczochrała mnie po włosach.
- Może.....
- Angie.
- Żarcik, co tam pichcisz?- Spytałam.
- Zobaczysz głodna?
- Jak pomyślę, o twoich pysznościach, to od razu burczy mi w brzuszku- wyznałam, na co Riley głośniej się zaśmiała.
- Dziecko będzie wychowywać dziecko- jęknęła- Idź, ale już- trzepnęła mnie szmatką.
- Ale dokąd?- Spytałam głosem 5 letniej dziewczynki.
- Do jadalni, dziecko kochane, jak tyś sobie dała rade, te 23 lata?
- No wiesz, wiele razy lądowałam w szpitalu- odparłam.
- To wszystko wyjaśnia, no już uciekajcie- wygoniła nas z swojego królestwa.
- Widzisz, wygoniła nas zła pani- poskarżyłam się Riley, która pokiwała głową szczerząc się szeroko. 
- Słyszałam...
- Miałaś to słyszeć- rzuciłam, kiedy weszłyśmy do jadalni.
- Niby, dlaczego?- Pojawiła się koło nas.
- Bo ja cie bardzo lubię- usiadłam koło Riley.
- Ja ciebie też ty mała dziewczynko.
- Dasz mi śliniaczek, bo się wybrudzę- tym razem to Riley wybuchła śmiechem, na cały regulator.
- Dziecko, kto Cie tak nauczył śmiać?- Spytała z uśmiechem.
Zagwizdałam pod nosem, i spojrzałam przed siebie. Na Michaela oraz Lisę, którzy przyglądali się nam z ogromnym zainteresowaniem.
- Może Ci pomogę- zaproponowałam.
- Uwierz, że będziesz mieć i tak dużo pracy przy sprzątaniu bajzlu, jaki narobiłyście- pomachała mi palcem przed twarzą.
- Co tam się do jasnej cholery stało!- Do jadalni wparowała Molly. Spojrzała na mnie i na Riley , które chichotałyśmy pod nosem, i pogroziła nam palcem.- Ja wam dam, robić taki bajzel. Teraz ładnie posprzątacie.
- Tak jest sir- zasalutowałam. Spojrzałam na Michaela, który szeroko się uśmiechał.
- Widzę, że się zaprzyjaźniłyście- odezwał się po chwili.
- Kocham, Angie!- Wykrzyknęła mała.- A ty mnie?
- Ciebie nie da się nie kochać słońce, prawda dziewczyny- spojrzałam na Tiff, i na Molly, które od razu się uśmiechnęły.
- Prawda.
- Co tak tam głośno było?- Spytał.
- Bawiłyśmy się w chowanego, w berka, i rysowałyśmy- oznajmiła mała.
- Korzystaj póki możesz potem zacznie się nauka- wtrąciła Lisa, uśmiechając się szeroko do swojej córki.
- Wiem..Wiem.

Po skończonej kolacji, pomogłam Tiff, pozmywać, następnie razem z Molly, udałam się na górę by posprzątać. Trochę mi to zajęło, ale w końcu po trzech godzinach, opadłam zmęczona na łóżko. Usłyszałam wtedy pukanie do drzwi, a u progu zjawił się Michael.
- Wreście wolna, co?
- Taaaa...- Usiadłam po turecku. Poklepałam miejsce obok, od razu podszedł i się dosiadł.
- Jak minął wam dzień?
- Fajnie, ubóstwiam ją- uśmiechnęłam się.
- Ona ciebie też cały czas o tobie gada..
- Dlaczego?- Zapytałam.
- Rozmawia z babcią przez telefon i mówi jakaś ty cudowna, szczerze czuje się nieco urażony- słysząc to wybuchłam śmiechem i mruknęłam.
- Ty jesteś najlepszy.
- W czym?
- A w czym chcesz wiedzieć?
- Jaki jestem w tańcu?
- Ach, przeklnełam bym, ale nie wypada. Więc powiem, że jesteś geniuszem, ideałem, mistrzem- on słysząc to zarumienił się i spuścił głowę.
- Nie żałuje, że to ciebie wybraliśmy- oświadczył, spoglądając na mnie z ukosa.
- Dlaczego?
- Kiedyś się dowiesz.
Wstał i zostawił mnie z znakiem zapytania, czy on coś sugerował. Nie jak zwykle szukam jakiegoś spisku. Stojąc przy drzwiach, obrócił się w moja stronę i rzucił.
- Cieszę się, że jesteś.- Następnie wyszedł. Uśmiechnęłam się do siebie, i opadłam bezsilnie na poduszki. No to zapowiada się zabawa.

Kolejna notka, na tym blogu za tydzień w sobotę. Do zobaczenia.



5 komentarzy:

  1. PIERWSZA! ;D notka oczywiście genialna. Dzięki za info u mnie na blogu :D Czyżby Michaelowi spodobała się Angie bardziej niż Lisa? Jestem ciekawa, jak to rozwiniesz. Życzę weny! :* :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna notka. Już mnie ciekawość zżera co dalej będzie i chyba nie wytrzymam do soboty. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, zaczarowałeś mnie tym rozdziałem!
    Historia jest naprawdę bardzo wciągająca i ciekawa.
    Kolejne opowiadanie, które dołączy do grona moich ulubionych. Od początku postać Angie przypadła mi do gustu, wprowadza ona do opowiadania bardzo pozytywną aurę.
    Nie mogę się doczekać, kiedy dodasz kolejny wpis.
    Pozdrawiam i tradycyjnie życzę dużo weny,
    K@te :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuu robi się jeszcze ciekawiej. Świetny rozdział! Szkoda mi Angie... Z całego serca jej współczuje. Uhr..ten jej ojczym :c
    Riley jest uroczą dziewczynką, pełną słodyczy. Końcówka sprawiła, że się szeroko uśmiechnęłam. To było... słodkie c:
    Przyjemnie się czyta i ciekawa fabuła. Czekam na kolejny rozdział c:
    Życzę weny i zdrowia c:

    Zapraszam :
    http://true-and-big-love.blogspot.com/.

    OdpowiedzUsuń
  5. Helo!
    Ciekawy pomysł na fabułę ale ojczym rozwala system :O konkretny czarny charakter grrrr
    Michael zdradzi Lisę?? No, wiem, nie lubię jej heh... ale... Michael niewiernym? Niemożliwe :O
    Czekam cdn. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń