czwartek, 30 kwietnia 2015

12. I Love You, Liberian Girl

No i jest kolejna notka z Liberian Girl. Dziś torchę dziwna notka, no, ale cóż. Już tak mam. Przepraszam za wszystkie błędy.
P.S Dziś powinna też pojawić sie nowa You Are Not Alone :) Aha i przemyślałem, kilka spraw i jeśli ktoś wejdzie w zakładkę Heaven Is Here, zobaczy, ze wiek Michael zmalał, i wygląda jak w erze Thrllera. Większość rzeczy się nie zmieni, ale będzie lepiej po prostu wtedy. A i mam nadzieję, ze nie będziecie mieli mi za złe, że Michael mieszka w Neverlandzie, szybciej chciaż wprowadził się do niego 1988. No i , ze nie będziecie sie wściekać , za ta różnicę, ale postanowiłem trochę zmiejszyć tą różnicę, wiekową, dlaczego przekonacie się później.


                                               ****************************************
- Że, co proszę?- Zapytała. Przełknąłem głośno ślinę.
- Jak przyjaciółkę... Pokochałem cię jak przyjaciółkę.- Dodałem szybko. Nie powinienem tego mówić. Boże, co ze mnie za palant. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe.
- Tylko jak przyjaciółkę?- Zapytała ze smutkiem.
- A mam kochać cię inaczej.
- Nie. Będę się zbierać- mruknęła i poszła a ja odprowadziłem ją wzrokiem, do momentu, kiedy zniknęła mi całkowicie z pola widzenia. Boże jak ja mam się teraz jej na oczy pokazać? No jak? Nie wiem ile czasu minęło, gdy usłyszałem głos Elizabeth.
- Tu jesteś. Wszystko dobrze.
- Ta.. Po prostu przetwarzam sobie jedną rzecz.
- Jaką?
- Być albo nie być, oto pytanie- mruknąłem spuszczając głowę.
- Nie wygaduj mi tu jakimiś Szekspirami, do cholery, co się tu wydarzyło.
- Pocałowałem Angie a potem powiedziałem, że ją kocham, ale po chwili dodałem, że jak przyjaciółkę- wypuściłem powietrze z ust.
- To, dlatego płakała.
- Płakała?- Elizabeth pokiwała głową.- Gdzie jest?
- Pojechała do hotelu- odparła.- Zajmę ich czymś, ale macie wrócić przez 21- dodała.
- Liz, dlaczego to robisz.
 - Bo wiem, że uczucie, jakim ty darzysz ją i jakim ona darzy ciebie zdarza się raz na całe życie. A teraz leć Romeo do swojej Juli- zaśmiała się.
- Tak jest- z uśmiechem pobiegłem w kierunku samochodu, jednak zapomniałem się zapytać, jaki to hotel wtedy dostałem sms-a." Hotel ten sam, w którym ty się zatrzymałeś, pokój nr 304, tylko grzecznie mi tam.
Kocham Liz"

Pokręciłem rozbawiony głową, po czym wypuściłem powietrze z ust. Wiedziałem, że to, co robię rani Angie, ale postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę, a co mi szkodzi. Chociaż jak ona będzie mogła się czuć, z wiedzą, że ją kocham a jestem mężem Lisy. Droga do hotelu nie była długa. Gdy wszedłem do hotelu recepcjonistka uśmiechnęła się do mnie, czym odwzajemniłem tym samym. Wsiadłem do windy i wypuściłem powietrze.
" Okej, powiem jej całą prawdę.... Kocham cie Angie" " Przecież to nie jest takie trudne...Gdzie sie podziałeś irytujący głosie jak cię potrzebuje?"
" Kazałeś mi sie odpierdolić"
" Ale teraz cię potrzebuje i nie marudź, co ja mam zrobić"
" Cokolwiek zrobisz ją zrani"
Tu miał rację, wszystko ją zrani. Dojechałem na 3 piętro. Wzrokiem szukałem numeru drzwi, za którymi jest moja ukochana. Gdy w końcu je znalazłem, Podniosłem rękę by zapukać, lecz spanikowałem. Próbowałem już chyba trzeci raz, gdy znów odezwał się głos mojej podświadomości.
" Nie pukaj właź do środka"
" Ale to nie uprzejme"- powiedziałem.
" Pewnie to stój tu kolejne godziny. Bo zapukać nie umiesz"

Wziąłem jeden wielki wdech, po czym nacisnąłem na klamkę i popchnąłem drzwi. Wszedłem do środka i zamknąłem drzwi. Nie wiedziałem gdzie byłą, do momentu, kiedy usłyszałem jej płacz. Skierowałem się w stronę salonu i tam ją zobaczyłem. Siedziała zapłakana w fotelu przykryta kocem.

- Boże, co mam zrobić?- Wyszeptałem pod nosem.
" Zawsze słuchaj głosu serca"- powtarzała mama.
" Obyś miała rację mamo" Wyszedłem z ukrycia, a Angie popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Co ty tu robisz?- Zapytała wycierając policzki. Podszedłem do niej i po prostu ją pocałowałem. Nie jest dobrze tłumić w sobie emocji, czułem słony smak łez, na jej ustach. Na początku zamarła, co trochę mnie przeraziło. Już chciałem się odsunąć, kiedy zaczęła odwzajemniać.

