P.S Dziś powinna też pojawić sie nowa You Are Not Alone :) Aha i przemyślałem, kilka spraw i jeśli ktoś wejdzie w zakładkę Heaven Is Here, zobaczy, ze wiek Michael zmalał, i wygląda jak w erze Thrllera. Większość rzeczy się nie zmieni, ale będzie lepiej po prostu wtedy. A i mam nadzieję, ze nie będziecie mieli mi za złe, że Michael mieszka w Neverlandzie, szybciej chciaż wprowadził się do niego 1988. No i , ze nie będziecie sie wściekać , za ta różnicę, ale postanowiłem trochę zmiejszyć tą różnicę, wiekową, dlaczego przekonacie się później.
- Że, co
proszę?- Zapytała. Przełknąłem głośno ślinę.
- Jak przyjaciółkę... Pokochałem cię jak przyjaciółkę.- Dodałem
szybko. Nie powinienem tego mówić. Boże, co ze mnie za palant. Serce zaczęło
walić mi jak oszalałe.
- Tylko jak przyjaciółkę?- Zapytała ze smutkiem.
- A mam kochać cię inaczej.
- Nie. Będę się zbierać- mruknęła i poszła a ja
odprowadziłem ją wzrokiem, do momentu, kiedy zniknęła mi całkowicie z pola
widzenia. Boże jak ja mam się teraz jej na oczy pokazać? No jak? Nie wiem ile
czasu minęło, gdy usłyszałem głos Elizabeth.
- Tu jesteś. Wszystko dobrze.
- Ta.. Po prostu przetwarzam sobie jedną rzecz.
- Jaką?
- Być albo nie być, oto pytanie- mruknąłem spuszczając
głowę.
- Nie wygaduj mi tu jakimiś Szekspirami, do cholery, co się
tu wydarzyło.
- Pocałowałem Angie a potem powiedziałem, że ją kocham, ale
po chwili dodałem, że jak przyjaciółkę- wypuściłem powietrze z ust.
- To, dlatego płakała.
- Płakała?- Elizabeth pokiwała głową.- Gdzie jest?
- Pojechała do hotelu- odparła.- Zajmę ich czymś, ale macie
wrócić przez 21- dodała.
- Liz, dlaczego to robisz.
- Bo wiem, że uczucie, jakim ty darzysz ją i jakim
ona darzy ciebie zdarza się raz na całe życie. A teraz leć Romeo do swojej
Juli- zaśmiała się.
- Tak jest- z uśmiechem pobiegłem w kierunku samochodu,
jednak zapomniałem się zapytać, jaki to hotel wtedy dostałem sms-a." Hotel
ten sam, w którym ty się zatrzymałeś, pokój nr 304, tylko grzecznie mi tam.
Kocham Liz"
Pokręciłem rozbawiony głową, po czym wypuściłem powietrze z
ust. Wiedziałem, że to, co robię rani Angie, ale postanowiłem postawić wszystko
na jedną kartę, a co mi szkodzi. Chociaż jak ona będzie mogła się czuć, z
wiedzą, że ją kocham a jestem mężem Lisy. Droga do hotelu nie była długa. Gdy wszedłem
do hotelu recepcjonistka uśmiechnęła się do mnie, czym odwzajemniłem tym samym.
Wsiadłem do windy i wypuściłem powietrze.
" Okej, powiem jej całą prawdę.... Kocham cie
Angie" " Przecież to nie jest takie trudne...Gdzie sie podziałeś
irytujący głosie jak cię potrzebuje?"
" Kazałeś mi sie odpierdolić"
" Ale teraz cię potrzebuje i nie marudź, co ja mam
zrobić"
" Cokolwiek zrobisz ją zrani"
Tu miał rację, wszystko ją zrani. Dojechałem na 3 piętro.
Wzrokiem szukałem numeru drzwi, za którymi jest moja ukochana. Gdy w końcu je
znalazłem, Podniosłem rękę by zapukać, lecz spanikowałem. Próbowałem już chyba
trzeci raz, gdy znów odezwał się głos mojej podświadomości.
" Nie pukaj właź do środka"
" Ale to nie uprzejme"- powiedziałem.
