sobota, 31 stycznia 2015

3. I Love You, Liberian Girl

Hejka no i jest kolejna. Co do notki ostatnio zauważyłem, że pojawiły się dwa pytania. Czy Michael zdradza Lisę? I Czy Michaelowi Angie spodobała się sie bardziej?
Odpowiedz na pytanie 1. Nie, nie zdradza, ale w następnej notce, Angie sie bardziej otworzy, i dowiecie się, dlaczego Michael tak sie o nią martwi i w ogóle.
2. Czy Michaelowi bardziej podoba się Angie? Na razie nie mogę na to pytanie odpowiedzieć. Po prostu jest ważna dla niego. On też nie miała łatwo i wie jak to jest, do tego przez to, co się działo z nią jest w środku jest małą dziewczyną. Mogę się szczerze przyznać, że charakter Angie to charakter Magdy, ona taka jest, więc, ta postać jest stworzona trochę na jej podobiznę. No, więc, to tyle jak na razie. 

P.S Jakbyście chciały to wstawiłem także wstęp, jak to wszystko się zaczęło wiec jak coś to możecie poczytać, a teraz na serio kończę i nie zanudzam moimi kazaniami. Aha i Magda dała sie przekonać więc jej opowiadanie będzie na tej stronie :
http://feel-this-moment.blog.onet.pl/.


--------------------------------------------------------------------------------
Wstęp do 3 części:
Słyszałam kroki. Stawały sie coraz głośniejsze. Wiedziałam, że zaraz sie pojawi się w moim pokoju. Poczułam jak moje serce przyśpiesza akcję, a nogi robią się jak z waty. Cała noc, tortur. Gdyby żył mój tato tego by niebyło jednak. Słyszę, że jest przed moimi drzwiami, i nagle cały hałas, znika i jest przerażająca cisza. Może poszedł? Nie on nie odpuści okazji by mnie upokorzyć. I wtedy, gdy staram się sie uspokoić, drzwi otwierają się z hukiem, a  w oczach zbierają mi się łzy. Opiera się o framugę, i chytrze się uśmiecha. Drwi z mojego lęku, przed nim. Po moim policzku spływa pojedyncza łza, chcąc ja ukryć, wycieram ja wierzchołkiem dłoni. Powolnym krokiem ruszył w moim kierunku, stałam przy ścianie, i starałam się sie jak najbardziej sie da w nią wejść, by uniknąć, go. Uniknąć, tego jego obrzydliwego spojrzenia, tego jak rozbiera mnie wzrokiem, tego jak mnie dotyka i całuje.
- Odejdź- zapiszczałam. Niestety to nic nie dało, zaśmiał się sie głośno, i zbliżył jeszcze bardziej. Byłam w pułapce. Serce waliło, jakby zaraz miało wyjść mi z piersi, a ja nie potrafiłam wykonać, jakiego kolwiek ruchu. Co mogę zrobić, mam dopiero 15 lat.- Idź sobie.
Podszedł do mnie i tymi obleśnymi łapami dotknął mojego policzka. " Niech to się skończy! Boże proszę, niech to sie wreście skończy".
- Nie słyszałeś WYNOŚ SIĘ- warknęłam przygryzając nerwowo wargę.
- Ciśś... Zobaczysz, że sprawię, że będziesz chciałabym został.
- Nie sądzę- powiedziałam z mocą. Przyparł do mnie swoim ciałem i pocałował w szyję.
- Nie wrzucaj sie a nie będzie boleć...
Odciągnął mnie od ściany szarpiąc za włosy, rzucił na łóżko, następnie pochylił się nade mną i......

Obudziłam się z krzykiem, zalana potem. Ciężko oddychałam, to nigdy nie da mi spokoju. Pomrugałam oczami, by oczy przyzwyczaiły się do ciemności, wtedy poczułam coś ciepłego na ręce. Spojrzałam w bok, i zobaczyłam Michaela, głaskającego moją dłoń.

Rozdział 3
Przyglądał mi się z troską, czule głaszcząc moja dłoń. Następnie podniósł swoja i dotknął mojego policzka. Przymknęłam oczy, zapewne zrozumiał to tak, że do czegoś mnie z zmusza, wiec, gdy już chciał wziaść dłoń, przyłożyłam na nią swoją. Przy nim czułam się inaczej, czułam się tą niepowtarzalną. Wiem, że to głupie, ale cos mi mówiło, że mu mogę zaufać. Że on mnie zrozumie. Poczułam jak do oczu zbierają mi sie łzy, on musiał to zauważyć, bo bez słowa, usiadł koło mnie i przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w niego i wybuchłam płaczem.
- To tylko zły sen kruszynko. Ciii...- Pogłaskał mnie po włosach. Mówił to tak czule, że jakbym nie pracowała u niego wykrzyknęłam bym mu, jaki jest cudowny. Pocałował mnie w policzek, a następnie pogłaskał tamto miejsce.- To tylko koszmar.
Energicznie potrzasnęłam głową i odsunęłam się od niego.
- To nie sen.. To wspomnienie- wyszeptałam przez łzy.
- Chcesz mi o nim powiedzieć?- Spytał, z troską, głaskajac mnie po włosach, wtuliłam sie w niego i rzuciłam.
- Kiedyś,...Przepraszam nie mogę jeszcze nie teraz- głos mi sie załamał. Spojrzałam wprost tych pięknych oczu, w których teraz zbierały sie łzy.
- Nie wiem, co za bydle Cię skrzywdziło, ale nie daruje mu tego- wydusił przez zaciśnięte zęby.
- Michael masz swoje życie- wtrąciłam, lecz mi przerwał.
- Teraz ty też jesteś jego częścią- słysząc, to uśmiechnęłam się sie szeroko, wsłuchując w bicie jego serca.
- Zobaczysz, wszystko się ułoży i będzie okej.
- Nic nie będzie okej.
- Będzie... Może przejdziemy się hymn?- Zaproponował.
- Dokąd?
- Tak o po Neverlandzie. Pooddychamy Świerzym powietrzem- rzucił wesoło.
-No dobrze, poczekaj chwilkę, wezmę szybki prysznic.
Usiadł po turecku i kiwnął głową, że okej. Z szafy wyciągnęłam czarny podkoszulek i czarne legginsy. Czułam, że znów zamykam sie w sobie, tak jak wtedy. Dlaczego to akurat teraz musiało wrócić? Weszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, i założyłam ubrania na siebie. Po czym podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie. Wyglądałam okropnie, jęknęłam cicho widząc swoje podkrążone oczy, zamknęłam je i wyszłam z łazienki. Michael, nie zauważył mnie i szperał w moim zeszycie.
- Nie ładnie komuś grzebać w rzeczach- założyłam ręce na biodrach. Usłyszał mój głos i odskoczył jak oparzony odkaładając zeszyt na bok.
- Przep...Przepraszam. Piszesz piosenki?
- Tak..
- Czyli to twoje dzieła?- Spytał z niedowierzaniem.
- A tam wszystkie są do..- Nie dokończyłam, bo wykrzyknął uradowany.
- Są cudowne w szczególności, o ta po hiszpańsku, zaśpiewaj mi ją proszę.
- Ale tylko kawałek- wzięłam jeden wielki wdech usiadłam koło niego i zaczęłam:

Di que sientes cuando pienso en ti
Una y otra vez
Cada instante que no estás junto a mi
Mi mundo esta al revés
Camino en un desierto cuando tu te vas
No se si es un espejismo, te siento tan real
Baby

Quiero volverte a ver
Para calmar mi sed
Un dia sin ti es como un año sin ver llover
Si escapas otra vez no sobreviviré
Un dia sin ti es como un año sin ver llover.

- Jeszcze proszę- zrobił psie oczka.
- Nie mogę, bo tylko tyle mam- mruknęłam.
- Przetłumaczysz?
- Jeśli sie nie mylę, potrafisz język hiszpański- uniosłam jedną brew do góry.
- Ale nie tak jak ty to proszę.
- Boże, zamęczysz mnie na śmierć. To tak:

Powiedz co czujesz kiedy myślę o tobie
Znowu i znowu
Każda chwila kiedy nie jesteś obok mnie
Mój świat jest odwrócony
Idę po pustyni kiedy ty idziesz sobie
Nie wiem czy to jest fatamorgana, czuję cię tak prawdziwie
kochanie

Chcę znów cię zobaczyć
Aby zaspokoić moje pragnienie
Dzień bez ciebie jest jak rok bez deszczu
Jeśli uciekniesz kolejny raz nie przeżyję
Dzień bez ciebie jest jak rok bez deszczu

- Piękna.. Cudowna piosenka- rzucił, co mnie speszyło.
- Dzięki to idziemy?
- Tak.. Chodźmy.
Ubrałam swój niebieski szlafrok, i u boku Michaela, wyszłam na zimny dwór. Od samego progu, zadrżałam czując zimne powietrze, muskające moje ciepłe policzki.
- Może nagramy duet?- Zaproponował po chwili ciszy.
- Może kiedyś, ach... Neverland jest cudny.- Mruknęłam, lecz po chwili sobie coś przypomniałam-, Co tak właściwie robiłeś, u mnie w pokoju?
- Nie potrafiłem zasnąć. Postanowiłem sie przejść. Wtedy usłyszałem twój głos. Wbiegłem do środka, i spojrzałem na ciebie. Byłaś taka niespokojna, co chwila przewracałaś sie z boku, na bok, powtarzając " Zostaw mnie" Lub " Odejdź". Nie potrafiłem patrzeć jak cierpisz- wyznał.
- A czyli aż tak głośno sie wydzierałam- chciałam zażartować, lecz raczej mi nie wyszło.
- Nie darłaś sie, po prostu przechodziłem obok i Cię usłyszałem- wyszeptał.
- Współczuje ci tych problemów ze snem...
- Przyzwyczaiłem się, ale dzięki.
- A przepraszam, a jak tam między tobą a Lisą, słyszałam, że sie kłóciliście. Wiem, że to nie moja sprawa, ale- wyszeptałam, po czym żałowałam, że w ogóle sie odezwałam się.- Przepraszam.
- Nic się nie stało. Po prostu, ostatnio wiele się w naszym życiu pozmieniało. No, wiesz, ukrywaliśmy nasze małżeństwo, potem sie ujawniliśmy, i Lisa jest wkurzona na to, co piszą. Ja sie przyzwyczaiłem do tych bredni, ale ona nie- wypuścił powietrze z ust, z świstem.
- Oh.. Rozumiem.
- Może usiądziemy- wskazał pobliską ławeczkę.
- Właściwie, co mi szkodzi- powiedziałam z uśmiechem. Było dość, zimno, a ten szlafrok zbytnio mnie nie ogrzewał, Michael też był w szlafroku i wyglądał olśniewająco. Jak on to robił. Przyciągnęłam do siebie nogi, a Michael objął mnie ramieniem, na co położyłam głowę, na jegoramieniu a on, oparł o moją głowę.

Następnego ranka, pomagałam w kuchni Tiff, bo nie zasnęłam. Rozmawialiśmy do 4, nad ranem. Szczerze wątpiłam czy Michael spał, no, ale może wydarzył się cud. Nakryłam do stołu, kiedy podbiegła do mnie Riley.
- Angie tak się bałam- wtuliła sie we mnie.
- Dlaczego?
- Przyszłam do ciebie jak sie obudziłam, a ciebie nie było...- Mówiła, a po jej policzku spłynęła łza- Nie odchodź.
- Nie odejdę, a teraz kotku, idź, do rodziców i zawołaj ich proszę, na śniadanko, co?- Powiedziałam, na co pokiwała głową i pobiegła na górę.
- Masz na nią dobry wpływ.
- Dzięki Tiff....
- Tak?
- Od kiedy Michael ma problemy ze spaniem?- Spytałam przyciszając głos.
- Ach- westchnęła- Od dawna. Martwię się o niego, ale jest cholernie uparty jak to on. Z resztą sama rozumiesz.
- Tak.. Rozumiem- mruknęłam a wtedy do kuchni, weszła rodzinka Jacksonów. Riley, idąca z Ben'em za rękę, i Michael i Lisa, uśmiechający sie do siebie szeroko. Wyglądali cudownie razem.
- Cześć wszystkim- przywitał się Michael.
- Dzień dobry- rzuciłam- Orientuj się- rzuciłam mu mandarynkę. Złapał i uśmiechnął się dumnie-, Co tak się szczerzysz?
- Jestem dumny z siebie...
- A no fakt, bo przecież złapanie mandarynki to naprawdę wyczyn, należy ci się medal- mruknęłam, za co zostałam sójkę w bok.- Auć! Jackson!
- Co Castello!
- Jesteś brudny o tu- mruknęłam wskazując na jego czerwoną koszulę. Podążył za moim wzrokiem, palcem, zaś podniosłam jego podbródek i strzeliłam w nos- Dałeś sie nabrać!- Zaśmiałam się sie zwycięsko.
- Uduszę cię- złapał mnie w pasie, i zaczął gilgotać.
- Prze..prze..Przestań- wydusiłam ledwo łapiąc powietrze,
- Przeproś.
- Ani mi sie śni!- Wykrzyknęłam, na co znów zaczął tortury.
- Mickey.., Błagam....Oh no przepraszam- rozpłakałam się sie ze śmiechu. Odeszłam od niego kawałek, i się zaśmiałam. Poprawiłąm moją czarną koszulę z napisem You're Idiot, i spojrzałam na Lisę oraz Riley. Ri uśmiechała się sie szeroko, za to na twarzy żony Michaela, gościł uśmiech, ale cholernie sztuczny.
- Przepraszam- wydukałam, i wyszłam z kuchni. Dziwnie sie poczułam. Patrzyła na mnie wzrokiem mordercy.
Po chwili zasiedliśmy do stołu. Michael, Lisa i Riley śmiali sie w niebo głosy, a ja milczałam. Musiałam zachować, dystans do Michaela. W końcu to mój szef. Tylko szef.