- Michael, co my robimy?
- Nie wiem..
- Nie powinnyśmy.
- Jakbyś zauważyła robimy wiele rzeczy, których nie powinnyśmy robić.
- Haha.
- Kotku czy ta rozmowa nie może poczekać?
- Może- zachichotała. Lecz nagle się oderwała-, Co z Lisą.
- Nie wiem. Nie kocham jej od dawna.
- Ale powiedziałeś, że chcesz z nią dzieci.
- Bo chciałem- westchnąłem- Do momentu, kiedy ty zawitałaś w Neverlandzie.
- Dlaczego?
- Na prawdę tego nie widzisz? Kocham cię,.. Szaleję, na twoim punkcie. Angie powiedz coś- powiedziałem zaniepokojony. Wstała z fotelu i podeszła do okna.- Angie?
- Musze odejść.
- Co jak to odejść?- Spanikowałem, odwróciła się do mnie i szepnęła:
- Michael.. Jesteś mężem Lisy.
- Mogę wziąść rozwód.
- I co powiesz Riley i Benowi?- Spuściełm głowę- Kochasz ich, a one ciebie. Nie mogę tego popsuć.
- Czyli chcesz znów zniknąć?
- To będzie najlepsza decyzja- odparła. Podszedłem do niej, odwróciłem ją i popatrzyłem w oczy.
- Dla kogo? Bo nie dla mnie.. Ani dla ciebie.
- Mike.
- Nic nie mów- przyłożyłem jej palec do ust, nachyliłem się i pocałowałem ją pewnie, westchnęła.- Kochasz mnie?
- Kocham.
-To mnie nie zostawiaj- powiedziałem błagalnie.
- Michael nie patrz na mnie takim wzrokiem.
- Mam zrobić zeza?- Uśmiechnęła się i mruknęła:
- Nie..Michael nie chce niszczyć ci rodziny.
- Tej rodziny nie ma. Lisa mnie nie kocha, a ja jej. Jedynie Ben i Riley.
- No właśnie. Co im powiesz? Przepraszam, ale nie mogę być z wasza mamusią, bo się nie kochamy? To im powiesz?
- Angie nie wiem, co zrobię, ale proszę nie odchodź. Nie wytrzymam bez ciebie.
- A ja bez ciebie.
- Widzisz -pogłaskałem ja po policzku.
- Michael będziemy tu tydzień. Potem reszta wróci z tobą do Neverlandu..
- A ty?
- Nie będzie mnie tydzień. Razem z dziewczynami wyjadę do Paryża.
- Ja tam powinienem być z tobą. To miasto zakochanych.
- Przecież wiem...
- Ale po tym tygodniu wrócisz.
- Wrócę, wtedy zdecydujemy, co dalej.
- Będę mógł dzwonić?- Zapytałem z nadzieją.
- Pomyślę, zależy jak sie będziesz zachowywał.
- Ja zawsze dobrze się zachowuje.
- Yhym- zachichotała, po czym spuściła głowę.
- To, kim dla siebie jesteśmy?
- Nie wiem... Chociaż o jesteśmy kochankami beznadziejnie w sobie zakochanymi, gdyż na drodze stoi twoja żona.
- Niedługo.
- Mickey..
- Ja nic nie knuje.
- Nie powiedziałam, że coś knujesz- zaczęła się śmiać.
- mam ochotę cię pocałować.
- Nie zasłużyłeś- powiedziała, chociaż jej ręce już powędrowały na mój kark.
- Czyżby.
- Nom- delikatnie ją pocałowałem, każdy pocałunek stawał się coraz namiętniejszy. W końcu nie wytrzymałem.

- Obejmij mnie nogami w pasie.- Wykonała polecenie, podniosłem ją i skierowałem sie w kierunku sofy.
- My jesteśmy wariatami- zaśmiała się.
- Niektórzy już tak mają- dodałem. Położyłem ją, po czym nachyliłem się nad nią.- Zwariowałem.
- Zwariowaliśmy- dodała.
Opadliśmy na łóżko. Dotknęła mojego policzka, po czym przeniosła ręce na moją czerwoną koszulę, i zaczęła rozpinać guziki. Nie byłem jej dłużny, szybko pozbyłem się jej bluzki, całując ją po obojczyku, gdy nagle....
Zadzwonił telefon. Jej telefon. Nie wiem, czemu, zaczęliśmy się śmiać. Angie wzięła telefon i przyłożyła do ucha:
- Halo... W hotelu, źle sie poczułam... Nie przyjeźdzaj zaraz wracam... Jest ze mną Mike... No dobra już wracamy...
- Kto to?- Zapytałem siadając.
- Rose- wydukała czerwie3niąc się. Szybko sięgnęła po swoją bluzkę i mruknęła: - To.. Ten.
- Wiem. Zapomnę- mruknąłem, po czym skierowałem się w stronę drzwi.
- Mike?- Odwróciłem się i popatrzyłem na nią.- Jesteś zły?
- Skąd, że
- To, dlaczego, mówisz takim tonem. Nie masz, o co być zazdrosny- odparła, zakładając ręce na piersiach.
- Nie mam, dlaczego? Nie mam, dlaczego?- Powtórzyłem śmiejąc się ironicznie.
- Ty idioto, robię wszystko by..
- By? Myślisz, że wyjazd będzie dobry? Nie chce być z Lisą.
- A ja nie chce popsuć tego. Nawet jak jej nie kochasz. Gdy mnie nie było okej!
- Nie było okej, cały czas o tobie myślałem. Przeszukałem pół świata by cię znaleźć, i wreście jesteś. Piękniejsza niż kiedykolwiek- podszedłem do niej- Nie umiem udawać, że cię nie kocham. Myślałem, że to zauroczenia, ale teraz wiem, że szczerze cię kocham.
- Nie to nie możliwe.
- Tak, dlaczego?
- Nie, nie- pokręciła głową.
- Nie ma żadnego nie. Po prostu kocham cię i chciałbym być z tobą i tylko wyłącznie z tobą- próbowałem ją pocałować, ale zrobiła unik- Angie do cholery!
- Tu jest ukryta kamera.
- A może ty mnie nie kochasz.
- Kocham cię!
- To, dlaczego bronisz się przed tym!
-, Bo masz żonę i dzieci debilu!
- Nie debiluj mi tutaj. Jakbyś mnie kochała, to byś mnie nie unikała.
- Acha, czyli miłość polega tylko na całowaniu?
- Nie powiedziałem nic takiego- mruknąłem podchodząc do okna.
- Ale zrobiłam unik jak chciałeś mnie pocałować, a teraz powiedziałeś, że skoro cię kocham po co robię uniki!- Warknęła i usiadła na kanapie, założyła nogę na nogę.
- Chodzi mi, o inne uniki. Jak byliśmy w lesie. Pamiętasz. Wtedy starałem się do ciebie zbliżyć, a ty chciałaś się ode mnie odcinać.
- Czyli ten las, to było ustawione. Specjalnie to zrobiłeś.
- Ja Pier.. Słuchaj, co do ciebie mówię uparciuchu.
- Trudno słuchać jak mówisz do okna- usiadłem na pr3eciw niej i zacząłem:
- Nic nie było planowane. To był czysty przypadek, ale już wtedy coś do ciebie czułem. Zrobiłbym wszystko byś była bezpieczna.
- No wiesz, to twoja wina, że tam utknęliśmy.
- Czyli żałujesz tych dni?!
- Tego nie powiedziałam.
- Ale zasugerowałaś- dodałem, odwracając głowę. Nie wiedziałem czy czułem żal, rozpacz czy wściekłość.
- Wiesz, co, pieprze to wszystko- zerwała sie nagle.
- Co pieprzysz.
-Pieprzę Ciebie i dzień, w którym Cię poznałam
żałuje, że wtedy nie wpadłam pod ten pieprzony pociąg. Nienawidzę cię!