" Pewnie to stój tu kolejne godziny. Bo zapukać nie
umiesz"
Wziąłem jeden wielki wdech, po czym nacisnąłem na klamkę i popchnąłem
drzwi. Wszedłem do środka i zamknąłem drzwi. Nie wiedziałem gdzie byłą, do momentu,
kiedy usłyszałem jej płacz. Skierowałem się w stronę salonu i tam ją
zobaczyłem. Siedziała zapłakana w fotelu przykryta kocem.
- Boże,
co mam zrobić?- Wyszeptałem pod nosem.
" Zawsze słuchaj głosu serca"- powtarzała mama.
" Obyś miała rację mamo" Wyszedłem z ukrycia, a
Angie popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Co ty tu robisz?- Zapytała wycierając policzki. Podszedłem
do niej i po prostu ją pocałowałem. Nie jest dobrze tłumić w sobie emocji,
czułem słony smak łez, na jej ustach. Na początku zamarła, co trochę mnie
przeraziło. Już chciałem się odsunąć, kiedy zaczęła odwzajemniać.
- Michael, co my robimy?
- Nie wiem..
- Nie powinnyśmy.
- Jakbyś zauważyła robimy wiele rzeczy, których nie
powinnyśmy robić.
- Haha.
- Kotku czy ta rozmowa nie może poczekać?
- Może- zachichotała. Lecz nagle się oderwała-, Co z Lisą.
- Nie wiem. Nie kocham jej od dawna.
- Ale powiedziałeś, że chcesz z nią dzieci.
- Bo chciałem- westchnąłem- Do momentu, kiedy ty zawitałaś
w Neverlandzie.
- Dlaczego?
- Na prawdę tego nie widzisz? Kocham cię,.. Szaleję, na
twoim punkcie. Angie powiedz coś- powiedziałem zaniepokojony. Wstała z fotelu i
podeszła do okna.- Angie?
- Musze odejść.
- Co jak to odejść?- Spanikowałem, odwróciła się do mnie i szepnęła:
- Michael.. Jesteś mężem Lisy.
- Mogę wziąść rozwód.
- I co powiesz Riley i Benowi?- Spuściełm głowę- Kochasz
ich, a one ciebie. Nie mogę tego popsuć.
- Czyli chcesz znów zniknąć?
- To będzie najlepsza decyzja- odparła. Podszedłem do niej,
odwróciłem ją i popatrzyłem w oczy.
- Dla kogo? Bo nie dla mnie.. Ani dla ciebie.
- Mike.
- Nic nie mów- przyłożyłem jej palec do ust, nachyliłem się
i pocałowałem ją pewnie, westchnęła.- Kochasz mnie?
- Kocham.
-To mnie nie zostawiaj- powiedziałem błagalnie.
- Michael nie patrz na mnie takim wzrokiem.
- Mam zrobić zeza?- Uśmiechnęła się i mruknęła:
- Nie..Michael nie chce niszczyć ci rodziny.
- Tej rodziny nie ma. Lisa mnie nie kocha, a ja jej.
Jedynie Ben i Riley.
- No właśnie. Co im powiesz? Przepraszam, ale nie mogę być
z wasza mamusią, bo się nie kochamy? To im powiesz?
- Angie nie wiem, co zrobię, ale proszę nie odchodź. Nie
wytrzymam bez ciebie.
- A ja bez ciebie.
- Widzisz -pogłaskałem ja po policzku.
- Michael będziemy tu tydzień. Potem reszta wróci z tobą do
Neverlandu..
- A ty?
- Nie będzie mnie tydzień. Razem z dziewczynami wyjadę do Paryża.
- Ja tam powinienem być z tobą. To miasto zakochanych.
- Przecież wiem...
- Ale po tym tygodniu wrócisz.
- Wrócę, wtedy zdecydujemy, co dalej.
- Będę mógł dzwonić?- Zapytałem z nadzieją.
- Pomyślę, zależy jak sie będziesz zachowywał.
- Ja zawsze dobrze się zachowuje.
- Yhym- zachichotała, po czym spuściła głowę.
- To, kim dla siebie jesteśmy?
- Nie wiem... Chociaż o jesteśmy kochankami beznadziejnie w
sobie zakochanymi, gdyż na drodze stoi twoja żona.