Po skończonej kolacji, Michael i Lisa poszli na spacer. Ja pomogłam Tiff, i razem z Riley, też poszłam sie przejść. Benem zaopiekowała się sie jego niania, Daisy, więc, gdy byłyśmy wolne, wyszłyśmy na dwór. Narzuciłam na siebie jeszcze granatową bejsbolówkę, i wyszłam na dwór.  Trochę pożartowaliśmy po, chwili jednak mała usiadła na kocu, na trawie, i robiła wianek, a ja siedziałam na ławce, mając ja na oku. W pewnej chwili usłyszałam dobrze mi śmiech. Obejrzałam sie przez ramię, i zobaczyłam Michaela i Lisę, byli tacy szczęśliwi. Trzymali się za ręce i śmiali. Szczerze zazdrościłam im, w tej chwili, ja nigdy nie poznam uczucia, jakim jest miłość.

Pasowali do siebie. W końcu ona jest córką Króla Rock and Roll, a on Królem Popu, żywą legendą. Zastanawiałam się nad tym, co powiedział dziś w nocy, " Ty jesteś jego częścią" chodziło, rzecz jasna o jego życie. Jego żona, chyba nie była by szczęśliwa jakby to usłyszała, a może Michaelowi, chodziło o to, że w końcu mieszkam u niego, więc, jesteś z nim na codzień, bo co innego mógł mieć, na myśli?  Nie oczekiwanie stało się coś, czego nie chciałam by się stało. Zatrzymali sie, Lisa, uśmiechnęła się i pociągnęła Michaela za loczki ten wtopił się w jej wargi. Poczułam znajome ukucie, gdzieś w sercu. Nie mogłam jednak sobie pozwolić, na takie zachowanie. Pomimo prób, powstrzymania łez nie udało się. Odwróciłam głowę, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Ostatnia raz, która będzie dla niego. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Kiedyś go kochałam. Ale jako fanka, to uczucie wypełniało mnie od środka, i dopiero teraz dotarło do mojego fanowskiego ja, że nie potrzebnie snuje plany, na przyszłość. Ale taka już byłam. Usłyszałam dzwonek telefonu, więc wyciągnęłam go z kieszeni, i spojrzałam na wyświetlacz. " Annie dzwoni"
- Halo?
- Angie, dlaczego sie nie odzywasz?- Spytała przerażona.
- Po prostu, nie miałam czasu.
- Płakałaś.
- Nie.
-TAK! I Nie bujaj, kto cię skrzywdził- rzuciła wściekle.
- Nikt po prostu uświadomiłam sobie, cos, co powinnam uświadomić, sobie już wcześniej.
- Chodzi o Michaela- złagodniała- Nie odpowiadaj wiem, że chodzi o niego.
- Tęsknie za tobą- zmieniłam temat.
- Ja kochana też, wracaj tu do mnie, nie mam, z kim plotkować- zaśmiała się.
- Hehe, a Lucas?
- On sie nie nadaje- wybuchłam śmiechem.
- No wiesz, jakby to usłyszał to obraziłby się- odparłam z szerokim uśmiechem, na ustach.
- A chcesz by się dowiedział?- Zapewne, jakbym ja teraz widziała to podniosła jedną brew do góry.
- Hehe nie... Czekaj- podeszła do mnie Riley- Stało sie coś.
- Kto to?
- Moja koleżanka, czekaj- dałam na głośnik- Annie przywitaj się z Riley.
- Cześć.
- Hej jestem Riley.
- A ja Annie, przyjaciółka tej wariatki.
- Ja ci dam wariatki, ty świrze- zaśmiałam się.
- Przyjedziesz?- Spytała Riley, siadając obok. 
- Nie wiem czy mogę...
- Po proszę tatusia- rzuciła Riley.
- Nie chcę wpraszać się.
- Nie będziesz...
- To dajcie mi znać.