- wykrzyknęła a ja usiadłem nieruchomo. Po chwili odwróciłem głowę, gdy poczułem jak w oczach zbierają mi się łzy.

" Pieprze Ciebie i dzień, w którym cię poznałam. Nienawidzę cię!"
Popatrzyłem na nią, po czym spuściłem głowę.
- Michael ja nie chciałam ja..- Zerwałem się i ja wyminąłem- Michael.
- daj mi święty spokój.
- Michael powiedziałam, to w złości.
- Po prostu daj mi święty spokój. Proszę będziemy an relacjach szef pracownik, lepiej?
- Nie jest lepiej.
- Przecież mnie nienawidzisz- powiedziałem, z smutkiem. -Angie daj mi święty spokój.
- Nie dam ci spokoju.
- Zapomnij o wszystkim, co ci powiedziałem. Najwidoczniej to był błąd.
- Michael nie chciałam tego powiedzieć.
- Angie nie można ukrywać swoich uczuć, skoro czułaś, że mnie nienawidzisz mogłaś mi to powiedzieć.
- Cholera jasna kocham cie a to powiedziałam w złości. Michael proszę usiądź, porozmawiajmy na spokojnie
- Nie, Angie. Nie chce rozmawiać. Nie mamy, o czym... Juz nie- odwróciłem się na pięcie, lecz przed wyjściem usłyszałem.
- Michael nie odchodź...
( Angie)

Wyszedł. Jak ja mogłam powiedzieć takie coś? .

 Cały czas przed widziałam, te jego wielkie smutne oczy. Zraniłam go, a tak strasznie go kocham. Jestem idiotką, nie powinnam żyć. Facet, bez, którego nie wyobrażam sobie życia, odszedł, na moje własne żądanie. "Pieprze Ciebie i dzień, w którym cię poznałam. Nienawidzę cię!" Nadal nie wierzyłam, że te słowa wypłynęły z moich ust. Ale ja tak nie uważam, byłam wściekła, bo wszystko zaczęło mi się pieprzyć. Zakochałam się w żonatym facecie, który
Mnie kocha, ale nie chce opuścić dzieci. One go kochają, a on je. Nie umiem być aż tak bezduszna. Lecz teraz to na nic. Nie ma go.
Wstałam na równe nogi, ubrałam kurtkę, po czym wyszłam z pokoju.


Gdy wybiegłam na zewnątrz nigdzie nie było jego samochodu. Rozejrzałam się, dokoła lecz pusto. Wybrałam do niego numer i czekałam.
" Cześć tu Michael, nie mogę rozmawiać, ale oddzwonię, o ile nagrasz się po sygnale"

- Michael naprawdę nie chciałam tego powiedzieć, jestem idiotką, świnią, debilką.. Kocham cię wariacie. Jesteś dla mnie cenniejszy niż całe moje życie. Nie zapominaj. Proszę nie znienadzidź mnie. Proszę...."- Chciałam coś dodać, ale usłyszałam piski, ludzki. Odwróciłam się i ostatnie, co zobaczyłam, to jakieś białe światło.. Po czym zapadła ciemność.....

“ Mówisz, że kochasz deszcz, a rozkładasz pa­rasolkę, gdy zaczy­na padać.
Mówisz, że kochasz słońce, a cho­wasz się w cieniu, gdy zaczy­na grzać.
Mówisz, że kochasz wiatr, a za­mykasz ok­no, gdy zaczy­na wiać.
Właśnie dla­tego boję się, gdy mówisz, że kochasz mnie. ” 

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Heaven Is Here 1

Hej dziś postanowiłem wrzucić pierwszą część Heaven Is Here. Dziękuje osobą, które pomagały mi pisać tą notkę, i spierają mnie w tym co robię.  Przepraszam za błędy :) No dobrze zapraszam na pierwszy rozdział.

( Michael)

Dwa dni wcześniej....

Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Czym ja sobie do cholery zasłużyłem by Joseph mnie traktował? Nic nie chce po za tym żeby był dla mnie jak ojciec. To aż tyle? Nie znam go jak ojca i chyba nie jest mi to dane. Wściekłość i smutek opanowały teraz moją duszę. Nigdy sie nie denerwowałem, jestem osobą raczej spokojną, lecz kłótnia z Josephem wytrąciła mnie z równowagi, do tego informacja, że stan zdrowia Ryana się pogarsza. To wszystko źle na mnie zaczęło wpływać..

Nie umiem się na niczym skupić, mam próby do trasy, na którą z jednej strony nie chce jechać. Owszem bycie sławnym oznacza wiele cudownych rzeczy. Podróżujesz po świecie, spotykasz się z ludźmi, jest cudownie, ale jest też ta druga strona. Trzeba poświęcić wiele czasu, do tego nie mam życia prywatnego. Od kiedy Thriller stał sie fenomenem, moje życie zmieniło sie w piekło. Media mi to zagwarantowały. Kiedyś ktoś sie mnie zapytał, czy lubię trasę koncertowe? Odpowiedz jest, że.. Nie lubię ich. Strefy czasowe źle na mnie wpływają, adrenalina po koncercie wciąż tętni w żyłach a ja mam iść spać, a następnego dnia lecieć do innego kraju gdzie jest jeszcze inna godzina. No, ale taka jest cena sławny,.. Ale to nie oznacza, że żałuje, że jestem sławny. Tego nigdy nie powiem, owszem nie miałem dzieciństwa, ale teraz czuje większa potrzebę by pomóc i opiekować się młodszymi. Nigdy nie zmieniłbym mojej przeszłości... Powodem, który sprawia, że nie żałuje... To moi fani. Kocham ich.


Gdy widzę jak się uśmiechają, jestem tak szczęśliwy, że mogę odlecieć na skrzydłach prosto do nieba. Owszem jest niebezpiecznie, jednak, gdy widzisz tyle osób, które się do ciebie uśmiechają, wykrzykują twoje imię, nawet noszą białe skarpetki, białą rękawiczkę... To nie ma siły, która by nie sprawiła, że uśmiech wpełza na twarz. Czuje wtedy, wiele miłości. Za to jestem wdzięczny Josephowi, gdyby nie on..Nie miał bym moich fanów. Oni sprawiają, że chce robić to, co obecnie robię.