- Niedługo.
- Mickey..
- Ja nic nie knuje.
- Nie powiedziałam, że coś knujesz- zaczęła się śmiać.
- mam ochotę cię pocałować.
- Nie zasłużyłeś- powiedziała, chociaż jej ręce już
powędrowały na mój kark.
- Czyżby.
- Nom- delikatnie ją pocałowałem, każdy pocałunek stawał
się coraz namiętniejszy. W końcu nie wytrzymałem.
- Obejmij mnie nogami w pasie.- Wykonała polecenie,
podniosłem ją i skierowałem sie w kierunku sofy.
- My
jesteśmy wariatami- zaśmiała się.
- Niektórzy już tak mają- dodałem. Położyłem ją, po czym
nachyliłem się nad nią.- Zwariowałem.
- Zwariowaliśmy- dodała.
Opadliśmy na łóżko. Dotknęła mojego policzka, po czym
przeniosła ręce na moją czerwoną koszulę, i zaczęła rozpinać guziki. Nie byłem
jej dłużny, szybko pozbyłem się jej bluzki, całując ją po obojczyku, gdy
nagle....
Zadzwonił telefon. Jej telefon. Nie wiem, czemu, zaczęliśmy
się śmiać. Angie wzięła telefon i przyłożyła do ucha:
- Halo... W hotelu, źle sie poczułam... Nie przyjeźdzaj
zaraz wracam... Jest ze mną Mike... No dobra już wracamy...
- Kto to?- Zapytałem siadając.
- Rose- wydukała czerwie3niąc się. Szybko sięgnęła po swoją
bluzkę i mruknęła: - To.. Ten.
- Wiem. Zapomnę- mruknąłem, po czym skierowałem się w
stronę drzwi.
- Mike?- Odwróciłem się i popatrzyłem na nią.- Jesteś zły?
- Skąd, że
- To, dlaczego, mówisz takim tonem. Nie masz, o co być
zazdrosny- odparła, zakładając ręce na piersiach.
- Nie mam, dlaczego? Nie mam, dlaczego?- Powtórzyłem
śmiejąc się ironicznie.
- Ty idioto, robię wszystko by..
- By? Myślisz, że wyjazd będzie dobry? Nie chce być z Lisą.
- A ja nie chce popsuć tego. Nawet jak jej nie kochasz. Gdy
mnie nie było okej!
- Nie było okej, cały czas o tobie myślałem. Przeszukałem
pół świata by cię znaleźć, i wreście jesteś. Piękniejsza niż kiedykolwiek-
podszedłem do niej- Nie umiem udawać, że cię nie kocham. Myślałem, że to
zauroczenia, ale teraz wiem, że szczerze cię kocham.
- Nie to nie możliwe.
- Tak, dlaczego?
- Nie, nie- pokręciła głową.
- Nie ma żadnego nie. Po prostu kocham cię i chciałbym być
z tobą i tylko wyłącznie z tobą- próbowałem ją pocałować, ale zrobiła unik-
Angie do cholery!
- Tu jest ukryta kamera.
- A może ty mnie nie kochasz.
- Kocham cię!
- To, dlaczego bronisz się przed tym!
-, Bo masz żonę i dzieci debilu!
- Nie debiluj mi tutaj. Jakbyś mnie kochała, to byś mnie
nie unikała.
- Acha, czyli miłość polega tylko na całowaniu?
- Nie powiedziałem nic takiego- mruknąłem podchodząc do
okna.
- Ale zrobiłam unik jak chciałeś mnie pocałować, a teraz
powiedziałeś, że skoro cię kocham po co robię uniki!- Warknęła i usiadła na kanapie,
założyła nogę na nogę.
- Chodzi mi, o inne uniki. Jak byliśmy w lesie. Pamiętasz.
Wtedy starałem się do ciebie zbliżyć, a ty chciałaś się ode mnie odcinać.
- Czyli ten las, to było ustawione. Specjalnie to zrobiłeś.
- Ja Pier.. Słuchaj, co do ciebie mówię uparciuchu.
- Trudno słuchać jak mówisz do okna- usiadłem na pr3eciw
niej i zacząłem:
- Nic nie było planowane. To był czysty przypadek, ale już
wtedy coś do ciebie czułem. Zrobiłbym wszystko byś była bezpieczna.