                                                                       *** Godzinkę później. 
Michael wyraził zgodę bym zaprosiła Annie, Lisa trochę po marudziła, ale się zgodziła, na moich oczach, obściskując się. Zaczęłam sie zastanawiać czy ona tego nie robi przypadkiem specjalnie. Siedziałam właśnie z Annie, i Riley, chichocząc, oglądając jakiś Talk Show, i słuchając Ann.
- Naprawdę tak zareagował?- Spytała Riley.
- Chłopcy są nieprzewidywalni- oświadczyła moja przyjaciółka.
- A teraz ty mów, co u ciebie kochana- zwróciła sie do mnie.
- Jak widzisz, bawię się z, pyśką, więc- pogłaskałam mała po włosach. Juz chciałam coś dodać, kiedy do domu wróciła wściekła jak osa, Lisa.
- daj mi spokój!- Warknęła.
- Nie dasz sobie powiedzieć prawdy!- Rzucił Michael, wchodząc do środka.- Wolisz, słuchać kłamstw.
- Wiesz, co Jackson... Ach- wbiegła po schodach, an górę, a ja z dziewczynami patrzyłyśmy an niego, gdy do niego to dotarło, uśmiechnął się zawstydzony, i mruknął:
- Przepraszam, że musiałyście być tego świadkami.
- Spoko, daj mi autograf, a będziemy kwita- tym właśnie różniłam się z Ann, ona była szczera do bólu, bezpośrednia i odważna nie to, co ja.
- Robi się- wysłał jej oczko uśmiechając się, następnie spojrzał na mnie i posmutniał- Wszystko w porządku?
- Jak najlepszym- rzuciłam-
- Na pewno?
- Raczej tak.
- To, dlaczego tak dziwnie mówisz?- Zapytał nieśmiało. Wzruszyłam ramionami.
- Możemy porozmawiać, na osobności?- Podszedł do mnie. Domyśla się, no to wpadłam.
- Pewnie.
Wyszliśmy razem na taras, zamknął drzwi i usiadł na huśtawce ogrodowej.
- Siadaj- polecił. Grzecznie wykonałam, jego polecenie, więc zaczął:
- Widzę, że coś się stało. Powiedz prawdę.
- Niby, czemu miało sie coś stać?- Zaśmiałam się sie sztucznie, lecz on tego nie zauważył. Co mam mu powiedzieć, że moje fanowskie ja krwawi, z powodu Lisy?
- Zmieniłaś się..
- Wydaje ci się - prysnełam.
- Angie, mnie nie oszukasz. Robie takie same uniki, gdy coś mnie boli.- Przysunął się do mnie, na co odsunęłam się od niego.- Angie nie zamykaj się w sobie, proszę.
- Nie zamykam sie w sobie, po prostu uświadomiłam sobie coś, co już dawno powinnam zrozumieć.- Odparłam.
- Ma to jakiś związek ze mną? I co teraz? Angie myśl?
- Nie, spokojnie.
- Ale jak zrobię coś, co ci się nie spodoba mi powiesz?
- Dam Ci po mordce- zaśmialiśmy się. ANGIE DYSTANS!- sykneła moja podświadomość.
- Cieszę się- pogłaskał moją dłoń.- No to ja cie nie zatrzymuje- poczochrał mnie po włosach.
- Ludzie, co wy macie z tym czochraniem włosów.- Jęknełam, co go rozbawiło. - A masz- tym razem to ja go poczochrałam, przucił mnie sobie przez ramię i ruszył w jakimś kierunku.
- Proszę, mnie nie wrzucać, do basenu!
- Nie wpadłem na to, ale jak chcesz- nieoczekiwanie zmienił kierunek.
- Nie... Idź do Annie.
- Oh no dobrze- westchnął zawiedziony. Zaśmiałam się, a po chwili byłam już w salonie.
                                                              *** Późnym wieczorem.
Niestety Michael musiał coś załatwić, w studiu, więc go nie było w domu. Annie pojechała około 17, a Riley i Ben już dawno spali. Było po 21, i siedziałam u siebie w pokoju, kiedy wparowała do niego Lisa.
- O dzień dobry- przywitałam się.
- Słuchaj mnie guwniaro, odczep sie od mojego męża. Co ty myślisz, że jak go uwiedziesz, to więcej będziesz zarabiać- warkneła.
- Ale ja nie rozumiem?..
- Ty dobrze, rozumiesz, odczep sie od niego. On jest tylko i wyłącznie twoim szefem!- Dodała wściekle.- Jeszcze raz Cię z nim zobaczę, a pożałujesz.
- Grozi mi pani?
- Ja obiecuje- doskonale znałam te słowa. Danny wypowiadał je codziennie.- Odczep sie od mojej rodziny- dodała i wyszła, trzaskając drzwiami, a ja wybuchłam płaczem. Co ja takiego robiłam? Tylko się z nim śmiałam, i żartowałam, czy to jest flirt. Nigdy nie chciałam go uwieść, a ona wyskakuje z takim czymś. Ma rację, nie powinnam się z nim nawet za kolegować. Od jutra koniec, nie pozwolę, by przeze mnie się kłócili. Ja jestem pracownikiem on moim pracodawcą i koniec kropa! Koniec, z fantazjowaniem o przyjaźni, i innych rzeczach. KONIEC. 


P.S Bardzo przepraszam za wszystkie błędy. Kolejna za tydzień. Pozdrawiam.

wtorek, 27 stycznia 2015

2. I Love You, Liberian Girl

Hejka, cieszę sie, że to opowiadanie też was zaciekawiło. Tak jak pisałem postaram się na tym blogu wrzucać co tydzień, w soboty. Tą wrzucam, szybciej bo miałem ją już zaczętą. Chciałem wrzucić, ją już dawno, ale grypa mnie złapała i nie czułem sie najlepiej. Tak szczerze dopiero wczoraj poczułem się na siłach by dokończyc tą część. Już nie zanudzam, i zapraszam do czytania.


Wstęp do drugiej części:
Po jakże udanym dla mnie spotkaniu, wróciłam w wyśmienitym humorze do domu. Zamknęłam drzwi jak najciszej tylko potrafiłam, na marne mój ojczym Danny już czekał.
- Gdzieś ty się do jasnej cholery dziewczyno podziewała- wydarł się.
- Nie twój interes- rzuciłam, chcąc go wyminąć. Złapał mnie za ramię i przyparł do ściany.
- Tylko ja będę decydował, kiedy coś będzie moją sprawą a kiedy nie zrozumiano- spojrzał na mnie wściekle. Przestraszyłam, się. Był tak wkurzony, że był w stanie mnie zabić.
- Ja.. Ja...
-Ciś- przyłożył mi palec do ust.- Nie mów nic mamie, dobrze wiesz, że Ci nie uwierzy. A z resztą nawet jak uwierzy, to tak dostanie, że nie wiadomo czy się na drugi dzień podniesie.
- Nie groź mi, że coś jej zrobisz- wykrzyknęłam przez łzy, które ciekły teraz po moich bladych policzkach.
- Ja nie grożę tylko obiecuje. Pamiętaj to tylko będzie twoja wina- pogłaskał mnie po policzku, a ja przymknęłam oczy.- Nie powiesz jej nic.
- Tak- wyszeptałam.

- Grzeczna dziewczyna.
- Czyli masz trochę rozumu- zaśmiał się chytrze. Wyrwałam mu sie i rozpłakana wbiegłam po schodach. Ten człowiek był nie obliczalny, nawet nie chce mówić, co kazał mi robić. Brzydziłam sie sobą. Wbiegłam do swojego pokoju, i zamknęłam drzwi na klucz. Potem rzuciłam sie na łóżko, i rozpłakałam się na dobre. Wiele razy myślałam, czy ze sobą skończyć, jednak nie chciałam mu dać tej satysfakcji. Usiadłam i wierzchołkiem dłoni wytarłam policzki, przygryzłam wargę by bardziej się nie rozpłakać. Usłyszałam dzwonek telefonu, Tak wiec sprawdziłam na wyświetlacz. To była Annie. 
- Ha.. Halo?- Spytałam,  uspokoić sie nieco.
- Angie, czy wszystko w porządku?- Spytała z troską. Ona jedyna wiedziała, co on kazał mi robić.
- Ta...Tak musze kończyć- rzuciłam, bo poczułam, że jeszcze chwila i głos mi się załamie. Rozłączyłam się i rzuciłam telefonem o ścianę. Wiedziałam, że Annie by mi pomogła, ale nie chciałam litości. Już wiele razy dawałam sobie radę, więc czemu i teraz bym nie miała dać rady. Muszę sie przygotować na później. Ściągnęłam paseczki z szpilek, a następnie moje czarne szpilki odłożyłam na bok. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jedną wielką walizkę. Wrzuciłam do niej wszystko, co potrzebne.
Po godzinie byłam już gotowa, przygotowałam sobie jeszcze ubrania na jutro i ruszyłam do łazienki.
Ściągnęłam sukienkę, która należała do Annie i weszłam pod prysznic. Jak najszybciej się, wykąpałam, wytarłam sie i podeszłam do lustra, patrząc na swoje odbicie. Nienawidziłam się całym sercem, głupi słaby uśmiech, do tego wymuszony, cały czas widniał na mojej twarzy. I patrząc, na sprawę, dziś pierwszy raz od bardzo dawna, szczerze sie uśmiechałam się. Ubrałam sie w piżamę, wślizgnęłam się sie pod kołdrę i przymknęłam oczy chcąc jak najszybciej zasnąć.
Niestety sen przyszedł dopiero około 1 w nocy.