W życiu doznałem wiele miłości, od fanów, od matki rodzeństwa.. Jednak każdy chłopiec chce by jego ojciec go kochał. Każdy ojciec dla każdego syna jest bohaterem. To on nas uczy grać w piłkę nożną, to on mówi jak mamy zagadać do dziewczyny. To z nim mogę pogadać jak mężczyzna z mężczyzną. Jak ojciec z synem? Lecz chyba nie jest mi dane doznać ojcowskiej miłości, jednak obiecałem sobie, że będę starał się być najlepszym tatą na całym świecie. Będę chciałby czuły moją miłość, bo jak można nie kochać takich małych aniołków.
Każdy ma jakiś cel.. Mój to pomaganie oraz troszczenie się od młodszych, ludzie tego nie rozumieją, lecz naprawdę kocham pomagać. Wtedy czuje, że właśnie to chciałem zrobić. Pamiętam dokładnie, gdy jako mały chłopiec udałem się wraz z moimi braćmi do jednego z szpitali z ciężko chorymi dziećmi. Przeżyłem szok, na początku bałem się podejść, lecz dzieci od razu sprawiły, że poczułem się dobrze.. Dokładnie pamiętam ten dzień jakby był wczoraj. Obiecałem sobie, że gdy będę starszy będę pomagał. Nie dla rozgłosu, dlatego, że to jest moja misja na tej ziemi.

W tym szpitalu był też mały chłopiec na AIDS miał na imię Sam, był dwa lata młodszy ode mnie. Ciężko przeżywał tą chorobę, w dzień, kiedy zmarł, poczułem się winny, że nie pomogłem mu, dlatego tak cholernie zabolało mnie, że wyniki Ryana sie pogorszyły. Zaprzyjaźniłem się z nim i nie wiem, co zrobię, gdy on..Gdy...
" Nawet o tym nie myśl"

Jechałem w nieznanym mi kierunku, byle jak najdalej od mego ojca. Zegar wskazywał godzinę 23: 30, ale to była jedyna możliwość by zaczerpnąć Świerzego powietrza i nie zostać rozpoznanym.
" Cena sławy"
Zaparkowałem samochód na poboczu, po czym wysiadłem i nałożyłem na głowę kaptur, rozejrzałem się by upewnić czy nikogo nie ma i zacząłem się kierować drużką wzdłuż lasu. Zawsze natura mnie uspokajała. Miała w sobie magię, lecz człowiek nie umie tego dostrzec. Nie umiem zrozumieć jednej rzeczy, po co człowiekowi będą te hotele, boiska baseballowe, gdy nie będziemy mieli, czym oddychać? Po co to wszystko? Matka Ziemia nie da sobie sama poradzić, to my musimy coś zrobić, ludzie naprawdę są czasem głupi. Nic nie będzie miało sensu, gdy nas nie będzie... Jaki jest sens tego wszystkiego? Nie możemy żyć z naturą z zgodzie?
Usłyszałem krzyk. Dziewczęcy krzyk przerażenia. Rozejrzałem się, lecz nikogo nie widziałem. Byłem sam, więc skąd dochodził ten głos.
- Pomocy- krzyknęła przerażona, udałem się za tym głosem w głąb lasu. Gdy dotarłem na miejsce na ziemi siedziała jakaś zapłakana dziewczyna a jakiś obleśny facet widząc mnie zaczął uciekać. Podbiegłem do niej i wyszeptałem:
- Wszystko w porządku?
Dziewczyna wybuchła płaczem i skuliła się. Była cała podrapana, do poraniona.
 - Ciśś jesteś bezpieczna- szepnąłem i zdjąłem z siebie marynarkę i narzuciłem na jej ramiona.- Trzeba to zgłosić.
- NIE!- Wykrzyknęła i podniosła swoją twarz. Spojrzałem w jej oczy. Nie były puste, przeraziło mnie to. 
- On musi zapłacić za to, co ci zrobił- powiedziałem gniewnie. Co za facet, jak można zrobić takie coś tak młodej dziewczynie. Gniew zastąpiło przerażenie, gdy zobaczyłem strużkę krwi spływającą po jej szyi- Matko Boska ty krwawisz.
- To..To nic, zaraz przestanie- powiedziała dotykając rany.

- Musi zobaczyć cię lekarz- powiedziałem starając się zachować spokój.
- Nie.. Proszę nie- skuliła się i znów wybuchła płaczem. Usiadłem obok, po czym przygryzłem wargę.- Mogę wiedzieć jak nazywa się mój wybawiciel?
Uśmiechnąłem się do niej i wyszeptałem:
- Michael, a ty.
- Vi..Violet....




***
Chodziłem nerwowo po korytarzu. Conrad badał Violet już prawie godzinę, i nadal nie wyszedł powiedzieć mi nic o jej stanie. Postąpiłem źle miałem ją zawieźć do szpitala, chociaż nie chciała. Gdy straciła przytomność od razu wezwaliśmy Conrada i kazał mi ją zanieść do jednej z sypialni i tyle ją widziałem. " Boże, że taki okrutny los musiał spotkać akurat ją".  Zsunąłem się po ścianie dół, nienawidziłem czekania, zawsze czekasz a potem podchodzi do ciebie lekarz z kamienną twarzą i mówi" Bardzo mi przykro"
- Trzymaj się Vi- wyszeptałem a wtem drzwi sie otworzyły.
- I co z nią?- Zerwałem sie na równe nogi, przez co zakręciło mi sie w głowie, i musiałem podtrzymać się jego ramienia.
- Spokojnie.. Rana na szyi nie jest głęboka na szczęście nie straciła dużo krwi, obudzić się powinna za dwa dni, najdłużej, acha i ma złamaną rękę, więc..
- Ale nic jej już nie grozi?
- Nie, na razie wszystko w porządku jednak.. Boje się o jej stan psychiczny po obudzeniu- wypuściłem powietrze z ust i wyszeptałem:
- Wiem, zrobię wszystko by odzyskała radość życia.
- Będziesz musiał ją mieć na oku.. Po takim czymś nie wiadomo czy sie podniesie.
- zrobię wszystko by sie podniosła.
- Michael wiem, że chcesz dobrze, ale czasem dobre chęci nie wystarczają.
- Nie pleć głupot- warknąłem- Przepraszam..
- Jesteś zdenerwowany, uspokój się, bo znów nie zaśniesz.
- Nie mam zamiaru iść spać.
- Michael ona śpi..
- No i co? Będę ja pilnował 24 na dobę, jeśli będzie trzeba.
- Michael to nie twoja wina..
- Boże wiem,..
- Słuchaj wiem, że lubisz pomagać, ale... Wiem, że współczujesz jej.. Ale litość.
- Cholera nie robię tego z litości, tylko przeraziło mnie to, ze jej oczy nie wyrażały żadnych uczuć. I zmienię to. Nie ważne, co będziecie mówić i tak to zrobię.
Conrad uśmiechnął się i położył dłoń na moim ramieniu.
- Wiem, ze ci się uda...