- No wiesz, to twoja wina, że tam utknęliśmy.
- Czyli żałujesz tych dni?!
- Tego nie powiedziałam.
- Ale zasugerowałaś- dodałem, odwracając głowę. Nie
wiedziałem czy czułem żal, rozpacz czy wściekłość.
- Wiesz, co, pieprze to wszystko- zerwała sie nagle.
- Co pieprzysz.
-Pieprzę Ciebie i dzień, w którym Cię poznałam
żałuje, że wtedy nie wpadłam pod ten pieprzony pociąg. Nienawidzę
cię!
- wykrzyknęła a ja usiadłem nieruchomo. Po chwili
odwróciłem głowę, gdy poczułem jak w oczach zbierają mi się łzy.

"
Pieprze Ciebie i dzień, w którym cię poznałam. Nienawidzę cię!"
Popatrzyłem na nią, po czym spuściłem głowę.
- Michael ja nie chciałam ja..- Zerwałem się i ja wyminąłem-
Michael.
- daj mi święty spokój.
- Michael powiedziałam, to w złości.
- Po prostu daj mi święty spokój. Proszę będziemy an
relacjach szef pracownik, lepiej?
- Nie jest lepiej.
- Przecież mnie nienawidzisz- powiedziałem, z smutkiem. -Angie
daj mi święty spokój.
- Nie dam ci spokoju.
- Zapomnij o wszystkim, co ci powiedziałem. Najwidoczniej
to był błąd.
- Michael nie chciałam tego powiedzieć.
- Angie nie można ukrywać swoich uczuć, skoro czułaś, że
mnie nienawidzisz mogłaś mi to powiedzieć.
- Cholera jasna kocham cie a to powiedziałam w złości.
Michael proszę usiądź, porozmawiajmy na spokojnie
- Nie, Angie. Nie chce rozmawiać. Nie mamy, o czym... Juz
nie- odwróciłem się na pięcie, lecz przed wyjściem usłyszałem.
- Michael nie odchodź...
( Angie)
Wyszedł. Jak ja mogłam powiedzieć takie coś? .

Cały
czas przed widziałam, te jego wielkie smutne oczy. Zraniłam go, a tak strasznie
go kocham. Jestem idiotką, nie powinnam żyć. Facet, bez, którego nie wyobrażam
sobie życia, odszedł, na moje własne żądanie. "Pieprze Ciebie i dzień, w
którym cię poznałam. Nienawidzę cię!" Nadal nie wierzyłam, że te słowa wypłynęły
z moich ust. Ale ja tak nie uważam, byłam wściekła, bo wszystko zaczęło mi się
pieprzyć. Zakochałam się w żonatym facecie, który
Mnie kocha, ale nie chce opuścić dzieci. One go kochają, a
on je. Nie umiem być aż tak bezduszna. Lecz teraz to na nic. Nie ma go.
Wstałam na równe nogi, ubrałam kurtkę, po czym wyszłam z
pokoju.
Gdy wybiegłam na zewnątrz nigdzie nie było jego samochodu.
Rozejrzałam się, dokoła lecz pusto. Wybrałam do niego numer i czekałam.
" Cześć tu Michael, nie mogę rozmawiać, ale oddzwonię,
o ile nagrasz się po sygnale"
- Michael naprawdę nie chciałam tego powiedzieć, jestem idiotką,
świnią, debilką.. Kocham cię wariacie. Jesteś dla mnie cenniejszy niż całe moje
życie. Nie zapominaj. Proszę nie znienadzidź mnie. Proszę...."- Chciałam
coś dodać, ale usłyszałam piski, ludzki. Odwróciłam się i ostatnie, co
zobaczyłam, to jakieś białe światło.. Po czym zapadła ciemność.....
“ Mówisz, że kochasz deszcz, a rozkładasz parasolkę, gdy zaczyna padać.
Mówisz, że kochasz słońce, a chowasz się w cieniu, gdy zaczyna grzać.
Mówisz, że kochasz wiatr, a zamykasz okno, gdy zaczyna wiać.
Właśnie dlatego boję się, gdy mówisz, że kochasz mnie. ”