 Rozdział 2
Następnego dnia, równo o 8 rano zjawiłam się sie pod złotą bramą, na której widniał napis "Neverland". 
Przyjechałam pod wybrany adres, i z uśmiechem zauważyłam, że za bramą, stoi mój pracodawca, ubrany w czerwoną flanelową koszulę, czarne dżinsy, i rzecz jasna białe skarpetki no i te jego mokasyny. Podwiozła mnie mama, której powiedziałam, że dostałam pracę, ucieszyła się i sama zaproponowała, co do tego by mnie podwieźć.
- Witam!- Rzucił wesoło od progu.
- Dzień dobry Panu...
- Co za Pan, jeśli się nie myślę, wczoraj ustaliliśmy, że będziemy do siebie mówić po imieniu- puścił mi oczko, co speszyło mnie nieco. Spuściłam głowę rumieniąc się nieco, wtedy uśmiech spełzł z jego ust. Podszedł do mnie podniósł mój podbródek i spojrzał prosto w oczy.
- Angie czy wszystko w porządku?
- Taak. Pięknie tu- zmieniłam temat, a na jego twarzy znów zagościł szeroki uśmiech, z resztą na moich ustach też.
- Chcę widzieć, twoją minę, jak zobaczysz całą moją bajkową krainę.
- Przepraszam, że oto pytam, ale czy nazwa twojej posiadłości ma coś wspólnego z Piotrusiem?- Spytałam nieśmiało.
- Tak, nawet wiele, kocham ta bajkę. Chciałem by każde dziecko poczuło sie tu jak u siebie w domu, by każdy dorosły zapomniał na chwilę, kim jest i by znów był dzieckiem- powiedział, po czym zarumienił się.
- To cudowne. Uważam, że każdy dorosły powinien, mieć, taką chwilę, kiedy staje się dzieckiem- oświadczyłam, co poprawiło mu humor.
- Cieszę się. Coś czuje, że się dogadamy- powiedział- Chodź, zapoznam Cię z wszystkimi domownikami- dodał.
Tak, więc, po godzinie poznałam wszystkich domowników, no oprócz Riley i Ben'a, gdyż byli u swojej babci. Najbardziej zakolegowałam się z Tiffani kucharką, Molly- pokojówką, no i Waynem, ochroniarzem Michaela. Tak, więc, Michael, postanowił, że skoro nie ma jeszcze małej to mam chwilę dla siebie. Jak najszybciej wypakowałam się, i postanowiłam sie przejść. Była przepiękna pogoda, więc postanowiłam to wykorzystać. Wyszłam na dwór i uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy poczułam ciepłe promyki słońca na mojej twarzy. To było takie miłe uczucie, Chciałam zwiedzić jak najwięcej był tylko jeden problem. Nie wiedziałam, od czego zacząć, i jak zwiedzać, tą piękną krainę bez zgubienia się przy okazji.
- Czy mogę Ci w czymś pomóc-, gdy usłyszałam ten głos odskoczyłam jak oparzona. Za moimi plecami, stał mój pracodawca z ogromnym uśmiechem. Widząc moją przestraszoną minę wybuchnął śmiechem, jednak po chwili postanowił sie opanować- Przepraszam... To czy mogę w czymś ci pomóc.
- Chciałabym zwiedzić, Nibylandię, jeśli to nie problem- mruknęłam, na co w jego oczach, rozbłysły takie.. Takie iskierki szczęścia.
- Nie a ja z miłą chęcią Cię oprowadzę, przed powrotem dzieciaków- klasnął uradowany w dłonie.
- Jeśli to nie problem to, czemu by nie....
                           
Zwiedziliśmy prawie cały Neverland, zostało tylko zoo no i kino. Wracaliśmy w ciszy, ja rozmyślającą nad swoim dotychczasowym życiem i on zamyślony sama nie wiedziałam, czemu. Przekroczyliśmy próg, wtedy w ramiona rzuciła mu się mała blondyneczka.
- Tatuś!
- Riley- rzucił, i okręcił małą na rękach, wokół własnej osi.- Chciałbym Ci kogoś przedstawić, oto Angie od dziś będzie twoją guwernantką wiesz- pogłaskał ja po policzku.
- a kto to jest ta gu..
- guwernantka, to taka nauczycielka, wiesz- oznajmił postawiając ją na ziemi.
- To znaczy, że nie będzie się ze mną bawi?
- Jak będzie chciała to raczej będzie- spojrzał na mnie.
- Z miłą chęcią...Miło cie poznać Riley, Angie jestem- wyciągnęłam rękę w stronę małej, uściskała ja i mruknęła nieśmiało:
- Miło Panią poznać.
- Mów mi Angie dobrze?- Dziewczynka pokiwała głową a po chwili na jej ustach pojawił się sie szeroki uśmiech.
- Kochanie gdzie mama?- Spytał Michael.
- W Salonie..
- Dobrze, to ja idę do mamusi, a ty pokaż Angie swoje królestwo dobrze?- Posłał jej szeroki uśmiech. Mała w jednej chwili złapała mnie za rękę i razem wbiegłyśmy na górę, wprost do różowego pokoju. Wszędzie dokoła było pełno lalek, misi, i innych zabawek. Podeszłam do jednej szafy i zobaczyłam piękne zdjęcie. Był na nich Michael, Lisa, Riley i Ben.
Wyglądali na bardzo szczęśliwych. Szczerze zazdrościłam trochę Riley. Ja też miałam szczęśliwą rodzinę, do śmierci taty. Potem wszystko się sknociło. Potrzasnęłam głową i rozejrzałam się dokoła. Wszędzie były plakaty Michaela" Mała Fanka"- szepnęła moja podświadomość, na co zachichotałam.
- Angie usiądź- rzuciła klepiąc miejsce na ogromnym łóżku z baldachimem. Usiadłam po turecku koło niej wtedy ona rzuciła: - Opowiedz coś o sobie.
- A co miałabym ci o sobie opowiedzieć?- Spytałam, patrząc na jej wielkie zaciekawione oczy.
- Skąd pochodzisz?
- Jestem pół amerykanką pół hiszpanką. Urodziłam się w Grand Prairie w Stanie Teksas.- Oświadczyłam bawiąc się jej loczkami.
- A Kim są twoi rodzice?
- Mój tata był sławnym politykiem moja mama aktorką.
- A ty, kim chciałaś być?- Usiadła mi na kolanach. Była taka ciekawska i urocza. 
- Jako mała dziewczynka, marzyłam by być, albo tancerką albo aktorką. No i może piosenkarką.
- To, dla czego nią nie jesteś? 
- Moje życie pokomplikowało się nieco- wyszeptałam, poprawiając niesforny kosmyk opadający na moja twarz.
- Z jednej strony się cieszę, że nie jesteś aktorką. Bo gdybyś nią była to bym Cię nie poznała- wyszeptała, przytulając się do mnie. Przytuliłam ją mocniej i uśmiechnęłam się do siebie.
- To, co robimy, co?
- Lubisz się bawić?- Zapytała z chytrym uśmiechem, takim samym jak wiele razy widziałam u Michaela.
- Lubię...A co?
- Berek-klepneła mnie i uciekła.