Pożegnałem się z nim i udałem się na górę do sypialni, w której leżała Violet. Po cichu otworzyłem drzwi i wejrzałem do środka, światło księżyca padało jej na twarz, co dodawało jej uroku. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Zamknąłem drzwi, po czym się o nie oparłem, przyglądając sie jej uważnie. Jej klata piersiowa unosiła się w równym tempie do góry, przez obojczyk szła blizna po czymś ostrym, a na ustach i twarzy malował się ( pomimo snu) ogromny smutek. Podszedłem do niej i delikatnie pogłaskałem ją po policzku.
- Wszystko wróci do normy.. Obiecuję ci... Jesteś tu bezpieczna, więc się nie martw, cały czas jestem przy tobie...
Poczułem jak w oczach zbierają się mi łzy, więc przygryzłem wargę.
- Słodkich snów Violet..
Opuściłem rękę. Ostatni raz się jej przyjrzałem, po czym opuściłem jej pokój.
Wziąłem szybki prysznic i położyłem się na łóżku próbując zasnąć jednak na marne. W końcu ubrałem czarny szlafrok, otuliłem się nim i wyszedłem na taras, po czym usiadłem w na jednym z krzeseł. Przymknąłem oczy czując zimny wiatr na mojej rozgrzanej skórze.

" Nie wiem, co zrobię, ale wiem, że się nie poddam. Nie, dlatego, że robię to z litości, po prostu ta dziewczyna to wielka tajemnica, i chce ją poznać."


"Nie pod­da­waj się roz­paczy. Życie nie jest lep­sze ani gor­sze od naszych marzeń, jest tyl­ko zu­pełnie inne. "
~William Shakespeare (Szekspir)




niedziela, 26 kwietnia 2015

# Notka Specialna

Tak jak obiecałem pojawia się notka na 4000 tyś wyświetleń. Miałem mały dylemat bo miałem wiele różnych pomysłów i nie każdy był o Michaelu. No, ale dobra jest to blog o nim więc wrzucam jedno z części ( szczerze już napisałem kilka rozdzialików). Nosi to nazwę Heaven Is Here.
Zapraszam do czytania:

Jeśli ktoś nigdy nie przeszedł załamania nerwowego a jest ciekaw jak to jest to musiałby spotkać się z moim kuzynem. Tak głupiego faceta jeszcze nie spotkałam. Siedziałam z nim w jednej z kawiarni patrząc się przez szybę. Nie miałam do niego siły. Wiedziałam, że te jego " Interesy " źle sie skończą.
- Halo Violet mówię do ciebie- mruknął niecierpliwie. Przeniosłam na niego wzrok i mruknęłam:
- Co?
- Boże nico,. Zadzwoniłem do ciebie, żeby się poradzić, a ty jak zwykle coś odwalasz.
- Ja odwalam? Ja? Czy ty się słyszysz?! A co mam powiedzieć? " Tak Daniel wpakuj się w te narkotykowe bagno?" Chce dla ciebie dobrze, ale ty jesteś głupi jak but!- Warknęłam i oparłam się o rękę.
- Violet to nic takiego.
- Daniel narkotyki to... Co osiągniesz, co? Nic. Tylko się stoczysz.
- A ty, co osiągnęłaś? No, co? Każdy twój facet okazywał się zwykłym draniem, od dziecka rodzice mają cie gdzieś, a po skończeniu 18 lat musisz wyjść za tego matoła Jake'a , którego nienawidzę- mruknął biorąc łyk kawy- Nigdy go nie kochałaś, jak można poślubić kogoś takiego..? To ty wpadasz w bagno Violet nie ja..
- Daniel myślisz, że tego chce? Nienawidzę tego gościa, ale nigdy nie miałam nic do powiedzenia. Zawsze rodzice mówili..
- No właśnie zawsze ich sie słuchałaś. Dlaczego nie posłuchasz głosu serca?
- Oj przestań pieprzyć, co cię tak nagle wzięło na " Posłuchaj głosu serca"?
- Bo widzę, że każdego dnia jest z tobą gorzej. Dusisz się Violet, im dłużej będzie słuchać rodziców tym będziesz miała gorzej- odparł. Wiedziałam, że miał rację, ale co ja miałam zrobić? Nigdy nie miałam wyboru.
- Muszę spadać Selena na mnie czeka- zmieniłam temat i ściągnęłam z oparcia płaszcz.- Pamiętaj Daniel ostrzegałam cię. Nie rób nic głupiego.

- Wiem Vi, nie bój się.
- Lecę, trzymaj się- mruknęłam i skierowałam się w stronę wyjścia. Nie chciałam by widział, że chce mi się płakać z powodu mojej sytuacji. Rodzice kazali wyjść mi za Jake, żeby ukręcić interes. Sprzedali własną córkę. Zapięłam guziki płaszcza i schowałam ręce do kieszeni idąc powoli w kierunku parku. Podniosłam głowę słysząc wesołe śmiechy imprezowiczów, ile ja bym dała, żeby móc się trochę rozerwać. Ale nie mogę. Najpierw nauka. Tak to się skończyło, że mam jedna przyjaciółkę, do tego mam dwa zawody sercowe, o których rzecz jasna rodzice nie wiedzą. Usiadłam na ławce i czekałam. Miałyśmy razem z Sel wracać do akademika, lecz minuty dłużyły się a na dworze robiło się coraz to zimniej. 
Westchnęłam, masując dłońmi zmarznięte kolana. Wyjęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Zbliżała się 21, postanowiłam jeszcze trochę poczekać, bo znając życie jak sobie pójdę to zrobi mi takie kazanie, jakie popamiętam do końca życia.

Nie wiem ile czasu minęło, ale niebo zrobiło się całkowicie ciemne, odgłosy balujących imprezowiczów zniknęły, gdy skręcili za rogiem. Zostałam sama. No dobra jest parę gołębi i wiewiórek. " Nie ma, co. Cudowne towarzystwo".