                                                                      ***
Bawiłyśmy się ze trzy godziny, po czym Tiffani zawołała nas na kolację. Z uśmiechami, zbiegłyśmy do kuchni.
- Rączki umyte?- Spytała Tiff.
- Umyte, sama tego dopilnowałam- rzuciłam.
- Mam nadzieję, że ty też je umyłaś ty mała intrygantko- poczochrała mnie po włosach.
- Może.....
- Angie.
- Żarcik, co tam pichcisz?- Spytałam.
- Zobaczysz głodna?
- Jak pomyślę, o twoich pysznościach, to od razu burczy mi w brzuszku- wyznałam, na co Riley głośniej się zaśmiała.
- Dziecko będzie wychowywać dziecko- jęknęła- Idź, ale już- trzepnęła mnie szmatką.
- Ale dokąd?- Spytałam głosem 5 letniej dziewczynki.
- Do jadalni, dziecko kochane, jak tyś sobie dała rade, te 23 lata?
- No wiesz, wiele razy lądowałam w szpitalu- odparłam.
- To wszystko wyjaśnia, no już uciekajcie- wygoniła nas z swojego królestwa.
- Widzisz, wygoniła nas zła pani- poskarżyłam się Riley, która pokiwała głową szczerząc się szeroko. 
- Słyszałam...
- Miałaś to słyszeć- rzuciłam, kiedy weszłyśmy do jadalni.
- Niby, dlaczego?- Pojawiła się koło nas.
- Bo ja cie bardzo lubię- usiadłam koło Riley.
- Ja ciebie też ty mała dziewczynko.
- Dasz mi śliniaczek, bo się wybrudzę- tym razem to Riley wybuchła śmiechem, na cały regulator.
- Dziecko, kto Cie tak nauczył śmiać?- Spytała z uśmiechem.
Zagwizdałam pod nosem, i spojrzałam przed siebie. Na Michaela oraz Lisę, którzy przyglądali się nam z ogromnym zainteresowaniem.
- Może Ci pomogę- zaproponowałam.
- Uwierz, że będziesz mieć i tak dużo pracy przy sprzątaniu bajzlu, jaki narobiłyście- pomachała mi palcem przed twarzą.
- Co tam się do jasnej cholery stało!- Do jadalni wparowała Molly. Spojrzała na mnie i na Riley , które chichotałyśmy pod nosem, i pogroziła nam palcem.- Ja wam dam, robić taki bajzel. Teraz ładnie posprzątacie.
- Tak jest sir- zasalutowałam. Spojrzałam na Michaela, który szeroko się uśmiechał.
- Widzę, że się zaprzyjaźniłyście- odezwał się po chwili.
- Kocham, Angie!- Wykrzyknęła mała.- A ty mnie?
- Ciebie nie da się nie kochać słońce, prawda dziewczyny- spojrzałam na Tiff, i na Molly, które od razu się uśmiechnęły.
- Prawda.
- Co tak tam głośno było?- Spytał.
- Bawiłyśmy się w chowanego, w berka, i rysowałyśmy- oznajmiła mała.
- Korzystaj póki możesz potem zacznie się nauka- wtrąciła Lisa, uśmiechając się szeroko do swojej córki.
- Wiem..Wiem.

Po skończonej kolacji, pomogłam Tiff, pozmywać, następnie razem z Molly, udałam się na górę by posprzątać. Trochę mi to zajęło, ale w końcu po trzech godzinach, opadłam zmęczona na łóżko. Usłyszałam wtedy pukanie do drzwi, a u progu zjawił się Michael.
- Wreście wolna, co?
- Taaaa...- Usiadłam po turecku. Poklepałam miejsce obok, od razu podszedł i się dosiadł.
- Jak minął wam dzień?
- Fajnie, ubóstwiam ją- uśmiechnęłam się.
- Ona ciebie też cały czas o tobie gada..
- Dlaczego?- Zapytałam.
- Rozmawia z babcią przez telefon i mówi jakaś ty cudowna, szczerze czuje się nieco urażony- słysząc to wybuchłam śmiechem i mruknęłam.
- Ty jesteś najlepszy.
- W czym?
- A w czym chcesz wiedzieć?
- Jaki jestem w tańcu?
- Ach, przeklnełam bym, ale nie wypada. Więc powiem, że jesteś geniuszem, ideałem, mistrzem- on słysząc to zarumienił się i spuścił głowę.
- Nie żałuje, że to ciebie wybraliśmy- oświadczył, spoglądając na mnie z ukosa.
- Dlaczego?
- Kiedyś się dowiesz.
Wstał i zostawił mnie z znakiem zapytania, czy on coś sugerował. Nie jak zwykle szukam jakiegoś spisku. Stojąc przy drzwiach, obrócił się w moja stronę i rzucił.
- Cieszę się, że jesteś.- Następnie wyszedł. Uśmiechnęłam się do siebie, i opadłam bezsilnie na poduszki. No to zapowiada się zabawa.

Kolejna notka, na tym blogu za tydzień w sobotę. Do zobaczenia.



poniedziałek, 19 stycznia 2015

1. I Love You, Liberian Girl

Siedziałam na łóżku, brzdąkając strunami mojej gitary, piosenki bliskiej memu sercu. Była nią Nothing Eles Matters. Moją niezbyt udana wersję tej piosenki, przerwał mi dzwonek telefonu. Odłożyłam gitarę na bok i wzięłam telefon do ręki. Zdziwiłam sie, gdy zobaczyłam nieznane, jednak wzruszyłam ramionami i odebrałam.
- Przy telefonie Angie Castello- przywitałam sie trochę zdziwiona.
- Dzień dobry nazywam się Wayne Bray, rozmawiałem z panią u panna Foley'a- odparł oficjalnym tonem.
- Ach tak- stuknęłam sie w głowę- Czy stało sie coś?
- Jak już wczoraj wspominałem, Pan Jackson oraz jego żona Lisa Marie poszukują niani oraz guwernatorki dla swojej córki Riley- Rzucił stanowczo.
- Dobrze, a co ja mam z tym wspólnego?- Spytałam podchodząc do lustra.
- Cóż, poleciłem panią panu Jacksonowi i chciałby sie z panią spotkać w tej sprawie. Wspominałem też, że pomagała pani w przedszkolu, oraz w szkole.
- Dobrze a gdzie- Rzuciłam, gryząc sie w język jeszcze chwila a bym zapiszczała mu do słuchawki.
- W Restauracji Las Vegas. O godzinie 18- rzucił, przybierając już nieco milszy głos. 
- Proszę zaczekać, tylko sobie zapiszę- przycisnęłam telefon do ucha, i jedną ręką zapisałam na małej karetce adres i godzinę.
- Dobrze, zjawie, się- mruknęłam uśmiechając się sama do siebie.
- Do widzenia- przybrał znów ten oficjalnym ton. Rzuciłam ciche do widzenia i się rozłączyłam. Po czym po sekundzie zaczęłam skakać i piszczeć, ze szczęścia. Spojrzałam na ogromny plakat mojego idola i podeszłam do niego.
- Wreście Cię poznam, nie, jako gwiazdę, ale jako człowieka- mówiłam do plakatu, zapewne większość wzięłaby mnie za idiotkę. Nie byłam typową fanką, mającą erotyczne wyobrażenia z nim w roli głównej, po prostu marzyłam by poznać jego prawdziwe ja. Jest tylko jeden problem, mój ojczym. Teraz jednak nie chciałam zawracać sobie tym głowy, wybrałam numer do Annie, która jest dla mnie jak siostra.
- Cześć Angie- przywitała sie wesoło-, Co u ciebie?
- Okej dostałam... No może dostanę prace u samego Michaela Jacksona- powiedziałam podekscytowana kręcąc sie wokół własnej osi.
- Żarty Se robisz...
- Nie...
- Tak!- Rzuciła-Boże ty nie kłamiesz! Ty poznasz najseksowniejszego faceta, o którym marzy cały świat- zapiszczała do słuchawki.
- Auć, powiedziałam Ci, ale masz być cicho- rozkazałam uśmiechając się sama do siebie.
- Tak jest sir...
- Przyjdziesz do mnie?
- A co z twoim ojczymem?- Na samą wzmiankę o nim, poczułam jak mam nogi z waty.
- On, jest u swojego kolegi- mruknęłam.
- będę za dziesięć minut.
                                                                    10 minut później.
- Opowiadaj- rzuciła od progu.
-, O czym?..
- No chyba widziałaś się z nim, co nie- usiadła, na łóżku.
- Dopiero jutro go poznam, w jakieś restauracji Las Vegas- mruknęłam, padając na łóżko.
- Jakieś? Kobieto to najdroższa restauracja w mieście- wykrzyknęła, a ja posmutniałam.
- No to zrobię z siebie idiotkę...
- Niby, czemu?
- Hymn pomyślmy, bo nie mam sukienki na taką okazję- oparłam sie o rękę, leząc bokiem.
- To ja mam przyjdź jutro rano, a zrobię cię na bóstwo- zaklaskała w dłonie, z uśmiechem.
- Czy ty sugerujesz, że nie mam gustu?- Usiadłam i założyłam ręce na klatce piersiowej.
- Masz, ale trzeba go doszlifować...
                                                                        ***
Następnego dnia, od siódmej rano siedziałam razem z Annie w moich pokoju i co chwila skrzywiałam sie z bólu, gdy ciągnęła mnie za włosy.
- Auć- pisknełam łapiąc się za włosy.
- Musisz pocierpieć....
- Bardzo śmieszne- rzuciłam. Bałam się sie, że nie zdążę, w końcu to kawał drogi stąd. Może i była dopiero 14, ale o nie wypada sie spóźnić się.
- Podwieźć Cię?- Spytała.
- A to nie problem?
- Nie, bo ja i Lucas jedziemy w tamta stronę- oświadczyła.
- Czyli wy tak na poważnie- posłałam jej łagodny uśmiech.
- Ja widać,... Okej fryzura gotowa jeszcze makijaż i sukienka- dodała.
- A ile będziesz robić mi makijaż?
- godzinkę- powiedziała, na co spojrzałam na nią przerażona- Spokojnie, będziesz wyglądać cudnie..
- Nie idę na jakiś bankiet by tak wyglądać...
- No wiesz, ale czym lepsze zrobisz, wrażenie tym lepiej- dodała i zabrała się za ten makijaż.