Po prawie dwóch godzinach czekania  wstałam i skierowałam się w stronę lasu. Jedynie tak dało się dojść do akademika. Żałowałam jednak, że nie postanowiłam iść szybciej. Spacer po parku o prawie północy nie jest cudowny. Tak to, chociaż wracałabym z miłą panią z pieskiem, a teraz musiałam iść całkiem sama.
Wracanie przez ciemny las nigdy nie należało do najprzyjemniejszych szczególnie samotny powrót. Pomimo iż z ojcem mieliśmy różne zdania zrobiłabym wszystko by się teraz do niego przytulić. Wiem, może to dziecinne, ale ja naprawdę boje się wracać sama.
Usłyszałam jakiś szmer, więc odwróciłam się nerwowo, wiatr rzucił mymi włosami do tyłu tylko grzywka padała mi na twarz. Odgarnęłam grzywkę z twarzy by lepiej widzieć. Rozglądałam się, dokoła lecz byłam sama. Las wygadał się mroczny i tajemniczy. Cienie, jakie rzucały drzewa, przez pełnie, jaka była na niebie pogarszała tylko wygląd obecny lasu.
Serce biło mi w piersi jak oszalałe, oddech zrobił się szybszy a oczy zapewne straciły niebieskie kolory. Patrzyłam z przerażeniem na to, co tu się działo. Obejrzałam się jeszcze raz i ruszyłam przed siebie, po czym wyciągnęłam telefon z kieszeni. Wybrałam numer do Seleny, jednak, gdy usłyszałam w komórce jakieś trzaski, zasięg był bardzo słaby i znikał, co kilka sekund.
- Nie rób mi tego.. Błagam- wyszeptałam popatrzyłam na ekran gdzie pojawił się sygnał połączenia.
Jednak nie odebrała Selena odezwała się jej skrzynka pocztowa.
" Cześć tu Selena, nie mogę teraz rozmawiać, ale oddzwonię, tylko nagraj się po sygnale"
- Jasna cholera gdzieś ty jest!? Zafundowałaś mi samotny powrót przez ciemny las, całkiem samej o północy. Miałyśmy razem wracać, a ty zostawiłaś mnie samą. Jeśli poszłaś z Erickiem to cię zabije! Zadzwoń do mnie jak najszybciej.

Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni. Nie wiem, po co dzwoniłam. Dobrze wiedziałam, że odsłucha tą wiadomość dopiero za tydzień. Nagle usłyszałam dźwięk łamiącej się gałęzi, więc obejrzałam sie za siebie. 
- Boże niech to się skończy- wyszeptałam i wypuściłam powietrze. Gdy nagle ktoś zakrył mi usta. Zaczęłam się szarpać, lecz ten ktoś okazał sie silniejszy.
- Piśnij tylko a cię zabije..
- Nie groź mi- warknęłam.
- Nie grożę obiecuje- Poczułam jak przykłada mi do szyi coś zminego. Trzymał przy moim gardle nóż, gdy nagle wypuścił mnie i rzucił a ja upadając walnęłam o drzewo.
- Odejdź pierdolony zboczeńcu!- Wrzasknełam.
- Nie wierć się do cholery- wymierzył mi solidny policzek a ja zawyłam z bólu.
- POMOCY!
**
Płakałam, wyrywałam się, ale na marne. Miał nawet gdzie przekleństwa kierowane w jego stronę. Myślałam, że to koniec, gdy nagle usłyszałam jakieś kroki.
- Pomocy!- Wrzasknełam, za co wymierzył mi taki policzek, że zaczeło szczypać jak cholera- Pomocy!
Kroki zrobiły się jeszcze głośniejsze a ten drań wyszeptał:
- Pożałujesz tego- po czym uciekł. Skuliłam się, gdy nagle ktoś do mnie podbiegł i wyszeptał:
- Wszystko w porządku?
Zamiast odpowiedzi ryknęłam płaczem.
- Ciśś jesteś bezpieczna- szepnął, po czym zdjął swoja marynarkę i narzucił mi na ramiona- Trzeba to zgłosić.
- NIE!
- Musi zapłacić za to, co ci zrobił- powiedział gniewnie, lecz nagle jego oczy poszerzyły się, z przerażenia- Matko boska ty krwawisz.
 Drżącą ręką dotknęłam szyi i poczułam coś mokrego pod palcami, po chwili z przestrachem odkryłam, że to moja krew.
- To.. To nic, zaraz przestanie.
- Musi zobaczyć cię lekarz.
- Nie.. Proszę nie- skuliłam się i znów ryknęłam płaczem usiadł obok mnie i przytulił do siebie. O dziwo wtuliłam się w niego. Gdyby nie on nadal by..
- Mogę wiedzieć jak nazywa sie mój wybawiciel.
 Nie znajomy uśmiechnął się nieśmiało i wyszeptał:
- Michael, a ty?
- Vi..Violet- opuszkami palców dotknęłam drżących warg. Popatrzyłam na siebie ze wstrętem.
" Nikt cię nie uratuje dziecino"
Jęknęłam zrozpaczona i ukryłam twarz w dłoniach.
- Violet spokojnie.
Podniosłam wzrok i przyjrzałam mu się dokładnie. Jego oczy patrzące na mnie z troską w odcieniu niezwykłej brązowej barwy.. Nie brązowej.. Czekoladowej.
- Nie płaczemy już?- Delikatnie wytarł kciukiem moją łzę, z policzka. Ten drobny gest sprawił, że delikatny uśmiech wpełzł mi na twarz. Wyciągnął wyhaftowaną jasno-niebieską chusteczkę i mi ją podał.
Zaśmiałam się i wydukałam:
- Szkoda ją wybrudzić.
Michael zaśmiał się łagodnie, po czym dodał:
Dasz rade wstać.
- Nie wiem chyba tak.
Wstał, po czym podał mi rękę, jednak nie umiałam ustać, kolana od razu się mi ugięły. Złapałam się jego ramienia. Potrzymał mnie w pasie i rzucił:
- Wezmę cie na ręce.
- Nie!
- Nic ci nie zrobię. Obiecuje.
Chwilę milczałam, jednak nie pewnie pokiwałam głową. Wziął mnie na ręce i skierował się w jakimś kierunku, gdy dotarliśmy do samochodu. Nagle przed oczami pojawiły mi się dziwne mroczki. Michael widząc to przełknął ślinę i posadził mnie na siedzeniu, po czym sam usiadł za kierownicą i ruszył, co chwila na mnie zerkając.
- Trzymaj się Violet. Już nie daleko... Nie poddawaj się- w jego głosie zabrzmiało przerażenie.
Spojrzałam na niego i wyszeptałam:
- Nie mam siły.
- Nie rób tego Violet. Nie wolno ci zamykać oczu.. To rozkaz nie prośba. Nie rób tego Vi..
Powoli powieki same zaczęły mi opadać.
- Otwórz te pieprzone oczy- mruknął i się zatrzymał, po czym wysiadł i otworzył drzwi od mojej strony. Wziął mnie na ręce i skierował się w stronę jakiegoś budynku, po chwili byliśmy w środku, poraziło mnie trochę światło, więc zamknęłam powieki- Violet proszę, szedł gdzieś. Nim straciłam przytomność usłyszałam głos, który odbił się echem kryjąc panikę i przerażenie:


- Dzwońcie po Conrada!