- Gotowe, teraz won do łazienki- mruknęła padając na łóżko.
- A jaką?
- Jedną z moich najpiękniejszych, na kolan, niebieską, bez ramiączek- wyszeptała.
- Boże, na co ja sie godzę...- Wstałam i poszłam do łazienki. Rozebrałam dżinsy i podkoszulek, a do ręki wzięłam jedwabną niebieską sukienkę i niepewnie ją na siebie włożyłam. Pasowała idealnie.
- i jak?- Wychyliła głowę, przez framugę.
- Pomożesz mi zapiać.
Zapięła i zamek i rzuciła gotowe. Wróciłam do pokoju i podeszłam do lustra. Oniemiałam, wyglądałam cudownie. Pierwszy raz byłam zadowolona ze swojego wyglądu.
Moje zazwyczaj proste włosy falowały sie nieco i opadały teraz na gołe ramiona, delikatny makijaż, dzięki któremu moje oczy były trochę większe, wyglądałam naturalnie. Usta miałam pomalowane łagodnym różowym błyszczykiem a policzki, lekko przypudrowane. Ostatni raz poprawiłam swoją sukienkę i uśmiechnęłam się łagodnie.
- I co?
- Pierwszy raz odwaliłaś kawał dobrej roboty- pochwaliłam ją.
- Jak to, ja. Zobaczysz Jackson padnie na twój widok- wyszeptała mi do ucha.
- Oby nie ma żonę- rzuciłam przy okazji rozbawiając moja przyjaciółkę.
                                                             ***
- To tutaj- rzucił Lucas, gdy znaleźliśmy sie pod wybraną restauracja.
- Boje się- mruknęłam niepewnie.
- Nie bój się. Jesteś mądra i piękna, ale pamiętaj nie udawaj mi nikogo- podniosła mnie na duchu.
- Dzięki Ann jestem twoja dłużniczką, twoja też Luke- uśmiechnęłam się sie do siebie.
- Załatw mi kiedyś jego autograf a będziemy kwita...
- o dla mnie też- rzuciła wesoło Annie, na co pokręciłam rozbawiona głową- Uważaj na siebie.
- Wy też pa- wysiadłam z samochodu moich przyjaciół i podeszłam do umówionego miejsca gdzie czekał wysoki goryl, zapewne od Michaela. Podeszłam i uśmiechnęłam się sie łagodnie.
- Witam Angie Castello- odparłam grzecznie, ale też oficjalnym tonem.
- Miło, panienkę poznać, Wayne Bray- powiedział szarmancko, na co zaśmiałam się sie- Wygląda pani cudownie, ale to nie dla mnie pani sie tu zjawiła. Zapraszam- otworzył mi drzwi i przepuścił. Gdy byliśmy w środku, dotarło do mnie, że są tu same gwiazdy, przy jednym stoliku siedział nawet Saul Hudson. Slash człowiek, którego ubóstwiam. Jednak najbardziej w oczy rzucał się stolik, przy, którym siedzieli oni. Lisa ubrana w piękną beżową sukienkę, z rozpuszczonymi włosami, a on jak zwykle cudownie. Ubrany w czarny jedwabny mundur, z złotawymi naszyciami, na rękawach. Musiałam tam podejść. " Teraz albo nigdy"- pomyślałam. U boku wielkiego i wyższego o dwie głowy ochroniarza, podeszłam do ich stolika.
- Liso, Michaelu oto Pani Angie Castello, o której państwu wspominałem- rzucił a dwie pary oczu spojrzały na mnie. Uśmiechnęłam się sie jak najładniej potrafiłam, i spuściłam zawstydzona głowę.
- Bardzo miło mi państwo poznać.- Dodałam.
- Nam jest również przyjemnie, ciebie poznać- powiedział Michael z szerokim uśmiechem- Proszę usiądz- dodał. Wayne odsunął mi krzesło, a ja grzecznie cała czerwona usiadłam- ładny rumienieć.
- Dziękuje.
- Wracając do tematu, jakiego sie tu spotkaliśmy. Droga Angie masz dopiero 20 lat- powiedziała bardzo chłodnym i oficjalnym tonem. " Ach, czyli do gustu raczej jej nie przypadłam"- mruknęłam sobie w myślach.
- 25 lat- poprawiłam ja tak by jej nie urazić.
- skoro masz dopiero 25 lat, to, jakie ty możesz mieć doświadczenie? Jesteś jeszcze małolatą- dodała uszczypliwie.
- Lisa!- Upomniał ją Michael, posyłając mi przepraszający uśmiech- Przepraszam.
- Nic sie nie stało. A wiec pracowałam w przedszkolu, oraz w świetlicy w szkole. Zdałam także studia, jako pedagog. Proszę oto moje dokumenty- podałam im, moje dokumenty.- Do tego uczyłam w szkole tanecznej.
- Potrafi pani tańczyć?- Rzucił wesoło.
- Tak...
Chciał cos dodać, gdy podszedł do nas kelner.
- Czy panienka sobie coś życzy?
- Nie dziękuje- podziękowałam, z uśmiechem.
- Jakby, co to proszę mnie wołać- odszedł kawałek, kiedy wrócił i dodał- Thomas jestem.
- Angie- rzuciłam trochę zawstydzona. Z reszta one też był zawstydzony, bo odszedł szybko i znikł.
- Chyba wpadałaś mu w oko- rzucił Michael, na co jeszcze bardziej poczerwieniałam. Dziwnie sie czułam, bo cały czas sie mi przyglądał się.
- No... Hymm dostajesz tą prace, a teraz przepraszam, ale idę na chwilkę do toalety- posłała mi wymuszony uśmiech. Najwyraźniej nie była zadowolona, że tak dobrze dogaduje sie z jej mężem.
- Naprawdę dziękuje- posłałam jej łagodny uśmiech. Wysiliła sie na uśmiech i odeszła w stronę toalety.
- Przepraszam, ale chce jak najlepiej dla swojej córki- wyjaśnił Michael.
- Nie ma pan, za co mnie przepraszać, ja zagarowałabym tak samo, przy wyborze opiekuna dla swojego dziecka. Wręcz udusiłabym ta osobę własno ręcznie gdyby stała jej sie krzywda... Oj no to sie zapędziłam- wyszeptałam, powodując atak śmiechu u mojego pracodawcy. 
- He he już cie lubię- powiedział.
- Czyżby nie zna mnie pan....
- Ale chciałbym poznać, i mów mi Michael proszę.
- Pod warunkiem, ze ty będziesz do mnie mówił Angie.
- Oh, Angie jesteś niezwykła, i chyba nie tylko my to pod uwarzyliśmy- brodą wskazał, na Thomasa, który mnie obserwował.- Pożera Cię wzrokiem.
- Nie ma, czego...
- Kłóciłbym się.
- Masz żonę- powiedziałam starając się sie opanować, uśmiech, który cisnął mi się na usta.
- Ale czy ja cos mówię. Tylko pochwalam twoja urodę- wyszeptał-, Bo jesteś piękna prawda Wayne?
- Oj, takiej pięknej dziewczyny jeszcze w życiu nie widziałem..
- Powiem to twojej żonie!- Wykrzyknął Michael, na co nie wytrzymałam i zaczęłam sie śmiać. 
- Em... ja ja....
Po chwili Michael i Wayne wybuchli śmiechem, i ledwo, co się opanowując.
- Co wam tak wesoło?- Koło nas pojawiła się Lisa.
- Tak, sobie, To Angie wstaw sie pod ten adres jutro o 8 dobrze- rzucił Michael starając się sie opanować.
- Dobrze....
                                                        ------------------------------------
Hej to jest moje drugie oficialne opowiadanie. Będę starał sie dodawać, tu notki co tydzień, no chyba, ze będę miał wenę to będą wcześniej. Na moim drugim blogu notka już niebawem.
Pozdrawiam. Michael