Przepraszam, ze ta notka jest taka dramatyczna, ale ostatnio wzieła mnie taka wena, do tego to będzie też miało znaczenie w " Przyszłości" no, ale nic. Przepraszam za błędy. Chcecie ciąg dalszy? Acha tak wyglądają postacie.


Violet Baker ( 17 l.)
Michael Jackson (25 l.)

Daniel Baker ( 19 l.) Kuzyn Violet.
Selena Morgan ( 17 l.) Przyjaciółka Violet.

sobota, 25 kwietnia 2015

11. I Love You, Liberian Girl

Hej Mery Jackson zadała pytanie kiedy nowa Don't Walk Away.. Więc teraz wybór należy do was, kiedy byście chcieli nową notkę z D.W.A? mam ją napisaną więc mi to jest obojętne wybór należy do was.
Chciałbym też przeprosić za ilość błędów, bo naprawdę jest ich wręcz maskakrycznie dużo.


Zapraszam do czytania...

W głowie miałam mętlik. Kiedy przyłożyłam rękę do ust nie myślałam o niczym innym jak o tym, żeby skończyć te cierpienie? Nie chciałam pamiętać tego, co robił mi Danny, nie chciałam by moja miłość do Michaela w ogóle była. To jest zakazane. Nie powinno tego być. Otworzyłam usta, i już przechylałam rękę, gdy..
" Będę tęsknił, ale wiem, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie"
To zdanie wyszeptał Michael w dzień, kiedy wyjeżdżał. Siedziałam wtedy na parapecie patrząc przez okno. Myślał, że nie chce na niego patrzeć, lecz prawda była inna. Nie chciałam by widziął, jak mnie to boli, że wyjeżdża. Że mnie zostawia. Nie mogłam tego zrobić, dałam mu słowo. Siedziałam tak, gdy nagle do pokoju wpadła roześmiana Rose. Nie miałam nawet czasu zapytać się, co tu robi, gdy zamarła z ręką na klamce widząc, co chce zrobić.
- Angie.
- Rose, co ty tu robisz?- Zapytałam nerwowo.
- Nie rób tego.
- Nie zrobię- spuściłam głowę.
Usiadła na łóżku i wzięła opakowanie po tabletkach.
- Nie wzięłaś ani jednej?
- Nie..
- Co tu się dzieje?- Do pokoju wkroczyła Tiff- Boże Angie- zakryła usta dłonią.- Dziewczyno coś ty chciała zrobić?
Usiadła obok swojej córki, wybuchłam płaczem wtedy ona pogłaskała mnie po włosach.
- Już dobrze, nie płacz.
- Boże, co ja chciałam zrobić?!- Ukryłam twarz w dłoniach.
- Chciałaś popełnić największe głupstwo, jakie można- odparła.

.
- Powiesz Michaelowi?
- Nie wiem, co mam zrobić. Boje się, że to powtórzysz- odparła smutno.
- Nie mam zamiaru- To było nagle.
- Angie może powinien porozmawiać z tobą psycholog?
- Nie, bo znów mnie zamkną!
- Co? Angie.
- Gdy miałam 16 lat chciałam się zabić. Chciałam skoczyć pod pociąg- pociągnęłam nosem- Ale żyję, dzięki Michaelowi. Przechodził tamtędy i mnie odciągnął, w ostatniej chwili- dodałam wycierając łzy.- Pilnował mnie tydzień, ale uciekłam.
- Dlaczego?
- Bo..Wiedziałam, ze on jest inny, ale nie chciałam by ktoś znów mnie skrzywdził. Znów dotykał. Nie chciałam tego. A najgorsze było to, że on zaczął się przywiązywać. I ja...
- Poczułaś coś do niego- pokiwałam głową.
- Gdy wróciłam do domu, " Ojczym"- nie chciało przejść mi to przez gardło.- Wysłał mnie tam, mówiąc, że to pomoże. Siedziałam tam rok, i myślałam, że wszystko wróci do normy, ale on znów chciał to robić, ale obiecałam sobie, że nie zrobię sobie nic. Nie będę przez to bydle płakać- dodałam przyciągająca nogi pod brodę- Obiecałam Michaelowi, że się nie poddam.
- To, dlatego Michael cię uspokajał w nocy?- Kiwnęłam głową.
- Powiedziałam mu .. O wszystkim. A teraz go nie ma i sobie nie radzę- wyszeptała: - Tak cholernie go potrzebuje!
- To, dlaczego się od niego odcięłaś?
- Bo Lisa się z nim prze zemnie kłóciła- zerwałam się z miejsca i wyszłam na balkon- Nie chciałam by prze zemnie cierpiał. Zawsze chciałam dla niego dobrze.
- Myślisz, że to dobra decyzja..
- Nie wiem, co jest właściwe a co nie...
- Dlaczego wy tacy jesteście. Najpierw on teraz ty..
- Dla tego, ze jesteśmy tak samo rozdarci. Nie wiemy, co jest właściwe a co nie...
****
Gdy weszłam do kuchni usłyszałam płacz. Dokładniej płacz Mac'a. On prawie nigdy nie płacze.
- Hej potworze, co jest?
Mac spojrzał na mnie, podbiegł i się przytulił.
- Nigdy tego nie rób. Nie zostawiaj mnie. Jesteś cholera jasna moją laską.. Pomyślałaś, co bym poczuł- mruknął.
- Potworku, o co chodzi?
- Gdy schodziłem do kuchni posłyszałem jak Tiff mówiła, że chciałaś się zabić.
Spojrzałam z wyrzutem na Tiff, która odwróciła głowę.
- Kochaneczku już wszystko w porządku?
- Nie zostawisz mnie?
- Na razie nie..
- Obiecujesz?- Zapytał i spojrzał na mnie tymi swoimi słodkimi oczkami

- Obiecuje.. Aż tak się przejąłeś?- Poczochrałam jego włosy.
- Nie po prostu nie miał bym takiej cudownej laski jak ty- odparł uśmiechając się szeroko." Dawny Mac powrócił"
- Dziękuje cieszy mnie to.
- Jesteś naj ładniejszą i naj przyzwoitszą, jaką znam.
- Mac nie zarywaj przed śniadaniem- w kuchni pojawiła się Rose.
- Jesteś zazdrosna- mruknęłam z uśmiechem, no, co- pogłaskałam go po policzku. Nachyliłam się i dałam mu całusa a on uśmiechnął się szeroko.
- I to nazywa się przywitanie- mruknął siadając do stołu.
- Dobra ludziska, musimy porozmawiać o czymś innym. A dokładniej o urodzinach Michaela, bo ma taki pomysł, że....
***
- Wszystkiego Najlepszego!- Wykrzyknęliśmy, gdy jubilat raczył się pojawić. Michael stanął jak wryty, na co wszyscy zachichotaliśmy.
" A co mi szkodzi".
Nie wytrzymałam i do niego podbiegłam, po czym rzuciłam mu się na szyję, okręcił mnie w koło, po czym spojrzał mi w oczy.
- Najlepszego Piotrusiu.
- Oh Angie..
- Tęskniłam Paskudo.
- Ja za tobą też wredna babo.
- Menda.
- Świnia.
- Osz ty- trzepnęłam go w ramie. Wszyscy zachichotali, na ten widok, po czym odezwała się Rose.
- Tęskniłeś, co królu?
- Nawet nie wiecie jak.
- - Michael- koło nas pojawiła się Tiff z tortem.


: Happy Birthday to You
Happy Birthday to You
Happy Birthday Dear Michael
-Krzyknęliśmy a Michael zawstydzony odwrócił głowę. Przygryzł wargę i spojrzał niepewnie na mnie.
- Pomyśl życzenie- rzuciłam. Przymknął oczy, po czym zdmuchał świeczki a wszyscy zaczęli klaskać.- O czym pomyślałeś.
- A co ty tak chcesz wszystko wiedzieć.
- Bo jestem ciekawska- Michale zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie, po czym pocałował w skroń. Oparłam głowę o jego tors.
- Może powiesz jakąś przemowę?- Zaproponowała odważnie Rose.
- Emm nie wiem, co powiedzieć, to jest cudowne. Cudowne jest to, że jesteście tu ze mną. To najlepszy prezent, jaki mogłem dostać. Kiedy dziś rano Wayne pokazał mi nagranie, chciało mi się płakać ze szczęścia, a teraz.. Boże jesteście tu ze mną, do tego z cudownemu tortem urodzinowym. Dziękuje wam, to są najlepsze urodziny, jakie kiedykolwiek miałem- uśmiechnął się nieśmiało.
- Jeszcze wiele takich urodzin przed tobą. My tego dopilnujemy- powiedziałam.
- Tak?- pokiwałam głową-, Kto o tym wiedział.
- Wszyscy nie licząc ciebie- mruknęła Rose- Wayne też.
Michael spuścił zawstydzony głowę a ja wyszeptałam mu na ucho:
- Nie mam romansu z Waynem.
- Skąd wiesz?
- Dobrze wiem, że go podsłuchiwałeś, i coś uroiłeś sobie w tej główce. Z resztą Wayne powiedział, ze przez całą drogę byłeś nadąsany- mruknęłam- Mój zazdrośnik.
- Na pewno wy nie..
- Nie.. Kocham innego- Michael to słysząc posmutniał: - Ty go dobrze znasz- dodałam i podeszłam do Elizabeth.
- Dobra ludziska zaczynamy składać życzenia - zarządziła Rose.
- ja będę pierwszy!- Wykrzyknął Mac, podszedł do Michaela, lecz najpierw spojrzał na mnie: - Cześć śliczna.
- Mac cały lot do mnie zarywałeś- powiedziałam- daruj sobie.
- mac proszę, teraz moja kolej- Michael puścił mu oczko, na co ten się zaśmiał, spojrzałam oskarżycielsko na Michaela, jednak zamiast się wkurzyć, złapałam go za kołnierzyk koszuli i wyszeptałam:
- Pogadamy na pomoście.
- We dwoje- dodał.
- I nikogo..
- Więcej nam do szczęścia nie trzeba- wyszczerzył się a ja przewróciłam oczami.
***
Wszyscy złożyliśmy m życzenia. Chciałam z nim na spokojnie porozmawiać, lecz co chwila, kto do niego podchodził. Z resztą, co się dziwić. Usiadłam, więc w cieniu na kocu z książką. Chciałam ja czytać, ale cały czas czułam na sobie wzrok Michaela. Podniosłam głowę i w tym samym czasie Michael posyłał jeden z tych jego anielskich uśmiechów. Zawstydzona spuściłam głowę, miałam nadzieję, że do mnie podejdzie, i już miał to robić, gdy podeszła do niego Betty.
Zaśmiałam się i wstałam, po czym wolnym krokiem szłam przed siebie. W końcu dotarłam na mały pomost, słońce akurat chowało się za horyzontem a niebo przybierało pięknych barw. Oparłam się o barierkę i głośno westchnęłam.
- Czyż niebo nie jest dziś przepiękne- odwróciłam się i stałam z nim twarz w twarz.
- Nie tylko niebo.
- O z tym się zgodzę. Wyglądasz dziś przepięknie- mruknął wesoło.
- Powiedział prawdziwy przystojniak.
- Angie..
- Michael muszę ci coś powiedzieć.
- Zaraz proszę znienawidź mnie za to- odparł błagalnie.
- Ale, za co?
- za to.
Wpił się w moje usta, po czym przyciągnął mnie do siebie. Wplątałam palce w jego loczki i przyciągnęłam go do siebie.
- Michael.... Co?.
- Angie... Ja..
- Ty?
Podniósł głowę i wyszeptał:
- zakochałem się w tobie...




 "...oczy są ślepe. Trzeba szukać sercem."
~Antoine de Saint-Exupéry



Dziś strasznie krótka, ale za to we wtorek pojawi się długi rozdzialik.
Do tego przepraszam, że tak uwziełem się na tego Antoine de Saint- Exupéry... Nie wiem co mnie tak wzieło.. już mam plany na przyszłość a nimi jest to, że przeniosę się na Szekspira.. o właśnie co wy na to?:)